Strona Główna
  Rozdziały
  Bohaterowie
 
oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo

PokeFic

Może sobie pan zażyczyć samochód w każdym kolorze, byleby był to czarny.

Henry Ford

VI. BMW

W idealnie czystej sali szpitalnej znajdowały się tylko dwa łóżka; jedno było zajęte. Pod lekkim kocem leżał wysoki, łysy mężczyzna z tatuażem w kształcie krokodyla na policzku. W pozycji siedzącej, przeglądał jakieś tani, kolorowy magazyn. Rozległo się pukanie. Zanim chory zdążył obrócić głowę, do sali weszła młoda, modnie ubrana dziewczyna. Nie wyglądała na starszą niż dwadzieścia lat; miała długie, proste, kasztanowe włosy. Łysy zwrócił uwagę, że ledwo zmieściła się w drzwiach, podobnie jak on. Pomyślał, że mogłaby uprawiać koszykówkę, gdyby nie zajmowała się przestępstwami.

-Nieźle się załatwiłeś – zaczęła dziewczyna, siadając na plastikowym krześle obok łóżka. – Miałeś nie atakować tej dziewczyny, szef mało wyraźnie ci to powiedział?

-W zasadzie - stwierdził łysy – to pomyślałem...

-Nie żartuj – parsknęła śmiechem dziewczyna – ty nie myślisz.

-Dobra... Przyszło mi do głowy, że to dlatego, że jest silna... Więc jakoś bym się pokazał przed szefem...

Zapadła cisza. Dziewczyna zdawała się wyraźnie zdziwiona. Jej przestraszone, bladofioletowe oczy zdradzały, że myślała o czymś groźnym.

-Powiem ci coś, ale siedź cicho – powiedziała dziewczyna. Łysy skinął głową. – Ta dziewczyna, to córka szefa.

-Aaa... – bandyta wrócił myślami do sytuacji, gdy zaatakowana przez niego zwróciła się do jego szefa „tato”.

-Masz tego nikomu nie mówić!

-Dobra, Sabrina. A co z Koksem i Mięśniem?

Sabrina podniosła wzrok ku sufitowi. Wydawała się zażenowana pytaniem. Łysy przestraszył się, że stało się TO...

-Zabrali je. I przekazali jakimś innym członkom Bandy...

-Nie... – chciał wykrzyknąć łysy. Głos zamarł mu w gardle, wobec czego ograniczył się do kilku cichych przekleństw.

-Tak miałeś w kontrakcie. No i oczywiście możesz zapomnieć o jakimkolwiek wynagrodzeniu.

-Co tam kasa! Proszę, dowiedz się, gdzie moje Pokémony... – znowu urwał. Ciągle był bardzo osłabiony.

-Skoro nie jesteś w stanie gadać, to już idę. Miłego leczenia się z Ataku Toksyn...

-Chwila – zatrzymał wychodzącą właśnie Sabrinę łysy. – A jak twoja misja?

-Na Niebieskich Źródłach nie ma niczego interesującego poza Błyszczącym Psyduckiem. Za dobrze go pilnują, żebym go dorwała.

-Nie było problemów?

-Jeden Lotad cały czas za mną łaził – Sabrina aż zatrzęsła się z oburzenia. Na chwilę umilkła. Wzięła głęboki oddech, jakby odczuła wielką ulgę. – Ale jakiś frajerski trener go zabrał. Na razie.

Sabrina zamknęła za sobą drzwi, zostawiając łysego samego. Z korytarza dało się słyszeć dźwięk obcasów.

* * *

Bulbasaur leżał na ziemi z uśmiechem na twarzy. Miał okazję popatrzeć na cudzy wysiłek z wygodnej pozycji. Spearow latała nieopodal z zawrotną prędkością wokół dwóch brzóz odległych od siebie o kilkadziesiąt metrów.

Tomek obserwował okolicę i swojego Pokémona z niepewnością. Przychodził w to miejsce wiele razy i znał okolicę na pamięć. Wielki, stromy, żółty pagórek, pokryty na szczycie drzewami, zdecydowanie rzucał się w oczy. Niestety, o Grotach w Nagórzcach nie mógł opowiedzieć nic ponadto, że miliony lat wcześniej skały, z których są zbudowane, powstały z piasku kwarcowego, a same jaskinie – wejście do których od kilku lat zagrodzone było kratami - wydrążone przez ludzi.

Zastanawiając się, czemu nikt nie napisał jeszcze o Grotach na Wikipedii, przeszedł do drugiego problemu. Ostatniej nocy doszedł do wniosku, że w walce o Odznakę Ciemnicy w Łodzi będzie potrzebował silnego ataku. Jego Pokémon-wróbel poszedł na pierwszy ogień – celem było nauczenie go Pikowania. Niestety, nie wszystko było takie proste. Prędkość, którą rozwijała Spearow, była wciąż za niska.

-No dobrze, Spearow! Chwila przerwy – niechętnie krzyknął Tomek. Pokémon z radością przerwał ćwiczenia.

Chłopak nie był tak szczęśliwy jak jego podopieczna. Dawid był w Łodzi już blisko tydzień i miał mnóstwo czasu na zdobycie odznaki. Nie wątpił, że jego Charmander i Growlithe nie mają czasu na odpoczynek. Tymczasem, Bulbasaur bez odpowiedniej zachęty nie trenował, ani tym bardziej nie walczył, Spearow nie miała odpowiedniego przygotowania, a Lotad... A Lotad znowu zniknął, pomyślał Tomek.

To była pierwsza noc, którą mieli spędzić poza domem. Chłopak zdecydował się wypróbować spanie pod gołym niebem, na wypadek, gdyby w przyszłości nie zdążyli do Centrum Pokémon. Tymczasem słońce już zachodziło, nie zdążył popracować ze Spearow, a nawet dotrzeć na miejsce, gdzie mieli się położyć.

Bulbasaur zaczął szarpać nogawkę spodni swojego trenera. Najwyraźniej chciał wskazać, gdzie poszedł Lotad.

* * *

Liwia siedziała nad brzegiem basenu ogromnego w zakątku rozległego ogrodu wokół jej rezydencji. Na powierzchni wody odbijało się zaczerwienione słońce. Qwilfish podskakiwał co chwila. Dziewczyna czuła się zdenerwowana faktem, że nie mogła się dowiedzieć, czy jest zadowolony czy nie. Snubbull położyła się w brodziku, relaksując się. Liwia tymczasem zdecydowała się zająć innym Pokémonem.

Sentret, jak inne stworki z jego gatunku, stał właśnie na swoim długim, paskowanym, puszystym ogonie. Dzięki temu, jego oczy znalazły się ponad metr nad taflą wody. Pokémon mógł w spokoju przejrzeć się w lustrze wody. Liwii nie przeszkadzał jego narcyzm, ale fakt, że nie wiedziała jakie ataki może stosować. Rotacja Obronna nie wystarczała do wygrywania walk.

Liwia zobaczyła nadchodzącego zza wysokiego żywopłotu ojca. Tym razem ubrany był w luźny, staromodny dres. Dziewczyna nie widziała go w stroju innym niż garnitur od kilku miesięcy – zawsze miał dużo pracy.

-Jak idzie praca z Sentretem? – zapytał mężczyzna.

-Nie idzie, tatusiu – zdenerwowanym głosem powiedziała dziewczyna – nie wiem jak powinnam zacząć.

-Może ja zacznę, a ty potem będziesz kontynuować?

-No dobrze... – zrezygnowanym głosem wyszeptała dziewczyna. – Sentret, koniec podziwiania siebie! Chodź tutaj, czeka cię trening.

* * *

Przy wejściu do jaskiń w dużej, żółtej skale Lotad atakiem Wodnego Pulsu zniszczył wcześniej jeden z prętów. Nie widział potrzeby, dla której miałby on istnieć.

Mały, niebieski Pokémon z ogromnym liściem nenufaru na głowie szedł coraz głębiej w ciemność. Lotad wciąż się uśmiechał, choć sam nie wiedział dlaczego. W zasadzie, mało rzeczy w ogóle wiedział.

Na końcu mrocznego tunelu zauważył migające, czerwone światło. Bez namysłu, podszedł do niego. Okazało się, że obok znajdował się niewielki, prostokątny przycisk – w ścianie. Nie dostrzegając ostrzeżenia „NIE DOTYKAĆ” wyrytego w skale, Lotad nacisnął go. Poczuł, że traci grunt pod stopami.

* * *

Tomek ze Spearow na ramieniu podszedł powoli do krat, zasłaniających wejście do jaskiń. Bulbasaur swoim Dzikim Pnączem wskazywał, że Lotad musiał wejść do środka. Tomek zauważył, że kraty są mokre, chociaż od kilku dni nie padało – przyszedł mu na myśl atak Wodnego Pulsu.

Kiedy zastanawiał się, w jaki sposób go dogonić, Spearow dziobnęła go lekko w ucho. Domyślając się, że chce mu coś przekazać, Tomek odwrócił w jej kierunku głowę. Kątem oka dostrzegł pędzący z zawrotną prędkością po położonej nieopodal ulicy samochód. Chłopak poczuł w tym momencie déja vu – przypomniał sobie ucieczkę łysego bandyty z Centrum Pokémon. Tam też zauważył czarny samochód znikający za rogiem.

-Spearow – zwrócił się chłopak do swojego Pokémona – poleć za tym samochodem, ale nie daj się zauważyć. Potem tu wróć i mnie do niego zaprowadź. Leć!

Ptak skinął swoją małą, brązową główką na znak zrozumienia. Po chwili Spearow szybowała już ponad drzewami w kierunku, w którym odjechał samochód. Tomek zwrócił uwagę, że jej szybkość bardzo się poprawiła. Miał nadzieję, że pojawienie się tego samochodu – nie potrafił wskazać marki, takie coś mógłby zrobić tylko Dawid – jest przypadkowe. Tymczasem należało zająć się Lotadem.

-Bulbasaur, jesteś większy od Lotada, ale i tak powinieneś się tu zmieścić. Wejdź, znajdź go szybko i przyprowadź tu – nakazał Tomek. – Uważaj na bulwę, sklepienie miejscami jest nisko.

Kiedy Pokémon-roślina wbiegł do środka, Tomek pożałował, że nie wziął nawet latarki, albo ognistego stworka. Chociaż płomienne Pokémony kojarzyły mu się z Dawidem i Pawłem, posiadanie jednego mogło być nocą całkiem użyteczne.

* * *

-Wypróbuj teraz Furię Drapania na tym krzaku – rozkazał ojciec Liwii.

Sentret odbił się swoim ogonem – na którym zawieszone były dwa ciężkie kamienie - w kierunku krzewu dzikich róż. Jego pazurki na łapkach zaczęły ciąć liście na drobne kawałki. Pod stopami Pokémona leżały po chwili całe stosy posiekanych resztek.

-Uważaj na kolce – krzyknęła Liwia. Była zaskoczona, że jej Sentret ma aż taką siłę ataku.

Po chwili Pokémon zapiszczał, cofając się metr do tyłu. Trenerka pomyślała, że na pewno nadział się na jeden z cierni.

-Tato, dlaczego każesz mu atakować właśnie taki krzak? To niebezpieczne.

-Poza siłą ataku – spokojnym, nudnym głosem odpowiedział mężczyzna – ważna jest też jego precyzja. Twój Sentret nie dysponuje żadnym atakiem dystansowym, więc będzie szczególnie tego potrzebował.

-Nie jestem pewna, czy warto tak go męczyć...

-Jeśli chcesz mieć silne Pokémony – ciągnął ojciec swoim nieciekawym, nauczycielskim tonem – to musisz ciężko z nimi pracować.

-Skoro tak mówisz – wyszeptała Liwia. Zwróciła teraz uwagę na skały przyczepione do ogona Sentreta – Ale ciągle nie rozumiem, po co przeszkadzać mu w ruchu tymi kamieniami.

-Prawdę mówiąc, to chciałbym zrobić ci mały prezent. Ale najpierw twój Pokémon musi wzmocnić ogon. W porządku? – mężczyzna zwrócił się do trenowanego. Gdy ten skinął głową, wydał kolejny rozkaz. – Jeszcze jedna Furia Drapania!

Sentret doskoczył do krzewu, znowu szatkując liście i łodygi.

* * *

Lotad, ze sporymi trudnościami, wygrzebał się ze stosu papierów, w które wpadł. Zapadnia nad nim zamknęła się i nie miał już możliwości powrotu tą samą drogą, którą przybył. Po chwili zastanowienia – co przyszło mu z trudem – zdecydował się poszukać wyjścia samemu. Drzwi od małego pomieszczenia, w którym się znajdował były lekko uchylone. Pokémon miał dwie możliwości. Szybko zrezygnował z możliwości popchnięcia ich delikatnie, aby poszerzyć wyjście.

Po kilku sekundach koncentracji i gromadzenia energii, Lotad wypuścił znad głowy kulę granatowej wody wielkości futbolówki, która zrobiła dziurę w środku drzwi. Lotad wyskoczył przez nowopowstały otwór z głupawym uśmieszkiem na twarzy.

Znalazł się w czymś w rodzaju korytarza. Z obu stron znajdowało się kilka wejść do innych pomieszczeń. Ściany i podłoga pokryte były błyszczącymi, jasnoniebieskimi kafelkami. Do reszty otoczenia Lotadowi nie pasowała tylko ściana naprzeciw niego – kamienista, wyglądająca jak zbocze góry. Była szeroka na dwa metry, mógłby przez nią przejechać cały samochód, gdyby tylko jej nie było, pomyślał Lotad. Zdecydował się sprawdzić jej twardość. Kiedy wysunął jedną z łapek, żeby jej dotknąć... jego nóżka przeniknęła przez ścianę, jak przez powietrze. Twierdząc, że nawet nie warto jej niszczyć, Lotad zawrócił, by szukać wyjścia gdzie indziej.

* * *

Czarne BMW w końcu zatrzymało się przed pionowym, kamiennym zboczem. Spearow usiadła spokojnie na gałęzi, mogąc wreszcie złapać oddech. Pokémon-wróbel zastanawiał się, czemu to w tak mało atrakcyjnym wizualnie i nieromantycznym miejscu zatrzymał się kierowca.

Z samochodu wysiadła wysoka, młoda dziewczyna o brązowych jak pióra Spearow włosach. Uwagę podopiecznej Tomka zwróciły jej wyjątkowe, bladofioletowe oczy. Miała wrażenie, że już kiedyś się spotkały – i to spotkanie z niewyjaśnionych przyczyn źle jej się kojarzyło.

Z siedzenia obok kierowcy przez okno wyskoczył mały, nie większy od śledzącej samochód, Pokémon. Miał kształt jajka i ciemnoróżowy kolor skóry. Jego oczy miały kształt litery X. Jego rączki i nóżki były nie większe od palca dorosłego człowieka. W utrzymaniu balansu pomagały mu ogromne uszy zakończone ciemnożółtymi półkolami. Spearow trafnie odgadła, że tym Pokémonem jest Whismur, typ normalny, znany z ataków dźwiękiem.

-Kurczę, nie wiem co ze mną jest – zwróciła się do swojego pupila dziewczyna – ale jakoś zawsze muszę sprawdzić, czy ta ściana to faktycznie hologram.

Wyciągnęła z tylnej kieszeni dżinsów pilota, po czym nacisnęła przycisk. Spearow, oniemiała, zobaczyła, jak ściana z kamieni znikła. Whismur wszedł do środka jaskini, której całość wyłożona była błyszczącymi kafelkami, podczas gdy trenerka wjechała do środka samochodem. W momencie, gdy ściana ponownie pojawiła się, Spearow odleciała z gałęzi w kierunku Grot.

* * *

Bulbasaur właśnie wrócił z wnętrza jaskini – ale sam. Tomek przestraszył się, że coś poważnego mogło stać się Lotadowi.

Pokémon-roślina narysował na ziemi za pomocą Dzikiego Pnącza mały kwadracik i napis „NIE DOTYKAĆ”. Chłopak nie domyślił się, co właściwie miało to oznaczać.

-Jesteś pewien, że Lotada tam nie ma? – spytał Tomek. Widząc kiwanie głową i nadlatującą Spearow, kontynuował. Zwrócił się teraz do mocno wystraszonej podopiecznej. – Daleko stąd odjechał samochód?

Tym razem Pokémon Tomka potrząsnął głową na znak odpowiedzi przeczącej.

-Nie było w nim nikogo szczególnego? – Spearow znowu zaprzeczyła. - Żadnych łysoli? – reakcja taka jak wcześniej. - Nie wjechał do jakiejś tajnej kryjówki? – zażartował Tomek. Spearow pokiwała głową w pionie. Chłopak wydawał się zbity z tropu. – Powinniśmy to sprawdzić? – spytał się Pokémona. Ptak zgodził się.

Trener zastanowił się. Z jednej strony, Lotad na pewno był w jaskini, ale przecież mógł też zostać porwany przez tych z samochodu...

-Rozdzielimy się – zdecydował – Spearow, zaprowadź mnie do BMW, ale tym razem leć wolno; Bulbasaur, zostań na straży, jeśli Lotad wyjdzie, wytrop mój ślad i dołączcie do nas.

Spearow wyruszyła w kierunku zachodzącego słońca. Tomek ruszył za nią. Bulbasaur powąchał ślad buta Tomka, po czym odwrócił się, by obserwować wyjście z jaskini.

* * *

Sentret ciężko dyszał, stojąc nad brzegiem basenu. Swoim puszystym ogonem kręcił w wodzie kółka. Ciągle zawieszone były na nim kamienie. Liwia, obserwując Pokémona razem ze Snubbull i Qwilfishem, ciągle nie widziała sensu we wzmacnianiu ogona. Rotacja Obronna bazowała na szybkości obrotów, a nie wytrzymałości. Ojciec dziewczyny, trzymając w ręku grubą gałąź, wypuścił z Pokéballa swojego trująco-robaczego skorpiona.

-Sentret, przerwa. Teraz obserwuj. Skorupi, Żelazny Ogon na tej gałęzi!

Mały, granatowy Pokémon-skorpion zamknął oczy. Jego ogon, zakończony ostrym żądłem, przybrał srebrną barwę. Jednym powolnym ruchem, przeciął gałąź na dwa kawałki. Sentret szeroko otworzył oczy.

-Żelazny Ogon to atak typu stalowego o mocy znacznie większej od Furii Drapania. Odpowiednio wymierzony może osłabić obronę fizyczną przeciwnika. Potrzebuje jednak trochę czasu na naładowanie się – stwierdził głośno ponurym głosem mężczyzna. – To będzie twój as w rękawie, Liwio. Sentret, spróbuj!

Dziewczyna uśmiechnęła się. Teraz miała już broń przeciw takim bandytom jak ten łysy.

* * *

Lotad po zajrzeniu do kilku kolejnych pomieszczeń, zmęczony i zrezygnowany, w końcu usiadł na jednym z biurek, przed ekranem komputera. Najwygodniejszym miejscem do spoczynku wydawała się być klawiatura. Po wejściu na nią, ekran monitora rozbłysnął jaskrawym, czerwonym światłem. Lotad, po zastanowieniu się nad tym, czy lubi ten kolor (co trwało chwilę), położył się na klawiaturze i szykował się do snu.

Chwilę później, do sali weszła olbrzymia, jak dla Pokémon-nenufara, dziewczyna. Przeciętna osoba czy stworek zwróciliby uwagę na jej kasztanowe, długie włosy, albo lśniące bladofioletowe oczy, ale Lotad zauważył przede wszystkim fakt, że jej obcisła koszulka uwydatniała jej niewielkie piersi. Chwilę później do sali wkroczył mały, różowy Whismur. Pokémon Tomka od razu rozpoznał tą parę. Ta dziewczyna, na ile Pokémon pamiętał, Sabrina, była najdziwniejszą ze strażniczek na Niebieskich Źródłach, cały czas robiła zdjęcia, ukrywała się za drzewami i szeptem rozmawiała przez komórkę. Podskoczył, wciskając przy okazji jeszcze kilka przycisków. Ekran monitora zgasł.

Sabrina odwróciła się w kierunku Lotada. Przez moment wyglądała na przerażoną, ale szybko uspokoiła się. Whismur wyskoczył przed nią, gotów jej bronić. Mały Pokémon znany z odporności na dźwięki wyglądał śmiesznie przy ogromnej trenerce.

-To znowu ty, potworze – zwróciła się do Lotada Sabrina. – Poznaję cię po twoim beznadziejnym uśmiechu. Ale nie jesteśmy już na Źródłach... – wycedziła. Na jej twarzy pojawił się sadystyczny uśmiech. – Teraz mogę cię wykończyć. Whismur, użyj na nim...

Sabrina przerwała w pół zdania. Podbiegła do monitora, przed którym stał Lotad. Pokémon-nenufar odskoczył na podłogę. Dziewczyna po kilku działaniach na komputerze spojrzała na nieproszonego gościa z wściekłością.

-Ty draniu! – wykrzyknęła. – Skasowałeś wszystkie dane! Masz pojęcie, co zrobi ze mną szef?!

-Looł? Taad? – Lotad niepewnie zapytał się dziewczyny.

-Skończę jak łysy... – z żalem stwierdziła Sabrina. Pokémon wodno-trawiasty przypomniał sobie jednego drania z Croconawem, którego spotkał na Źródłach. – Och nie, szef dzwoni!

Dziewczyna wyjęła z kieszeni różową komórkę z dwoma breloczkami w kształcie Pokéballi przyczepionymi do niej. Nacisnęła jeden z przycisków, po czym postawiła ją obok monitora. Na małym ekranie telefonu pokazała się niemal idealnie kwadratowa twarz mężczyzny. Miał krótkie, równo uczesane, czarne włosy, krzaczaste wąsy i czarne oczy. W tle widać było zmieniający się stopniowo krajobraz. Pewnie jedzie jakimś samochodem, pomyślał Lotad. W tym momencie Sabrina wzięła Pokémona-nenufara w ręce.

-Dzień dobry, szefie! W czym mogę pomóc? – zapytała przesłodzonym głosem dziewczyna.

-W kilku sprawach. Miałem dziś pracowity dzień – rozległ się zmęczony głos z telefonu. – Jak twoje postępy na Źródłach?

-Złapałam dla pana tego Lotada – Sabrina przysunęła Pokémona bliżej komórki. – Niestety, alternatywnie ubarwiony Psyduck jest poza moim zasięgiem.

-Zastanowię się nad tym, jak go zdobyć. Prześlij mi szybko dane dotyczące nowych agentów w regionie...

-Niezwłocznie... – zaczerwieniła się dziewczyna. – Ale może być drobny problem, bo... Łącze słabo dziś działa! – nawet Lotad nie uwierzył w tą historię.

-Dobrze, dobrze – powiedział zrezygnowanym głosem mężczyzna. – Przekazałaś tej łachudrze, że jest zwolniona?

Lotad zastanawiał się, co albo kogo mają na myśli. Nie znał nikogo o takim imieniu. Sabrina wydawała się lekko niepewna.

-Oczywiście. Nie jest w najlepszym...

-Nie interesuje mnie jego stan – ze zdenerwowaniem powiedział szef, jakby odzyskując siły. – Takich rzeczy jak atak na moją córkę się nie wybacza.

-Tak jest, szefie.

Lotadowi znudziło się gapienie w ekran komórki. Stwierdził, że najwyższa pora się wymknąć. Zaczął szybko się trząść. Z jego liścia zaczął wydobywać się jasnoniebieski dymek. Sabrina natychmiast wyczuła drgania. Szybkim ruchem ręki wyłączyła komórkę. Lotad, korzystając z okazji, wyskoczył z jej ramion. Whismur przeraźliwie piszczał.

-Używasz Mgiełki, by uciec?! Praktyczny atak – stwierdziła dziewczyna. - Teraz muszę cię złapać. Whismur, gonimy go!

Whismur, z lekko sadystycznym uśmiechem, rozpoczął pościg.

* * *

Tomek niepewnie przekroczył fałszywą ścianę. Znalazł się w kanciastym korytarzu wyłożonym bladoniebieskimi, błyszczącymi w świetle neonowych lamp na suficie, kafelkami. Z jednego z pomieszczeń wydobywały się jasnobłękitne opary. Tomek ucieszył się – to z pewnością był niedopracowany, na razie, atak Mgiełki Lotada. Mgła była rzadka i nie mogło się w niej ukryć nic większego od Pokémona-nenufara.

Chwilę po samym Lotadzie zza drzwi wybiegł mały Whismur. W ślad za nim podążała wysoka dziewczyna. Tomek miał wrażenie, że kiedyś już ją widział. Spearow na ramieniu chłopaka przeraźliwie piszczała. Teraz było pewne, że to ona prowadziła samochód – jak zauważył Tomek, dostrzegając maszynę w końcu korytarza, było to BMW.

-Skoro jeździsz czymś takim, i masz taką kryjówkę, to na pewno macie sporo kasy – zwrócił się do zaskoczonej dziewczyny Tomek.

-Nawet sobie nie wyobrażasz – odgryzła się dziewczyna. – Pomyliłam się, oddając Lotada tobie, nawet nie potrafisz go upilnować.

-No tak – Tomek puknął się otwartą dłonią w czoło. – Jesteś Sabrina, strażniczka rezerwatu Niebieskie Źródła.

-BYŁA strażniczka. Przede wszystkim, należę do BMW, czyli Bandy Mocnych Wojowników!

-Banda Mocnych Wojowników... – Tomek zastanowił się, ale był pewien, że nigdy wcześniej nie słyszał tej nazwy.

-Sam rozumiesz, dlaczego jeździmy takimi a nie innymi samochodami...To my jesteśmy odpowiedzialni za ataki na Centra Pokémon w okolicy. Poznałeś już może takiego jednego łysego?

-Tak, poznałem. I muszę powiedzieć – Tomek w tym momencie kpiąco się uśmiechnął – że imiona jego Pokémonów są lepsze niż wasza nazwa.

Sabrina wydawała się bardzo mocno zdenerwowana tą uwagą. Whismur stanął przy jej boku, natomiast Lotad dobiegł do nogi Tomka. Opary wywołane przez Mgiełkę pokryły całą podłogę korytarza. Chłopak zauważył, że to z pewnością nada walce specyficzny klimat.

-Whismur, nie damy obrażać Bandy! Najpierw Skowyt, potem Plaskacz na Lotadzie!

-Skoro tak – Tomek lekko pochylił się, gotując do meczu – to ja wybieram Lotada! Użyj Absorpcji!

Whismur wydał niski, głęboki dźwięk, który wyjątkowo nie pasował do jego miłego wyglądu. Tomek wiedział, że następny atak trzeba zatrzymać, gdyż Skowyt zwiększa siłę ataków fizycznych. Whismur wyskoczył do przodu, by uderzyć swoimi ogromnymi uszami przeciwnika. Lotad pochylił się, przyjął cios na liść na głowie. Teraz użył ataku Absorpcji. Szara kulka tylko przez chwilę leciała w powietrzu, Whismur nawet nie miał czasu przed nią uskoczyć. Po trafieniu Pokémon normalny wydawał się zmęczony, podczas gdy typ wodno-trawiasty zregenerował siły. Sabrina wydawała się wyraźnie niezadowolona. Tomek cieszył się z siły ataku Absorpcji Lotada.

-Whismur, skoro Plaskacz nie działa – powiedziała zdenerwowana Sabrina – to użyj Rozgłosu!

-Lotad, schowaj się w oparach Mgiełki.

Lotad szybko wskoczył w gęstsze opary. Whismur nie przejął się tym, otworzył szeroko swoje usta i wydał z siebie wysoki pisk. Różowa fala dźwięku uderzyła w podłogę, po czym odbijała się od kafelków na ścianach i suficie. W kilka sekund odgłos wypełnił całe pomieszczenie. Zdezorientowany Lotad wyszedł z oparów chwiejąc się na boki.

-To dobra taktyka – stwierdziła Sabrina, wyraźnie uspokojona skutecznością Rozgłosu. – Kontynuuj.

-Lotad – zwrócił się do podopiecznego Tomek, licząc na to, że dźwięk nie przeszkadzał Pokémonowi tak jak jemu – Wodny Puls! Pełna moc!

Kiedy Whismur otworzył usta, Lotad podniósł przednie łapki w powietrze, a nad nim zaczęła tworzyć się ciemnoniebieska kula. Pokémon Sabriny wykonał atak pierwszy. Fala dźwiękowa uderzyła w wodny atak. Po całym korytarzu rozlała się woda. Walczące stworki wydawały się lekko zdezorientowane. Tomek zareagował pierwszy.

-Po prostu rzuć się na niego!

Kiedy Sabrina wciąż zastanawiała się, jakim sposobem woda znalazła się na jej bluzeczce, Whismur otrzymał cios od Lotada. Pokémon normalny, odrzucony w tył, uderzył w ścianę, tracąc przytomność. To był koniec walki.

-Świetnie, Lotad, nasza pierwsza wygrana! – wrzasnął Tomek.

-To nic szczególnego – stwierdziła Sabrina, wycofując podopiecznego do Pokéballa. – Wiesz, Lotad? Twój trener jest paskudny i niehonorowy.

Tomek zrobił zaskoczoną minę. Nie miał pojęcia, co właściwie dziewczyna ma na myśli. Chciał się dowiedzieć, co właściwie zamierzała osiągnąć.

-Obiecał mi, że każdemu, z kim będziesz walczył powie... Powie o tym, skąd jesteś! Powie o Niebieskich Źródłach!

Tomek faktycznie o tym nie pamiętał. Z drugiej strony, nie było to okropne przestępstwo. W tym momencie, przeszył go dreszcz. Pomyślał, że Lotad nie jest inteligentny na tyle, by zrozumieć, że dziewczyna kłamie. Sabrina musiała zauważyć zdenerwowanie Tomka, gdyż na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Spearow zaczęła ćwierkać, widocznie podburzona zachowaniem dziewczyny wobec Pokémona, któremu zawdzięczała ratunek. Tomek poważnie się wystraszył.

Lotad zwyczajnie ziewnął, ciągle głupio się uśmiechając. Jego trener wyraźnie się ucieszył – na razie jego Pokémon nie był nawet na tyle inteligentny, żeby zrozumieć sens słów Sabriny. Dziewczyna z BMW wydawała się mocno zażenowana.

-Jak ja nie lubię tego Lotada... – wyszeptała z rozpaczą w głosie.

-Tak naprawdę, to sama chciałabyś takiego. Jest naprawdę super – stwierdził otwarcie Tomek.

Chłopak nie był pewien, co należy zrobić. Kontynuowanie walki z Sabriną groziło trafieniem na naprawdę silnego przeciwnika, a Lotad, jako typ trawiasty, po zmroku walczył słabiej – na dworze z pewnością świeciły już gwiazdy.

Z drugiej strony, jeśli nie zatrzyma dziewczyny siłą, ta z pewnością ucieknie. Jeśli należała do BMW to z pewnością zajmowała się kradzieżami Pokémonów. Nie należało puszczać jej wolno.

-To już koniec, Sabrina – powiedział Tomek. – poddaj się i zgłoś zaraz na komisariat.

-To jeszcze nie koniec – dziewczyna sięgnęła do kieszeni dżinsowej spódniczki po Pokéball. Powiększyła go, po czym wyrzuciła przed siebie. – Loudred, wybieram cię!

Loudred opuścił swoją kulę. Fioletowy Pokémon miał około półtora metra wzrostu, i był szeroki niemal tak, jak wysoki. Miał duże, półkoliste oczy z czarnymi źrenicami i okrągłe uszy wielkości piłki do siatkówki na antenkach. Miał silne, ale krótkie ręce i nogi. Jednak uwagę zwracały przede wszystkim ogromne usta. Były prostokątne, o objętości bagażnika niewielkiego samochodu. Wyraźnie widoczne były lśniące białe zęby i ogromny, karminowy język. Całości wyglądu dopełniały czerwone i żółte fragmenty skóry.

-Loudred, jak pewnie wiesz, jest wyewoluowaną formą Whismura – stwierdziła Sabrina. – Poza większą siłą uderzeniową głosu, ma też o wiele silniejsze ciało. Pokona każdego z twoich Pokémonów samą siłą mięśni!

-Lekko nie będzie. Lotad, ruszaj!

Pokémon-nenufar lekko skinął na znak zrozumienia. Loudred zaczął biec w jego kierunku, by wykonać Plaskacz. Po drodze jednak pośliznął się w kałuży wody, i z dużym impetem wpadł w ścianę obok Lotada.

-Skąd tu ta woda? – głośno zastanawiała się dziewczyna.

-Z niedokończonego Wodnego Pulsu. Kafelki nie pozwoliły jej wsiąknąć w podłoże – zwrócił uwagę Tomek. – Trzeba zwracać uwagę na otoczenie. Teraz dzięki typowi wodnemu, Lotad ma przewagę.

-Nie sądzę. Też wykorzystamy teren, Stąpnięcie!

Lotad ledwo uskoczył z drogi rozpędzonego Loudreda. Normalny Pokémon zdążył szybko wyhamować, zatrzymując się przy pomocy ściany. Z dużą siłą uderzył nogą w posadzkę. Ściany zatrzęsły się od ataku Stąpnięcia. Lotad wydawał się być pod wrażeniem takiej mocy ataku. Nie zwrócił uwagi na nadciągającego przeciwnika. Gdy Pokémon Sabriny szykował się do uderzenia Stąpnięciem w Lotada, Tomek poczuł, że Spearow odlatywała właśnie z jego ramienia.

Przez moment chłopak zauważył biały pęd powietrza przed samym dziobem Pokémona-wróbla. Był pewien, co to za atak. Spearow osiągnęła prędkość odpowiednią do poprawnego wykonania Pikowania.

* * *

Loudred wyraźnie zdziwił się faktem, że podczas Stąpnięcia trafił w coś opierzonego zamiast nenufar. Spojrzał w dół – obok niego leżała nieprzytomna Speraow. Lotad pochylał się nad nią. Kiedy podniósł wzrok i spojrzał na Loudreda, ten aż zatrząsł się z przerażenia – w oczach Pokémona-nenufara płonęła żądza mordu.

-Spearow, wracaj! – wykrzyknął Tomek, zawracając ją do Pokéballa. – Naprawdę świetnie sobie poradziłaś. A ty, Lotad, uspokój się!

-Nie posłucha cię – wyszeptała Sabrina. Tomek ledwo ją usłyszał. – A ponieważ jest tak mało inteligentny, sam sobie nie poradzi.

Lotad skoczył na Loudreda. Przyczepił się mocno do jego ogromnego, okrągłego ucha. Najbardziej piskliwym głosem, jaki był w stanie wydobyć. Loudred głośno zarechotał, nie wywarło to na nim żadnego wrażenia.

-Lotad, on ma specjalną zdolność Dźwiękoodporność – powiedział Tomek, chcąc uspokoić podopiecznego – musisz używać Absorpcji i Wodnego Pulsu z małego dystansu.

Ku zdziwieniu trenera, Pokémon kiwnął lekko liściem na głowie na znak zrozumienia. Z jego liścia wydobyło się kilka małych, szarych kulek. Ataki Absorpcji trafiły z kilku centymetrów bez najmniejszego problemu, pozbawiając Loudreda sił. Lotad poczuł się za to znacznie lepiej, gdy zazielenione kulki wróciły do niego. Teraz uskoczył z ucha przeciwnika na ziemię. Otworzył usta i zaczął przygotowania do Wodnego Pulsu.

Loudred nie zamierzał czekać na polecenie Sabriny. Potarł nogą o posadzkę, po czym zaczął biec do przodu, by uderzyć Lotada przed wykonaniem ataku. Pokémon-nenufar zauważył to, podobnie jak Tomek.

-Wypuść Puls teraz! – wydał polecenie.

-Loudred, zejdź z drogi! – wrzasnęła przestraszona Sabrina.

Lotad wypuścił niewielką wodną kulę. Loudred, który szykował się do wykonania Rozgłosu, został odepchnięty do tyłu. Jego dźwiękowy atak uderzył z całą mocą w sufit.

Na chwilę w korytarzu zapanowała cisza. Kafelek, w który trafił rozgłos, spadł z sufitu i rozpadł się na ziemi na tysiące kawałeczków. Nie minęło nawet dziesięć sekund, nim kolejne kawałki w okolicy odsłaniały kamieniste sklepienie jaskini.

-Jaskinia zaraz się zawali – wyszeptał cicho Tomek. – Lotad, wracaj tu! Musimy uciekać! Sabrina, ty też! – dorzucił niechętnie.

-Loudred, wskakuj – spokojnie powiedziała dziewczyna, wycofując go do Pokéballa. – Ja tu zostaję.

-Nie żartuj sobie – odkrzyknął Tomek. On i Lotad wybiegli przez nieistniejącą ścianę.

Stojąc na zewnątrz, trener i Pokémon słuchali odgłosów zawalającej się jaskini, czekając na Sabrinę. Tomek zaczął żałować, że nie wziął Bulbasaura, który mógłby spętać dziewczynę Dzikim Pnączem.

Zza ściany zaczął dobiegać głos inny niż pękającej ceramiki. Lotad przygotowywał się do rzucenia się na dziewczynę. W tym momencie, pojawiła się... maska czarnego BMW! Zanim Tomek zdążył zareagować, samochód z Sabriną, machającą ręką na pożegnanie, za kierownicą gnał już po asfaltowej drodze w kierunku przeciwnym do Grot...

* * *

Centrum Pokémon, położone niecały kilometr od Grot, było niemal całkiem puste. Zegar wskazywał już pierwszą nad ranem. Tomek siedział w kawiarence przy niewielkim stoliku. Na blacie spał Bulbasaur, wyraźnie zmęczony przeżyciami tego dnia. Tomek był ciekaw, jakim sposobem wytrzymał tyle czasu na warcie, wykonując jego polecenie. Widocznie ten Pokémon był bardzo cierpliwy. Albo też zdobyłem jego szacunek, pomyślał Tomek.

Do kawiarenki weszła brązowowłosa, wysoka pielęgniarka. Ubrana w standardowy, biały strój z zielonym krzyżykiem na fartuszku – symbolem sieci Centrum Pokémon. – wyglądała na starszą niż w rzeczywistości była – a miała najwyżej dwadzieścia lat.

-Lotad i Spearow zostały już poddane kuracji regeneracyjnej – powiedziała smutnym głosem, który nie pasował Tomkowi do treści tej wiadomości – ale mam też złą wiadomość.

-Złą? – chłopak lekko się przestraszył. Bulbasaur otworzył oczy słysząc to słowo. Najwyraźniej wcale nie spał.

-Lotad będzie za kilka godzin gotów do działania, ale Spearow nadwerężyła skrzydło. Będzie musiała odpocząć przynajmniej tydzień.

-Tydzień... – Tomek powtórzył cicho. Domyślał się, że to przez uderzenie Loudreda. Gdyby nie ścigał Sabriny, pewnie nic by się nie stało... – Mogę ją zobaczyć?

-Naturalnie, proszę za mną.

Bulbasaur zeskoczył ze stolika, podążając za pielęgniarką do wyjścia. Tomek powoli podniósł się ze stołka.

* * *

Spearow spała spokojnie w małym, białym łóżeczku w małej, białej, idealnie czystej sali. Na drugim końcu ze smutkiem spoglądał na nią Lotad. Bulbasaur zachowywał spokój. Tomek siedział na fotelu obok łóżka. Wiedział, że nie ma czasu czekać na Spearow. Dawid i Paweł już blisko tydzień temu wyruszyli w drogę, mogli złapać mnóstwo Pokémonów. Bulbasaur i Lotad będą musiały wystarczyć do zdobycia pierwszej odznaki – już następnego dnia.

'

'


'

'

'

Pokémony, które wystąpiły w tym rozdziale (najedź myszką, żeby przeczytać imię):

#054 Psyduck (Błyszczący) #270 Lotad #001 Bulbasaur #021 Spearow #004 Charmander #058 Growlithe #211 Qwilfish #209 Snubbull #161 Sentret #293 Whismur #451 Skorupi #294 Loudred

Powrót