Strona Główna
  Rozdziały
  Bohaterowie
 
oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo

PokeFic

„To nie jest zwykła walka. Ten mecz jest oficjalnym pojedynkiem Ligi Pokémon”

Brock

IX Pojedynek

Tomek pewnym krokiem zmierzał w kierunku Stadionu Pokémon. Duży budynek z drewna znajdował się w środku lasu, pośród drzew rzucających długie cienie. Za chłopakiem leśną dróżką podążali Bulbasaur, Lotad i Nidoran, a także Wojtek z jajkiem w rękach. Spoglądał co chwila na Pokémony brata z wyraźnym przygnębieniem na twarzy.

Ogromne, rzeźbione drzwi Stadionu otworzyły się do wewnątrz. Oczom grupy ukazała się ogromna, oświetlona hala. Na jej środku znajdowało się standardowe boisko do walk, po obu bokach którego wznosiły się niewielkie trybuny z siedzeniami w kolorze czarnym. Niedaleko pod wysokim sufitem umieszczone były okienka, przez które można było dostrzec korony drzew otaczających budynek. Wpadało przez nie do środka dużo porannego światła.

Z drzwi prowadzących na zaplecze Stadionu wyszedł Marek. Jego czarne włosy opadały na ramiona, okryte bluzką w identycznym kolorze. Tomek poczuł, że w hali zrobiło się dosyć chłodno. Wojtek zamknął za sobą drzwi. Za Markiem do hali weszła niewysoka dziewczyna z czarnymi włosami związanymi w kucyk. Miała na sobie gotycką suknię, a jej ręce oplatały dziesiątki ciemnych bransoletek. Tomek uznał, że jest prawdopodobnie jego rówieśniczką.

-Siema chłopaki – powiedział wesoło lider. – Mam nadzieję, że ciężko trenowałeś, Tomek. Poznajcie moją siostrę, Ksenię.

-Cześć, jestem Tomek – przywitał się chłopak. – A to mój brat, Wojtek.

-Siema – odparła lodowatym, wysokim głosem dziewczyna. Tomek lekko się zatrząsł.

-Umiem sam się przedstawić! – warknął Wojtek. Ksenia obróciła głowę w jego kierunku i uśmiechnęła się.

-Podoba mi się twoje podejście – powiedziała dziewczyna. – Zajmij miejsce w pierwszym rzędzie, po tej stronie – wskazała ręką. – OK?

-Spoko – odparł chłopak, udając się we wskazane miejsce.

-Możemy zacząć walkę? – spytał Marek Tomka.

-Nie ma na co czekać – powiedział chłopak. Napadły go dreszcze. Poczuł ogromną presję.

* * *

-To jest mecz o Odznakę Ciemnicy, pomiędzy liderem Stadionu Markiem a wyzywającym Tomaszem – powiedziała z opuszczoną głową pełniąca rolę arbitra Ksenia, unosząc w powietrze chorągiewki. – Każdy zawodnik może użyć trzech Pokémonów, tylko wyzywający ma prawo dokonywać zmian, może wycofać każdego walczącego jeden raz. Nie obowiązuje limit czasu...

Zza pleców Kseni dało się słyszeć głośne sapanie. Dziewczyna obróciła się. Wojtek, zauważając że wszyscy w hali patrzą się na niego, przestał wydawać dziwne odgłosy.

-Sorki, nie lubię tego słowa na „L”. – powiedział chłopak. – Kontynuuj.

-Jasne – kiwnęła głową dziewczyna. – Wybierzcie pierwszych walczących!

-Stunky, ruszaj! – nakazał Marek, rzucając przed siebie Pokéball. Z czerwonej poświaty wyłonił się Pokémon-skunks, o długim, puszystym ogonie, okrągłej głowie i podłużnym tułowiu. Drapał swoimi ostrymi pazurami powierzchnię boiska, jak gdyby rozgrzewał się przed walką.

Tomek zdenerwował się. Poprzedniego dnia Dawid również stoczył walkę ze Stunky’m. Stracił przeciwko niemu jednego Pokémona, ale później Arcanine zmiótł przeciwnika z powierzchni ziemi. Chłopak był zdeterminowany, by pokazać się z lepszej strony niż Dawid.

-Wybieraj coś! – krzyknął z trybun Wojtek. Tomek zdał sobie sprawę, iż już kilkanaście sekund stoi, zastanawiając się. Pomyślał, że Stunky jako typ trujący będzie chciał zatruć przeciwnika. Chłopak postanowił nie dopuścić do tego.

-Nidoran, wyjdź pierwsza – nakazał. Pokémon-króliczka z nieskrywaną wściekłością wystąpiła na środek boiska.

-Zacznijcie walkę – wykrzyknęła Ksenia, opuszczając obie chorągiewki.

-Pierwszy ruch dla ciebie – grzecznie zaproponował Marek.

-Dzięki! Nidoran, Trujące Strzały! – nakazał chłopak.

Pokémon Tomka otworzył szeroko usta, ukazując swoje błyszczące siekacze. Z paszczy Nidoran wystrzeliły dziesiątki jaskraworóżowych pocisków w kształcie igieł. Wąsiki Stunky’ego zatrzepotały, po czym Pokémon usunął się z linii strzału, biegnąc w kierunku przeciwniczki.

-Nocne Cięcie, Stunky! Już! – rozkazał Marek, wyciągając do przodu palec wskazujący.

-Odsuń się! – nakazał Tomek.

Stunky odepchnął się tylnymi nóżkami, po czym zaczął szybować w powietrzu z wyciągniętymi w bok przednimi kończynami. Obie zajarzyły się czarnym blaskiem i zaczęły się nich sypać iskry w identycznym kolorze. Nidoran, z twarzą rozpaloną złością, uskoczyła w powietrze. Kiedy zaskoczony Stunky przelatywał pod nią, został trafiony Podwójnym Wykopem. Pokémon-skunks spadł kilka metrów od Nidoran, następnie ciężko się podnosząc. Podopieczna Tomka szeroko, sadystycznie się uśmiechnęła.

-Szybka jest – powiedział Marek, obserwując, jak wykonuje atak Warczenia. – Gdyby trafiła Pokémona podatnego na ataki walczące, to byłby nokaut.

-Przecież Stunky jest typem mrocznym – stwierdził Tomek. – Podwójny Wykop jest na niego skuteczny.

-Jest za to nieskuteczny przeciw typowi trującemu Stunky’ego – powiedział lider, zdziwiony niewiedzą wyzywającego.

-No tak – Tomek puknął się otwartą dłonią w czoło. Przez stres całkowicie o tym zapomniał. – Nidoran, spróbujemy inaczej. Drapanie!

-Stunky, Furia Drapania! – nakazał Marek.

Oba Pokémony żwawo podbiegły do środka boiska. Nidoran uderzyła pazurami raz, odrzucając przeciwnika, który zdążył trafić ją dwa razy podświetlonymi pazurkami. Tomek lekko uspokoił się, widząc przewagę.

-Dokończ to Podwójnym Wykopem – nakazał. Nidoran wybiła się, odwracająć w locie tylne kończyny w kierunku przeciwnika.

-Trudno, runda dla niego – powiedział cicho przygnębiony Marek. – Memento!

Stunky, posiniaczony i zadrapany, opuścił głowę, zamykając swoje duże oczy. Wokół niego pojawiły się dwa czarne okręgi, jeden wewnątrz drugiego, w przerwie pomiędzy którymi widniały nieznajome Tomkowi symbole. Gdy Stunky stracił przytomność, kręgi uniosły się w powietrze, obracając się zarazem do pionu. Nidoran, zaskoczona, przeleciała przez ich środek. Czarne kręgi znikły, natomiast Nidoran zaczęła ciężko oddychać.

-Stunky, wracaj! – powiedział Marek, celując promieniem Pokéballa.

-Rundę wygrywa wyzywający Tomek... – powiedziała lodowatym głosem pozbawionym jakichkolwiek uczuć Ksenia; widząc zdenerwowaną twarz Pokémona, dodała – i Nidoran, oczywiście.

-Memento to atak mroczny, który powoduje, że używający go traci przytomność, ale osłabia przeciwnika – powiedział Wojtek. – Marek wie, kiedy przegrał. Brak doświadczenia Stunky’ego nadrabia własnym. Nidoran będzie miała teraz ciężej.

-Sporo wiesz o Pokémonach – stwierdziła spokojnie Ksenia. – To jajo jest twoje? – zapytała. Kontynuowała, widząc kiwnięcie głową. – Zaczekaj chwilę po meczu, muszę ci coś powiedzieć.

Tomek uśmiechnął się. Ze Stunky’m poradził sobie lepiej niż Dawid. Zanotował w pamięci, że musi mu się tym pochwalić. Nidoran, mimo zmęczenia, wydawała się zadowolona ze zwycięstwa. Wyzywającym wzrokiem spoglądała na Marka.

-Szczerze mówiąc – powiedział Marek z zamkniętymi oczyma i lekko opuszczoną głową – byłem pewien że nie jesteś wiele lepszy od tych maluchów, którzy przybiegają tu zaraz po otrzymaniu pierwszego Pokémona. Pomyliłem się, trudno – uśmiechnął się spokojnie. – Teraz przestaję się bawić i zaczynam walkę na poważnie. Murkrow, wybieram cię!

Pokéball Marka opuścił wysoki na niewiele ponad trzydzieści centymetrów Pokémon-kruk. Wszystkie jego pióra były czarne. Głowa miała kształt, jak gdyby włożył na nią kapelusz z rondem. Dziób i nogi były długie, zakrzywione i żółte. Półkoliste, czerwone oczy nadawały mu drapieżnego wyglądu. Szybko trepotał swoimi niewielkimi skrzydłami, by utrzymać się w powietrzu.

-Zaczynamy drugą rundę! – wykrzyknęła ponuro Ksenia.

-Tym razem ty zacznij – powiedział Tomek, chcąc się odwzajemnić.

-Nie omieszkam. Murkrow, Nocny Cień!

-Nidoran, Trujące Strzały!

Z dzioba ptasiego Pokémona wydobyła się fioletowa kula przepełniona duchową energią, otoczona szarą poświatą. Nidoran po raz kolejny wystrzeliła z pyszczka dziesiątki igieł. Ataki zderzyły się w powietrzu. Nocny Cień zniknął, przepuszczając kilka pocisków. Igły trafiły w skrzydło Murkrowa, nie czyniąc mu prawie żadnej szkody. Marek uśmiechnął się. Zaskoczyło to Tomka i Nidoran.

-Murkrow, szybko! Odpłacenie! – nakazał lider.

W identyczny sposób jak wcześniej Eevee Norberta, Pokémon Marka z niewiarygodną szybkością zaszarżował na przeciwniczkę. Jego skrzydła zostawiały w powietrzu żółty ślad. Tomek nie zauważył nawet momentu, w którym Murkrow odrzucił w tył trafieniem Nidoran. Kilka sekund później, podopieczny Marka znajdował się z powrotem pod samym sufitem hali. Nidoran ciężko się podniosła. Na jej skórze po ostatnim ataku widoczne były zadrapania.

-Jeśli jeszcze tego nie wiesz – powiedział Marek – to wyznaję filozofię wszechstronności, czyli...

-Wiem – uciął Tomek, zdenerwowany niepowodzeniem.

-Murkrow jest jej najlepszym dowodem. Dysponuje zarówno silnym dystansowym Nocnym Cieniem, jak i atakiem krótkiego zasięgu, Odpłaceniem. Umie korzystać z faktu, że przeciwnik zadał mu obrażenia, zwiększając siłę swoich ciosów. No i jako typ latający, też nie ma problemów z walczącym Podwójnym Wykopem – wypowiedział się lider. Musiał zaczerpnąć tchu po zakończeniu przemowy.

-Tym razem o tym pamiętałem – stwierdził chłopak. – Nidoran, jeszcze raz Trujące Strzały i uważaj! – nakazał.

Pokémon-króliczka przestała zwracać uwagę na trenera. Użyła Warczenia, które nie podziałało na pewnego siebie Murkrowa, który bez przerwy ją obserwował swoimi czerwonymi ślepiami. Marek westchnął.

-To chyba koniec walki. Murkrow, Nocny Cień!

-Nidoran, odsuń się! – krzyknął Tomek, widząc, że Pokémon nie ma siły na obronę. – Zrób unik!

Podopieczna znowu nie usłuchała chłopaka. Za pomocą Trujących Strzał zaatakowała nadlatującą kulę duchowej energii. Tomek zauważył, że Nidoran wystrzeliła tylko kilkanaście igieł. Nocny Cień skruszył Trujące Strzały i natarł z całą mocą na typ trujący. Kula odepchnęła Nidoran ze środka boiska aż pod nogi Tomka. Pokémon-króliczka straciła przytomność, natomiast Murkrow wciąż się uśmiechał.

-Rundę wygrywają lider i Murkrow – ogłosiła Ksenia, podnosząc chorągiewkę w kierunku swojego brata. Tomek wycofał Nidoran do Pokéballa.

-Dobra robota – powiedział smutno do podopiecznej chłopak. Spojrzał się na stojące za nim dwa Pokémony. – Lotad, twoja kolej.

Kiedy Pokémon-nenufar wszedł na boisko, Tomek zadrżał. Miał poważne wątpliwości, czy Lotad, podatny na typ latający Murkrowa, będzie w stanie wygrać. Myśl, że może okazać się gorszy od rywali odrywała jego uwagę od walki.

* * *

-Dlaczego wybrał Lotada? – spytała cicho Wojtka Ksenia. Chłopak lekko się uśmiechnął.

-On ma przy sobie tylko te trzy Pokémony – stwierdził. – Aż trzy – poprawił się, markotniejąc. Ksenia pokazała uśmiech wsparcia.

-Nie martw się. Znam ten ból – powiedziała, odwracając się z powrotem w kierunku pola walki. Wojtek, zdziwiony, uśmiechnął się.

-Trzecia runda, Lotad kontra Murkrow, zaczynamy.

-Absorpcja! – nakazał Tomek.

Szara kulka nie zrobiła wrażenia na Wojtku, który oglądał ten prosty trawiasty atak dziesiątki razy. Murkrow odsunął się z toru jej lotu bez najmniejszego problemu.

-Nocny Cień! – nakazał Marek. Wojtek zauważył, że używanie ataków typu duchowego nie było normą u Murkrowów.

Lotad z uśmiechem na twarzy skoczył do tyłu. Fioletowo-szara kula upadła na boisko, nie wyrządzając nikomu żadnej szkody. Pokémon-nenufar uśmiechnął się jeszcze bardziej kpiąco.

-Nie ma czasu na zabawę. Wodny Puls! – rozkazał zdenerwowany Tomek.

Wojtek obserwował, jak przed ustami Lotada pojawia się kulka wody, która wzrastała w niesamowitym tempie. Chłopak pomyślał, że jego brat całkiem dobrze dopracował ten atak. Wojtek poczuł się urażony, jako że to on przejawiał w rodzinie miłość do wodnych Pokémonów. Kula wody pędziła w kierunku latającego Murkrowa ze sporą prędkością. Pokémon Marka spokojnie zszedł atakowi z drogi. Wodny Puls rozprysnął się o sufit, powodując deszcz spadających na boisko kropelek. Chłopak na trybunach zauważył nagle wzór według jakiego atakował Marek.

-Tomek, on teraz użyje czegoś bliskiego zasięgu! – wykrzyknął Wojtek.

-Atak Skrzydeł... – powiedział Marek. – Co?! – wykrzyknął zdziwiony, obracając się w kierunku trybun. Wojtek zauważył słaby uśmiech na twarzy Kseni.

-Unik, Lotad! – krzyknął Tomek, słysząc komendę lidera.

Murkrow wykonywał atak z idealną techniką. Jego skrzydła rozbłysły białym światłem. Pokémon-kruk pikował z otwartym dziobem wprost na podopiecznego Tomka. Lotad żwawo uskoczył. Skrzydło lekko musnęło nenufar na głowie typu wodno-trawiastego. Wojtek zauważył Tomka, który odetchnął z ulgą.

Chłopak szeroko otworzył oczy. Tomek też nie wierzył w to, co widział. Lotad odleciał daleko w tył i został znokautowany. Wojtek przecierał oczy ze zdumienia. Jego brat zaniemówił.

-Lotad jest niezdolny do dalszej walki. Zwycięzcą rundy zostają lider Marek i jego Murkrow! – zawiadomiła wszystkich spokojnie Ksenia.

-Jak to możliwe?! – wykrzyknął Wojtek. – Atak latający jest skuteczny przeciw trawiastemu Lotadowi, ale on ledwo trafił!

-To specjalna zdolność Murkrowa – powiedziała Ksenia.

-Superszczęście – stwierdził Marek. – Dzięki niej Murkrow częściej niż inne Pokémony zadaje krytyczne obrażenia. Nie jesteś w stanie go pokonać.

-Tak szybko... – wyjąkał Tomek. – Tak szybko wygrał tą rundę.

* * *

Początkujący trener wycofał Lotada do Pokéballa. Sytuacja wydawała się wyjątkowo trudna. Tomek musiał pokonać dwa Pokémony lidera używając tylko jednego. Presja paraliżowała go, czuł, że nie jest w stanie pokonać Murkrowa. Nie mógł poruszyć nawet małym palcem u dłoni. Ksenia wykrzyknęła do niego, nakazując szybki wybór walczącego. Bulbasaur, dostrzegając w jakim stanie znajdował się jego trener, wystąpił na boisko. Widząc poświęcenie Pokémona, Tomek lekko się uspokoił.

-Czwarta runda – wykrzyknęła zimno Ksenia – Murkrow kontra Bulbasaur, zaczynamy!

-Bulbasaur, użyj Warczenia – rozkazał cicho Tomek.

Nie zważając na ton swojego trenera, trawiasty Pokémon głośno zawarczał. Murkrow lekko przestraszył się swojego przeciwnika. Tomek zauważył to. Lekko uśmiechnął się, zauważając słabość przeciwnika.

-Masz świetnego Murkrowa. Nocny Cień i Odpłacenie to naprawdę silne techniki, no i ma Superszczęście – powiedział Tomek.

-Dzięki – krótko odparł zaskoczony Marek. Lider zauważył, że chłopak ma coś konkretnego na myśli.

-Ale nie jest pozbawiony wad, prawda? Został trafiony tylko raz, w dodatku słabo. Mimo to ciężko dyszy, jest wyczerpany, nawet Warczenie zaczęło na niego działać. Wykonał za to sześć silnych, precyzyjnych ataków. Twojemu Murkrowowi – zawiesił głos – brakuje wytrzymałości.

-Nieźle – powiedział Wojtek. Wydawał się lekko zdziwiony. Tomek był pewien, iż zaskoczyło go to, że sam nie zauważył tego faktu. Marek szeroko otworzył oczy.

-Murkrow, Nocny Cień! Pokaż mu, że nie jesteś słaby! – nakazał.

-Bulbasaur, Ostry Liść – krzyknął Tomek. Gdy zauważył swoją szansę, wróciła mu ochota do walki.

Z dzioba ptasiego Pokémona po raz kolejny wyleciała kula przepełniona duchową energią. Tomek zauważył, że jest o połowę mniejsza od pierwszej. Podstawa bulwy na plecach Bulbasaura wypuściła kilkanaście liści w kształcie serca. Atak leciał bardzo powoli. Tomek zauważył błysk w piwnych oczach Marka. Stwierdził, że lider dostrzegł niedopracowania w ataku Ostrego Liścia.

Liście poszatkowały Nocny Cień, który rozpłynął się w powietrzu. Atak utracił jednak swoją prędkość. Murkrow, z dużym trudem, zdołał zejść z jego drogi. Liście spadły na ziemię, nie sięgając sufitu.

-Twój Pokémon też nie jest bez wad. Murkrow, kończ to szybko! Atak Skrzydeł! – rozkazał lider.

-Bulbasaur, strąć go Dzikim Pnączem! – nakazał wyzywający.

Z podstawy bulwy Bulbasaura wysunęły się dwie ciemnozielone winne latorośle. Skrzydła Murkrowa zapłonęły białym blaskiem. Bulbasaur był gotowy, by Dzikim Pnączem strącić zmęczonego przeciwnika z nieba. Marek jednak nie zamierzał się poddać.

-Obrót przez lewe skrzydło – wykrzyknął – i dalej Atak Skrzydeł!

-Co?! – wrzasnęli jednocześnie Tomek i Wojtek.

W momencie, gdy Dzikie Pnącze miało trafić prawe skrzydło, Murkrow podniósł je w górę. Lewe za to opuścił w dół. Pokémon-kruk przetoczył się w powietrzu na bok, o całe trzysta sześćdziesiąt stopni. Bulbasaur wydawał się zaszokowany pudłem. Skrzydła ptaka ciągle świeciły się na biało. Murkrow, lecąc powoli, trafił Bulbasaura prosto w twarz. Pokémon-dinozaur koziołkując w tył, piszczał z bólu. Dzikie Pnącze schowało się z powrotem pod bulwę.

Tomek zauważył, że Murkrow wylądował na ziemi, wykończony. Nie miał siły z powrotem wzbić się w powietrze. Chłopak dojrzał swoją szansę.

-Bulbasaur, Uderzenie! – rozkazał.

Trawiasty Pokémon wstał, rozpędził się i staranował nieruchomego Murkrowa. Ptasi stworek spadł kilka metrów dalej po bezwładnym szybowaniu. Tomek i Bulbasaur uśmiechnęli się.

-Zwycięzcą tej rundy jest Bulbasaur i jego trener Tomek! – ogłosiła Ksenia. Na jej twarzy na chwilę pojawił się lekki uśmiech. Jej bransoletki zaszeleściły przy wymachu ręką z chorągiewką w kierunku chłopaka.

-Świetna robota, Bulba! – wykrzyknął chłopak.

Uśmiech Bulbasaura znikł. Zamknął on jedno oko, skrzywił usta. Ukląkł na jednej z przednich kończyn, nie mając siły się ruszyć. Tomek nie dowierzał temu, co się działo.

-Może i pokonałeś Murkrowa w tej rundzie – powiedział Marek, wycofując Pokémona – ale on wygrał dla mnie cały mecz. Dobił Nidoran, pokonał Lotada, a teraz uczynił Bulbasaura niezdolnym do dalszej walki. Dobra robota – pochwalił lider swojego stworka, przemawiając do Pokéballa. – Lepiej się poddaj, nie wygrasz tej rundy. Szkoda, żeby coś stało się Bulbasaurowi.

-Może... – zaczął niepewnie zrozpaczony Tomek.

Dzikie Pnącze Bulbasaura oplecione wokół ust Tomka powstrzymało chłopaka przed kontynuowaniem wypowiedzi. Trener był zaszokowany postawą podopiecznego. Trawiasty Pokémon podniósł się o własnych siłach, wycofując latorośl z powrotem pod bulwę. Chciał kontynuować walkę.

-Uprasza się lidera – stwierdziła lodowatym tonem Ksenia – o wybranie ostatniego Pokémona. W przeciwnym wypadku czeka go dyskwalifikacja.

-Zapomniałbym – przyznał Marek. – Houndour, wybieram cię!

Pokéball lidera opuścił wysoki do kolan Pokémon-pies. Miał idealnie czarną skórę i sierść, z wyjątkiem czerwonego podbrzusza i pyszczka. Wokół łap i na plecach znajdowały się białe, kostne zgrubienia przebijające skórę. Nad podłużnym, pomarańczowym pyszczkiem i strasznymi oczyma znajdowała się kość osłaniająca głowę, przypominająca zdeformowaną czaszkę z oczodołami. Houndour nastroszył swoje spiczaste uszy, zajmując pozycję do walki.

-To typ mroczno-ognisty – powiedział Wojtek. – Bulbasaur nie ma z nim szans. Jest po meczu.

-Piąta runda, Houndour kontra Bulbasaur, zaczynajcie! – ogłosiła Ksenia.

-Jeśli dobrze liczę, teraz ty możesz wykonać pierwszy ruch.

-Tak, tak – szybko powiedział Tomek. Chciał jak najszybciej skończyć ten mecz, rezultat był już dla niego nieważny. – Ostry Liść!

-Zniszcz liście Miotaczem Ognia! – nakazał Marek.

Z pyszczka Houndoura wypadł strumień ognia, gotowy zniszczyć wszystko na swojej drodze. Kilkanaście listków w mgnieniu oka spaliło się na popiół. Bulbasaur nie zdołał odsunąć się. Przyjął atak z pełną mocą. Houndour przerwał ostrzał, widząc upadającego przeciwnika. Bulbasaur wstał znowu, chwiejąc się.

-Chcesz przerwać ten mecz? – spytał się zakłopotany Marek. Tomek nie reagował. Nie potrafił się już skupić na meczu. – Więc, Houndour, musimy to lekko zakończyć. Promień Solarny, słaby!

Tomkowi przemknęło przez myśl, że Promień Solarny jest jednym z najpotężniejszych ataków typu trawiastego, ale na trawiasto-trującego Bulbasaura zadziała wyjątkowo osłabiony. Ta myśl szybko go opuściła.

Houndour otworzył szeroko pyszczek. Przed nim zaczęła gromadzić się energia świetlna, której wiry zaczęły formować się w kulę. Cały proces zajął kilkanaście sekund. Pokémon-dinozaur z szeroko otwartymi ze strachu oczami wpatrywał się w formujący się atak. Kiedy Houndour głośno zawarczał, ze świetlnej kuli wystrzelił oślepiająco jasny promień. Bulbasaur został trafiony z boku, po czym poszybował kilka metrów w powietrzu. Tomkowi chwila ta zdawała się trwać wieczność.

-Bulbasaur jest niezdolny do dalszej walki. Rundę i cały mecz wygrywają lider Marek oraz Houndour – ogłosiła Ksenia.

Tomek bez słowa wycofał Bulbasaura do Pokéballa i ruszył w kierunku wyjściowych, rzeźbionych drzwi. Zauważył ruch Marka, który wyciągnął przed siebie rękę, jak gdyby chciał go zatrzymać. Ignorując to, szeroko otworzył wrota i opuścił Stadion.

-Lepiej za nim pójdę – powiedział Wojtek, zrywając się z miejsca. Podniósł jajo, leżące na sąsiednim siedzeniu.

-Lepiej, żeby chwilę był sam – stwierdził Marek, wychodząc tylnymi drzwiami. Houndour podążył za nim.

-Chodź ze mną, myślę, że będziesz chciał zamienić ze mną dwa słowa – stwierdziła Ksenia. Po uprzednim upewnieniu się, że Marek nie widzi jej, uśmiech rozjaśnił jej twarz.

* * *

Tomek zszedł z leśnej dróżki, by przespacerować się lasem. Wiedział, że wśród drzew biegnie krótsza droga do pobliskiego Centrum Pokémon. Radość z dwóch zwycięstw wydawała się nie do przywrócenia.

Po kilku minutach drogi, chłopak dojrzał w lesie niewielkie, pulsujące jeziorko. Zastanowił się, czy gdyby nie zabrał Lotada z Niebieskich Źródeł nie musiałby teraz doświadczać szybkiego nokautu. Obserwując ruch wody, przypomniał sobie ostatni dzień w Akademii dla Przyszłych Trenerów. Każdy absolwent dostał formularz, który musiał wypełnić. Gdyby w rubryce „Wybrany Pokémon” wpisał wodnego żółwia Squirtle’a, miałby szansę pokonać Houndoura. Tomek spojrzał w niebo, zasłonięte niemal całkowicie koronami dębów. Murkrow dał się w czasie walki trafić tylko dwa razy, w dodatku jeden z nich specjalnie po to, by wzmocnić własny atak Odpłacenia.

Rozmyślanie przerwał SMS. Chłopak wyjął z kieszeni KomKoma. Paweł chwalił się zdobyciem Odznaki Szczytu. Tomek usiadł na brzegu jeziorka. Stwierdził, że jest kompletnym beztalenciem.

* * *

Mała, ciemnowłosa dziewczynka szła wzdłuż krawężnika. Nie zwracała uwagi na ulewny deszcz, jej uwagę absorbował głód. W rękach ściskała czerwono-biały Pokéball z całej siły. Jej dłonie z wysiłku stały się sine. Sabrina pokręciła głową, by odegnać wspomnienia.

Przestępczyni zmierzała czarnym BMW w kierunku Niebieskich Źródeł. Tylne siedzenia okupowało trzech członków Bandy w identycznych, biało-czarnych uniformach. Na swoim bladofioletowym, podkreślającym jej oczy, KomKomie odczytywała ostatnie wskazówki od szefa. Poprawiając wysoki kołnierz, wokół którego znajdowały się dźwiękoodporne słuchawki, dziewczyna rozmyślała o wadze swojej misji. Alternatywnie Ubarwiony Psyduck, nowa maskotka rezerwatu, musiał wpaść w ręce Bandy Mocnych Wojowników.

* * *

Ksenia podążała żwawo leśną dróżką, wiodącą do Centrum Pokémon. Czarne bransoletki i naszyjniki głośno szeleściły przy każdym kroku. Wojtek, o wiele wolniejszy, musiał często ją gonić.

-Chciałbyś zostać trenerem i mieć własnego Pokémona? – spytała zaskakującym ciepłym głosem dziewczyna. Wojtek wzdrygnął się z przerażenia. Pomyślał, że Ksenia może okazać się czarownicą chcącą najpierw go otumanić, a potem pożreć.

-Tak, jasne. Kto by nie chciał? – zapytał retorycznie cichym głosem Wojtek.

-Wiesz, od niedawna nie trzeba czekać do szesnastki, żeby móc trenować.

Te słowa spowodowały, że żołądek Wojtka podniósł się w okolice gardła. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.

-Wystarczy mieć skończone dziesięć – powiedziała miło Ksenia, uśmiechając się w kierunku chłopca. – Tyle już masz, prawda?

-Mam dwanaście... – Wojtek zastanowił się. – Dwanaście i pół.

-Od kilku miesięcy w większych miastach organizowane są turnieje – powiedziała w niezwykłym uniesieniu Ksenia – w których stawką jest licencja trenera. Klasy C, ale zawsze jakaś. Można z nią nosić jednego Pokémona na własność.

-Jednego? – zapytał Wojtek. Spojrzał na swoje jajo.

-Tak. Ten wykluje się w najbliższym czasie – stwierdziła z pewnością w głosie Ksenia. – Jeśli uda mu się do jutrzejszego wieczora, to może zdążysz się zapisać. Można się zgłaszać do osiemnastej na każdym Stadionie w mieście. Ale musisz mieć własnego Pokémona, którego będziesz używał.

-Dlaczego mi to mówisz? – spytał ciągle przestraszony, ale szczęśliwy chłopak.

-Też nie chciałam czekać – uśmiechnęła się dziewczyna. – Musiałabym gnić cały rok, mam dopiero piętnaście lat. Dwa miesiące temu wygrałam turniej i teraz mam licencję.

Wojtek pogratulował Kseni, mając nadzieję, że za kilka dni ona odwzajemni mu się z tego samego powodu. Nareszcie będzie mógł pokazać, że jest lepszy od Piotrka.

* * *

-Proszę wyleczyć moje Pokémony – poprosił pielęgniarkę z Centrum Tomek.

Kobieta skinęła z gracją głową i oddaliła się. Tomek postanowił skorzystać z okazji. Podszedł do wideofonu w korytarzu przy wejściu do Centrum. Rozmowę odebrała, jak zawsze na służbie, pielęgniarka z Nagórzyc.

-Dzień dobry, Tomku. Czemu dzwonisz tak wcześnie? – zapytała kobieta.

-Dobry – odparł krótko Tomek. – Kiedy Spearow będzie gotowa?

-Nic się nie zmieniło – stwierdziła pielęgniarka. – Pięć albo sześć dni.

-Mogę ją prosić? – spytał chłopak. – Muszę jej coś powiedzieć.

-Oczywiście. Skoro dzwonisz tak często, może przejdźmy na ty? Jestem Florencja – z dumą ogłosiła pielęgniarka, odchodząc.

Tomek starał się nie udusić, powstrzymując wybuch śmiechu. Przed ekranem po kilku minutach pojawiła się Spearow. Radośnie rozdziawiła dziób widząc swojego trenera. Chłopak zauważył, że jego podopieczna ma mniej bandaży na skrzydle niż dzień wcześniej.

-Spearow, czujesz się lepiej? – spytał. Odpowiedziało mu radosne ćwierkanie. – Właśnie przegrałem walkę o Odznakę Ciemnicy. Chciałbym, żebyś zaraz po zakończeniu leczenia wyleciała na wolność. Kończę z trenowaniem Pokémonów.

Pokémon-wróbel naburmuszyła się. Swoim ostrym dzióbkiem zaczęła pukać w ekran wideofonu, nie przyjmując tej informacji do wiadomości. Tomek szybko rozłączył się. Niewzruszony, poszedł odebrać swoje Pokémony.

* * *

Wyspę porastały różnorakie drzewa iglaste i krzaki. Sabrina posunęła but po ziemi, wyczuwając zeschniętą ściółkę pod stopami. W oddali widoczne były niebieskozielone pulsujące źródła.

Sabrina uśmiechała się zawistnie. Na małej wysepce otoczonej wodą, już tylko ona, Whismur, Swablu i gruba strażniczka rezerwatu stali na nogach. Wokół nich leżało kilkunastu stróżów ubranych w jednolite, pomarańczowe stroje robocze. Pokémon-ptak członkini BMW spisał się na medal, używając Śpiewu do wyeliminowania ochrony.

-Sabrino! – wykrzyknęła gniewnie kobieta. – Jak możesz nas zdradzać? Byliśmy dla ciebie jak rodzina przez cały miesiąc.

-Nie nazywaj mnie tak, beko – gniewnym, ale nie podniesionym głosem powiedziała dziewczyna. – Jestem Pani Dźwięku, członkini Bandy Mocnych Wojowników. Zejdź mi z drogi.

-Nie oddam ci go!

Zza pleców strażniczki wychylał się Błyszczący Psyduck. Jego lazurowe ciało i bladoniebieski dziób współgrały z kolorem pulsującej wody. Pustym wzrokiem wpatrywał się w przestępczynię.

-Więc stocz ze mną walkę Pokémon, byle szybko, nie mam czasu – naciskała Sabrina.

-Zapomniałam wziąć ze sobą Pokémonów... – powiedziała smutno strażniczka. Dziewczyna zdenerwowała się.

-Więc zrób dla mnie przejście! Whismur, Rozgłos, już!

Mały, różowy Pokémon odchylił do tyłu swoje ogromne uszy. Z jego małych ust wypłynęła różowa fala dźwięku. Gruba strażniczka wpadła do wody, powodując przy tym ogromny plusk.

-Zawsze byłam ciekawa, ile o ile podniesie się poziom wody, jeśli ona tam wpadnie – powiedziała z sadystycznym samozachwytem Pani Dźwięku. – A ty, Psyduck, idziesz ze mną.

* * *

Tomek przyglądał się swojemu odbiciu w wodzie. Dzień wcześniej podziwiał walkę Dawida na Stadionie, łapał Pokémony i myślał, jak ciemnozielona lekka bluzka wpłynie na jego sławę. Zauważył, że jego brązowe włosy opadają na ramiona identycznie jak Marka. Bez chwili zastanowienia, wystraszony, spiął je w kucyk. Stwierdzając, że teraz przypomina Ksenię, odsunął się od tafli wody.

Lotad spokojnie okrążał jeziorko, z głupim uśmiechem na twarzy. Obok niego spały Bulbasaur i Nidoran, zwrócone do siebie ogonami. Chłopak przypominając sobie ich walkę nie odczuwał ani trochę radości. Nie był pewien, w jaki sposób miał im przekazać, że są wolne.

-Mogę się przysiąść? – Tomek usłyszał głos Marka zza pleców. Chłopak niechętnie skinął głową. – Przyznaję, że zaskoczyłeś mnie. Od miesiąca żaden początkujący trener nie pokonał mojego Pokémona gdy walczyłem na serio.

-Kto był ostatni? – zapytał chłopak.

-Moja siostrzyczka – odparł lider, siadając na wilgotnej glebie. Wsparł się na odchylonych za plecy ramionach.

-Miesiąc temu nie mogła być początkująca – powiedział ponuro Tomek, ciesząc się, że rozmowa nie dotyczy jego walki. – Startery rozdawane są pierwszego września.

-To dłuższa historia. W każdym razie, jej Sneasel zniszczyła Murkrowa. Ciężko mi to przyznać – uśmiechnął się – ale Ksenia jest całkiem niezła.

-Jako typ w połowie lodowy, miał przewagę – stwierdził krótko Tomek.

-Tak. Ale pokonała go dopiero w dziesiątej walce.

Tomek, zaskoczony, spojrzał na twarz Marka. Była rozjaśniona szerokim uśmiechem. Lider odchylił głowę do tyłu.

-Tanio skóry nie sprzedałem. Mimo przewagi typu Sneasel – te słowa wypowiedział wyjątkowo głośno – nie dawałem się długo pokonać.

-Nieźle – uciął chłopak. Miał dziwne uczucie, że Marek próbuje przekazać mu jakąś informację.

-Dobra. Pamiętaj, co ci powiedziałem.

Marek podniósł się z ziemi i odgarnął swoje czarne włosy z twarzy, Otrzepał identycznie ubarwiony sweter, wpatrując się w jeziorko. Powolnym krokiem oddalił się w kierunku swojego Stadionu. Tomek przyjrzał się śpiącym Lotadowi, Nidoran i Bulbasaurowi, wyraźnie uśmiechniętych. Z pewnością śnili piękne sny.

* * *

Za oknem błyszczały gwiazdy. Wojtek ustawił swoje jajo Pokémon na drewnianym krześle. Tomek, z wątpiącym uśmiechem, obserwował próby ustawienia lampy z kąta pokoju, by oświetlała cenną własność jego brata.

-Co właściwie chcesz osiągnąć? – spytał Tomek. – Upiec na miękko? A może to ma być przesłuchanie? – zapytał, widząc Wojtka pochylającego się nad jajem umieszczonym tuż pod lampą niczym spec od tortur.

-Raczej inkubator.

-Wersja chałupnicza, niskobudżetowa... – zaczął chłopak. – Chwila. Inkubator? Po co chcesz, żeby się szybko wykluł?

-Ważna sprawa. Pójdziesz ze mną jutro gdzieś coś podpisać?

-Co, gdzie i czemu mnie w to mieszasz?

-Potrzebuję podpisu trenera klasy B – powiedział Wojtek, unikając dwóch pierwszych pytań.

-Może zwracasz się do złej osoby – cicho stwierdził Tomek. – Idę się przejść.

Chłopak wychodząc na korytarz zamknął drzwi do swojego pokoju w Centrum Pokémon. Przed północą, budynek był już niemal całkowicie pusty. Tomek usiadł na jednej z obitych pluszem ławeczek. Stwierdził, że najwyższy czas zastanowić się nad słowami Marka.

Sneasel. Tomek pomyślał o mroczno-lodowym Pokémonie-łasicy. Marek nie mógł wymienić go przypadkowo. Mówił też o przewadze typu. Chłopak stwierdził, iż lider musiał uważać efektywność ataków za klucz do zwycięstwa z silniejszym Pokémonem. Tomek zwrócił uwagę, że to rozwiązanie byłoby za proste. Marek podczas walki Dawida nie poparł jego punktu widzenia na temat przewagi typów.

Tomek doznał olśnienia. To właśnie we fragmencie o przewadze typu leżało przesłanie słów lidera. Dwa trawiaste Pokémony Tomka walczyły z Murkrowem, używającym latających ataków. Jeden z nich zdołał go znokautować. Tymczasem mającemu przewagę Sneaselowi pokonanie kruczego stworka zajęło aż dziesięć podejść. Marek dawał chłopakowi do zrozumienia, że dobrze sobie poradził.

Tomek przypomniał sobie, jak sprytnie zdołał pokonać Spearow, powstrzymać łysego bandytę, zniszczyć bazę Bandy Mocnych Wojowników i dostrzec słabość Pokémonów lidera. Zauważył, że wymagało to sporych umiejętności. Chłopak uśmiechnął się, myśląc, że Marka czeka wkrótce znacznie trudniejsze zadanie.

Wkraczając z powrotem do pokoju, zauważył Wojtka wpatrującego się w jajo wsparte o oparcie drewnianego krzesła. Chłopak położył się na łóżku myśląc, że będzie musiał jeszcze raz zadzwonić do Florencji.

-To po co ci podpis trenera? – zapytał Tomek.

* * *

-Jak zwykle doskonale, Pani Dźwięku – powiedział do swojej podwładnej szef Bandy Mocnych Wojowników. Na środku jego biurka leżał jasnobłękitny Błyszczący Psyduck, wpatrujący się w Sabrinę nieobecnym wzrokiem.

-Dziękuję, szefie – odpowiedziała dziewczyna. – Kiedy ruszam w następną misję?

Skorupi powstał z podłogi pomieszczenia, zbliżając się do narożnika pokoju. Na drążku zawieszonym w kącie spoczywały jego przyjaciel Murkrow i kilkakrotnie większy od niego Honchkrow. Sabrina dziwiła się zawsze zamiłowaniu swojego przełożonego do tej pary.

-Czas na przerwę – stwierdził szef. – Inni też muszą zdobyć doświadczenie. Nie mogę zbytnio cię męczyć. Czekaj na kontakt – nakazał.

Sabrina posłusznie skinęła głową, wychodząc z zaciemnionego pomieszczenia. Jej twarz wykrzywiał sadystyczny uśmiech.

* * *

Nie minęła nawet minuta od odejścia Pani Dźwięku, gdy mężczyzna odebrał telefon od swojej córki. Liwia uśmiechała się szeroko, zdając relację ze spotkania z Adrianem. Na jej lewym ramieniu siedziała apatyczna Snubbull.

-Potem razem zjedliśmy pizzę i piliśmy koktajle. Ja rozlałam swój na nową miniówkę za dwieście złotych, ale on mi ją wytarł...

Mężczyzna, zdając sobie sprawę, jak krótka jest spódniczka Liwii, spochmurniał. Miał bardzo dużo pilnych zajęć w związku z planowaniem kolejnych akcji i nie miał nastroju do rozmowy z córką. Martwił się też związkiem dziewczyny z nieznajomym chłopakiem.

-A wiesz, ile ten Adrian ma pieniędzy? – spytał mężczyzna. Widząc zaskoczenie Liwii, zdecydował się ciągnąć wypowiedź. – Nie zamierzam płacić darmozjadowi, żeby nadawał się dla mojej córki. Jesteś wyjątkowa, Liwio, i musisz o tym pamiętać.

Szef BMW rozłączył się, zostawiając swoją córkę oszołomioną.

* * *

Spearow siedziała na wygodnym, miękkim szpitalnym łóżku. Miała całkiem sporo powodów do zadowolenia. Kilka godzin wcześniej ostatecznie zdjęto bandaże ze skrzydeł, a napis „ODCINEK 23861” sugerował, że zaczyna się kolejny odcinek jej ulubionego serialu, „Zakochanych aż po grób”. Jednakże słowa Tomka wytrąciły ją z równowagi.

-Spearow, kochana, masz telefon – poinformowała Pokémon-wróbla Florencja, jak zawsze w stroju pielęgniarskim. – Dzwoni twój trener.

"Czego ten tchórz znowu chce?" powiedziała do siebie romantyczka, z naburmuszoną miną.

Spearow zajęła swoje zwyczajowe miejsce przy wideofonie. Na przywitanie Tomka, dziobnęła ze złością ekran. Chłopak uśmiechnął się. Pokémon-ptak przestała atakować jego obraz, zastanawiając się, co tak go zmieniło w ciągu kilku godzin.

-Cześć, widzę, że nie masz już bandażu! – radośnie powitał ją trener.

"No, patrz" ćwierkała groźnie Spearow "jaki spostrzegawczy się zrobił."

-Jednak zostanę trenerem, przynajmniej jakiś czas – stwierdził Tomek. – Co o tym...

Pokémon kliknął przycisk z napisem „ROZŁĄCZ”, zaczerniając cały ekran wideofonu. Spearow lekko otworzyła dzióbek.

"Jaki on niedojrzały i rozchwiany emocjonalnie" pomyślała.

'

'


'

'

'

Pokémony, które wystąpiły w tym rozdziale (najedź myszką, żeby przeczytać imię):

#001 Bulbasaur #270 Lotad #029 Nidoran (samica) #434 Stunky #198 Murkrow #228 Houndour #215 Sneasel #054 Psyduck (Błyszczący) #007 Squirtle #021 Spearow #293 Whismur #333 Swablu #451 Skorupi #430 Honchkrow #209 Snubbull

Powrót