Strona Główna
  Rozdziały
  Bohaterowie
 
oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo

PokeFic

V. Zemsta

-Co teraz zamierzasz zrobić?

-Pora chyba wyruszyć w podróż.

Tomek siedział na maleńkiej plaży. Słońce świeciło mocno jak na początek września, dzięki czemu woda w Zalewie Sulejowskim błyszczała. Obok niego, Norbert grzebał w swoim plecaku. Od dawna nie zabierał go na wycieczkę rowerową.

-Wyciągnąłeś swój plecak z szafy? – zapytał Tomek.

-Nie, damską torebkę! Źle, że w ogóle wyszedłem z domu. Twoja kuzynka ciągle jest w mieście...

-Ale my w nim już nie jesteśmy! Wiesz – Tomek mrugnął do Norberta. – pora na popis. Wychodźcie!

Tomek wyciągnął z kieszeni bluzki trzy zmniejszone Pokéballe. Po kolei wypuścił z nich wyraźnie znudzonego Bulbasaura, podnieconą Spearow i energicznego Lotada.

Ze względu na obrażenia, jakie dwa pierwsze Pokémony odniosły poprzedniego dnia w walce z Łysym, nie miały jeszcze okazji poznać się z Pokémonem-nenufarem. O ile Spearow wydawała się go podziwiać – pamiętała, jak uratował ją przed upadkiem do wody – o tyle Bulbasaur nawet nie zamierzał się przywitać. Zazdrość, pomyślał Tomek, zarówno Bulbasaur jak i Lotad są po części typami trawiastymi.

-Skoro już się wykułeś czegoś o Zalewie – z krzywym uśmiechem zaczął Norbert – to moje Pokémony też chętnie by tego posłuchały.

Norbert wyjął z kieszeni dżinsów dwie małe, czerwono-białe kulki. Ze środka wypłynęła czerwona energia, powoli nabierająca kształtów Pokémonów.

Pierwszy ukazał się Turtwig – Pokémon-żółw, typ trawiasty. Nie zmienił się ani trochę od czasu Ceremonii Przydziału – ciągle miał dużą, zielono-żółtą głowę z gałązką na czubku, brązową, twardą skorupę oraz cztery walcowate nóżki. Tomek nie miał zbyt wiele czasu, by go bliżej poznać.

Chwilę potem uformował się drugi Pokémon. Sięgający Tomkowi tuż ponad łydki, brązowy lisek radośnie się uśmiechał. Miał wielkie, czarne oczy, duże, spiczaste uszy oraz kremowe, puchate futerko porastające szyję i koniec ogona. Uśmiechał się radośnie, najwyraźniej zadowolony z towarzystwa. Tomek nie mógł się w tym wypadku pomylić – to był Eevee, zwany Pokémonem ewolucji.

-Złapałeś Eevee? Jakie to typowe... – z rozczarowaniem powiedział Tomek.

-Tak, jasne. Uważaj, bo Spearow i Lotad będą lepsze od mojego Eevee.

-W którą formę zamierzasz go wyewoluować?

-W żadną. Sam zdecyduje – wybór ma szeroki.

-To teraz trochę tłumaczenia dla was – Tomek zwrócił się do swoich podopiecznych. – Ewolucja to jedno z najważniejszych zjawisk w świecie Pokémon, pozwala ona zmienić się na stałe jednemu osobnikowi w innego. Zmiana następuje w ciągu kilkunastu sekund.

-Żeby ewoluować, trzeba zwykle zdobyć dużo doświadczenia – zaczął Norbert. – Ale niektóre Pokémony mają inne sposoby. Ewoluują pod wpływem kamienia ewolucyjnego, silnej więzi z trenerem, ogromnej chęci zmiany, przebywania w odpowiednim miejscu...

-Gdy poznają odpowiedni atak, poprzez wymianę z innym trenerem, trzymając odpowiedni przedmiot o odpowiedniej porze, a nawet przez zetknięcie z innym Pokémonem - Tomek nabrał tchu. – Ewolucja powoduje wzrost siły Pokémona, zmianę wyglądu, możliwych do wyuczenia się ataków, a czasami nawet typu. Jednak ma też dwie poważne wady.

-Pierwsza. Wolniej uczy się ataków. Druga. To proces nieodwracalny. Turtwig – zwrócił się do swojego Pokémona Norbert. – ty zmienisz się w Grotle’a, a następnie w Torterrę.

-Bulbasaur, ty zostaniesz Ivysaurem, a później Venusaurem. Lotad – Tomek zwrócił się do swojego najnowszego nabytku w drużynie, który całkiem go ignorował – będziesz Lombre, potem Ludicolo. Spearow, ciebie czeka tylko jedna ewolucja – w Fearow.

-Eevee jest superwyjątkiem – wyraźnie ucieszył się Norbert. – Większość Pokémonów może zmienić się, w zasadzie dorosnąć, tylko w jedno inne stadium. Niektóre nawet nie mogą ewoluować. Tylko kilka może wybrać spośród dwóch form...

-Nazywa się to ewolucją alternatywną – wciął się Tomek.

-Eevee może zmienić się aż w siedem różnych form!

Bulbasaur wydawał się nieporuszony, ale tylko on i Eevee cierpliwie wysłuchali wykładu do końca. Lotad zrobił głupkowatą minę – zbyt duża ilość informacji naraz otumaniła go. Turtwig biegał w kółko. Jakiś nadpobudliwy, pomyślał Tomek. Spearow podziwiała okolicę. To przypomniało Tomkowi o celu, dla którego wypuścił Pokémony.

-No więc, Zalew Sulejowski. Powstawał w latach 1969-74. Miał być stałym źródłem wody pitnej, a tama – Tomek wskazał na kamienny wał łączący brzegi Zalewu – energii elektrycznej. Ale sprowadziły się tu Pokémony...

Po raz kolejny, tylko Bulbasaur i Eevee zwracali uwagę na chłopaka. Tomek nie spodziewał się niczego innego.

* * *

-Dziś mamy ostatnie w tym miesiącu zajęcia praktyczne z walk – wycedziła przez zaciśnięte zęby pani Czepialska, nauczycielka w Akademii dla Przyszłych Trenerów. Tego dnia, w swoim starym, różowym dresie wyglądała jeszcze gorzej niż zwykle. Uczniowie z całych sił starali się powstrzymać od śmiechu. Wojtek i Piotrek siedzieli na podłodze, najdalej ze wszystkich od nauczycielki.

Na ramieniu nauczycielki siedział jej jedyny Pokémon – malutka Cleffa. Bez przerwy rozglądała się dookoła. Różowa, okrągła wróżka ze spiczastymi, beżowymi uszkami, na swoich niemal niezauważalnych nóżkach starała się utrzymać równowagę. Mimo wiecznie obecnego na jej twarzy szerokiego uśmiechu, uczniowie bali się jej – malutkimi jak kropki czarnymi oczkami, pilnie obserwowała każdy ruch w sali. Była też znana z donoszenia o wszystkim swojej właścicielce. Wszyscy wiedzieli też o tym, że pani Czepialska wcale nie lubi swojej podopiecznej. Będąc w posiadaniu Cleffy od blisko dekady, mały Pokémon-wrózka nie ewoluował ani razu. Jak powszechnie wiadomo, Pokémon ten zmienia się w Clefairy pod wpływem silnej więzi z trenerem, której w tym wypadku zabrakło. Nikt też nie widział, by owa Cleffa kiedykolwiek wykonała jakiś atak.

-To wasza ostatnia szansa, by zarobić dobry stopień w najbliższym czasie – ponownie przemówiła pani Czepialska.

-Przegrasz – szepnął Piotrek do Wojtka.

-O, lol. Chciałbyś – odpowiedział nie głośniej chłopiec.

Cleffa wydała z siebie przeraźliwy pisk. Wojtek pomyślał, że za chwilę wszystkie okna popękają. Swoją malutką rączką Pokémon na ramieniu nauczycielki wskazał na dwóch chłopców na końcu sali.

-Wojtek! Piotrek! Rozmawiać w tak ważnym momencie. Za karę – wycedziła pani Czepialska – będziecie walczyć na końcu. Teraz wszyscy skierujcie się do półek z Pokéballami.

Wojtek niechętnie wstał. Od tego, jaki Pokéball wybierze, może zależeć wynik jego walki.

* * *

Liwia, w swoim nowym, różowym sweterku i białych rybaczkach, pedałowała jak szalona. Nie mogła skupić na niczym innym niż fakcie, że kolor jej ubrań gryzie się z błękitnym odcieniem jej roweru wodnego. Na dziobie urządzenia siedziała Snubbull – jej skóra była w identycznym kolorze jak sweterek trenerki – a obok, co chwila wyskakując z wody płynął Qwilfish.

Dziewczyna od razu polubiła Qwilfisha. Jak na Pokémona trującego, wyglądał całkiem miło. Umiał też robić sztuczki – swoim podłużnym, niebiesko-cytrynowym ogonem żonglował piłkami. Może będzie nadawał się do Konkursów Pokémon, pomyślała Liwia. Od razu jednak zreflektowała się – nie mogła wyobrazić sobie siebie samej na scenie w dziwacznym stroju.

Blondwłosa podpłynęła do jednego z brzegów. W świetle słońca stał tam nie kto inny, jak chłopak, którego poznała cztery dni wcześniej.

* * *

Mężczyzna na rowerze wodnym podążał za Liwią od dłuższego czasu. Na jego ramieniu siedział mały Starly.

-Skoro ta dziewczyna jest taka ważna, że nie wolno nam jej tknąć – powiedział sam do siebie, dotykając tatuażu w kształcie krokodyla na swoim policzku – to musimy ją pokonać, by odzyskać względy szefa, Mięsień.

* * *

-Heeej!

Tomek i Norbert odwrócili się w kierunku, z którego dobiegał okrzyk. Na rowerze wodnym przy brzegu siedziała znajoma dziewczyna. Tego okropnego różowego odcienia i białych włosów Tomek nie potrafił zapomnieć.

-Cześć, Liwia – krzyknął, machając ręką Tomek. Podbiegł do brzegu. Za nim podążył Norbert.

-Cześć... – Liwia zawahała się. – Tomek, tak?

-Poznajcie się. Liwia, trenerka, Norbert, trener – Tomek wskazywał kolejno na oboje.

-Cześć – powiedziała Liwia wyniośle. – Czy masz może na koncie jakieś osiągnięcia?

-Ugotowałem kluski z rosołem – odpowiedział Norbert. Tomek parsknął śmiechem. – I przy okazji trzy wygrane, zero porażek w siedem dni.

-Łał, to takie imponujące – na twarzy Liwii pojawił się uśmiech. – Może wymienimy się doświadczeniami?

-W gotowaniu rosołu?

Liwia wydawała się zbita z tropu. Jeszcze nie zna Norberta, pomyślał Tomek.

* * *

O co tu chodzi, zastanawiała się Liwia.

-Ja sama nie gotuję. Mam od tego kilkunastu kucharzy.

-Jesteś bogata? – zapytał z niedowierzaniem Tomek.

-I to jeszcze jak! Widzę, Tomek – dziewczyna spojrzała na Pokémony obok trenerów – że twój kolega ma trzy Pokémony.

-Ten Lotad jest mój. A co w zasadzie tu robisz?

Liwia zastanowiła się chwilę. Z początku chciała po prostu się zrelaksować, ale skoro pojawił się tu silny trener...

-Wiecie, doszłam do wniosku – zaczęła, udając zmartwioną – że nie wiem, jak dobrze walczyć... Potrzebuję porad doświadczonego trenera.

-To właśnie ja – stwierdził Norbert. – A może tak po prostu stoczymy walkę?

-Och, sama nie wiem...

-To dobry pomysł – wtrącił się Tomek. Liwia krzywo na niego spojrzała. Ten chłopak nie podobał jej się od początku. Dziewczynie zdawało się, że widzi, jak udaje by wykorzystać... To znaczy, zyskać pomoc jego kolegów.

* * *

-Zaczynamy mecz jeden na jeden, bez limitu czasu – zaczął Tomek. – Liwia przeciwko Norbertowi.-Turtwig, spróbuj ty – zwrócił się do swojego Pokémona Norbert. Trawiasty żółw ochoczo wystąpił naprzód.

-To będzie twoja pierwsza walka, Qwilfish – zawołała w kierunku wody Liwia.

Tomek wydawał się zdezorientowany. No tak, pomyślała Liwia, nie wie o Qwilfishu. Pokémon-najeżka wyłonił się z wody.

-Jak mam walczyć w wodzie? Turtwig nie pływa – zdenerwował się Norbert.

-Skoro jesteś taki dobry... – słodkim głosem powiedziała Liwia. Odzyskała już pewność siebie.

-Typ trujący Qwilfisha sprawia, że twoje trawiaste ataki nie działają przeciwko niemu skuteczniej, jak na większość Pokémonów wodnych – stwierdził Tomek.

-Damy sobie radę.

-W porządku – Tomek podniósł rękę do góry. – Zaczynamy mecz!

-Qwilfish, Trujące Strzały! – rybi Pokémon otworzył swoje małe, okrągłe usta, z których wyleciało kilkanaście białych igieł.

-Turtwig, idź! Podwójna Drużyna – Turtwig zamknął oczy. Po chwili, wokół żółwia pojawiło się kilka... innych Turtwigów! Trujące Strzały trafiły w jednego z nich, ale zaatakowany żółw po prostu rozpłynął się, a białe igły przeleciały przez niego.

-Turtwig potrafi... rozmnażać się tak szybko?! – wykrzyknęła zaskoczona Liwia.

-Nie całkiem – zauważył Tomek. – Podwójna Drużyna to ruch, który tworzy do kilkunastu iluzji na kształt danego Pokémona. Tylko jeden jest prawdziwy.

-Teraz mój ruch – zaczął Norbert.

-Nieprawda, ciągle jest mój! Użyj Wodnej Broni, Qwilfish. Zniszcz wszystkie iluzje, znajdź prawdziwego – Qwilfish wystrzelił prosty strumień wody z ust. Błękitny atak oblewał kolejne klony Turtwiga.

-Nie czekaj dłużej. Skocz w powietrze i użyj Klątwy – Norbert głośno wykrzyczał kolejną komendę. Jeden z Turtwigów uskoczył w powietrze przed Wodną Bronią, po czym w powietrzu jego ciało rozbłysło na chwilę szarym blaskiem. – Gotowe! Teraz Absorpcja!

Liwia nie wiedziała, co właściwie spowodowała Klątwa, ale w tym momencie miała większy problem. Z liścia na głowie Pokémona-żółwia w kierunku Qwilfisha wyleciała bladozielona kulka. Podopieczny Liwii przyjął uderzenie centralnie – atak trafił go w twarz. Kulka nabrała barwy soczystej zieleni, po czym zawróciła trafiając w Turtwiga. O ile Qwilfish wydawał się zmęczony swoimi atakami i trafieniem Absorpcji, o tyle jego przeciwnik wyglądał jeszcze bardziej rześko niż na początku walki.

-Absorpcja to atak trawiasty, więc wodno-trującemu Qwilfishowi zadała standardowe obrażenia – stwierdził Tomek. – Ale tyle, ile sił zabrała zaatakowanemu Pokémonowi, tyle dała atakującemu.

-Jaki mądry – wrzasnęła zdenerwowana niepowodzeniem Liwia. – A skąd to niby wiesz? Kujon z ciebie.

-Nie jestem kujonem! – odkrzyknął wyraźnie wściekły Tomek. – A z Absorpcją zetknąłem się ostatnio w walce!

-Moglibyście przestać, mentosy jedne? – zapytał się pozostałych Norbert. – Mam walkę do wygrania.

-Nie, nie masz! – odkrzyknęła zdenerwowana Liwia. Wsiadła szybko na rower i wycofała Qwilfisha do Lureballa. – Skoro tak mnie traktujecie, to już się z wami nie bawię!

Nie zwracając uwagi na zdziwienie siedzącej na dziobie Snubbull, dziewczyna odpłynęła od brzegu. Nienawidziła, kiedy ktoś się przy niej wymądrzał.

* * *

Wojtek stanął pewnie w polu dla trenera po jednej stronie boiska. Piotrek spoglądał na niego z przeciwnego krańca. Połowa rady pedagogicznej usadowiła się na trybunach, głośno kibicując. Trzy albo cztery dziewczyny – Wojtek miał teraz większe zmartwienia niż matma – stały przy linii i naśladowały cheerleaderki ze starszych klas.

-Wybieram cię, kimkolwiek jesteś! – wykrzyknął Wojtek.

-Ja ciebie też!

Pokéball Wojtka wypuścił... innego Pokéballa? Nie, zdawało mi się, pomyślał chłopak. Przed nim po boisku toczył się Pokémon w kształcie kuli. Górna połowa była cała karminowa, a dolna – biała. Dwoje jasnych trójkątnych oczy z małymi, czarnymi źrenicami zawistnie spoglądało na przeciwnego Pokémona. Voltorb, typ elektrzyczny, był gotowy do walki.

Pokémon-kula pilnie obserwował przeciwnika. Typ robaczy, Pineco, przypominał swoim kształtem sosnową szyszkę. Na ciemnozielonym ciele wyróżniały się oczy – duże, półkoliste, z ogromnymi, czerwonymi źrenicami. Wojtek zrobi szybką analizę stylu walki obu Pokémonów. Opierają się na szybkich obrotach, przypomniał sobie Wojtek, ich krągłe kształty dają im takie a nie inne predyspozycje. No i oba są ekspertami w wybuchaniu...

-Walka jeden na jeden, limit czasu trzy minuty – niemalże wysyczała pani Czepialska. Cleffa wydawała się mało zadowolona z tego, że żaden z walczących nie był różowy. – Start!

-Voltorb, użyj Toczenia! – rozkazał Wojtek. Voltorb zaczął szybko obracać się w płaszczyźnie góra-dół. Po chwili biel i karmin zlały się w jasnoróżową barwę.

-Pineco, Szybkie Obroty! – odpowiedział Piotrek. Pineco zamknął oczy, po czym zaczął wirować wokół własnej osi.

Oba Pokémony ruszyły na siebie z ogromną prędkością. Po pierwszym zderzeniu, oba odsunęły się od siebie jak identycznie naładowane magnesy, nie przestając się kręcić.

-To nie fair! – wrzasnął Piotrek. – Jego Pokémon jest silniejszy od mojego. Wszyscy wiedzą, że Szybkie Obroty są silniejsze od Toczenia, a tu jest remis!

-Heh – zaczął Wojtek. – Toczenie to atak typu kamiennego, zwanego też skalnym. Ten typ działa ze zwiększoną skutecznością na typ robaczy, na przykład na Pineco. I wiesz co? – spytał z nieukrywaną satysfakcją chłopak. – Siła Toczenia wzrasta z czasem, więc każde kolejne uderzenie Voltorba będzie silniejsze...

Oby tylko starczyło mi czasu na nabranie mocy, pomyślał Wojtek. Zostały dwie minuty.

* * *

Nie będzie lekko, pomyślał Tomek. Za jego plecami stała dziewczyna, która mogła być tylko Mychą – jeśli ta nie miała siostry bliźniaczki, z którą została rozdzielona zaraz po urodzeniu.

-Długo czekałam na ten dzień – ze złością w głosie stwierdziła kuzynka Tomka. – Czekałam, aż dostaniesz Pokémona, żeby móc się zemścić!

Norbert nie był szczególnie zadowolony. Pobladł jak ściana, co wyglądało komicznie przy jego czarnej bluzki z ciemnoczerwonymi rękawami. Turtwig i Eevee spoglądały na swojego trenera z niedowierzaniem.

-Skąd tu się wzięłaś? – zapytał przerażony chłopak.

-Dzięki mojemu kuzynkowi – Mycha podeszła do Tomka. Sięgnęła za kołnierz jego bluzki. Wyciągnęła zza niej mały, prostokątny, blaszany przedmiot. – Przy naszym ostatnim spotkaniu podłożyłam mu pluskwę. Sprytne, nie?

-I całkiem podłe – powiedział Tomek, nie mogąc jednak ukryć podziwu.

-Doskonale, pora na walkę. To twoje Pokémony? – dziewczyna wskazała na Turtwiga i Eevee’ego. – W takim razie stoczymy podwójną walkę.

Norbert głośno przełknął ślinę. Turtwig wyszedł do przodu, natomiast Eevee niepewnie rozglądał się dookoła, nie wiedząc, co się dzieje.

-Nie wiesz, co to podwójna walka? – spytał się liska Tomek. – Polega na tym, że każdy trener używa naraz dwóch Pokémonów. Walka kończy się, gdy oba Pokémony jednego z walczących nie mogą kontynuować. Skoro wszystko jasne – zwrócił się do trenerów – to chyba możemy zaczynać! Podwójna walka, bez limitu czasu. Mycha kontra Norbert. Gotowi?

-O, tak! – wrzasnęła entuzjastycznie Mycha. – Oddish, Cyndaquil, wychodźcie!

Oddish nieśmiało wystąpił do przodu. Tomek od razu zwrócił uwagę na fałszywą skromność Pokémona-trawy. Cyndaquil po przenikliwym pisku, rozpalił płomień na swoich plecach. Tym razem chłopak zauważył, że nigdy nie widział, żeby ten gatunek Pokémona rozpalił aż tak wielki ogień...

-Wiesz, kuzyneczko, od dawna zastanawiałem się – zaczął niepewnie Tomek – dlaczego po całym roku treningów Cyndaquil jeszcze nie ewoluował. Rozmawialiśmy dziś o ewolucjach, wiesz... – Cyndaquil lekko się zarumienił.

-Nie chciał. A ja nie zamierzam go do tego zmuszać – krótko odpowiedziała dziewczyna.

* * *

Walka Wojtka i Piotrka kolejny raz w tym tygodniu stała się mocno jednostronna. Część nauczycieli na trybunach – z pewnością ci, którzy postawili na kontrolującego Voltorba – głośnymi okrzykami wyrażała zadowolenie z przewagi Wojtka.

-Cały czas, Toczenie – wrzeszczał głośno Wojtek. Voltorb nabrał ogromnej prędkości. Ledwo dało się go zauważyć.

-Trzeba coś zrobić – zastanawiał się na głos swoim zwyczajem Piotrek. Pineco ledwo utrzymywał się na... kolcu. Nagle, Piotrek zrobił bardzo inteligentną minę. – Pamiętam. Toczenie kończy się, gdy Pokémon nie trafi wroga kilka raz pod rząd! Pineco, uniki!

Pineco przeskoczył nad toczącym się prosto na niego Voltorbem. Pokémon Wojtka, tracąc wroga z oczu, wyhamował gwałtownie. Do końca walki zostało dziesięć sekund.

-Nie mogę znowu tego przegrać! Voltorb, przynajmniej znokautujemy go za wszelką cenę! – Wojtek zastanowił się moment. Ten atak spowoduje, że Voltorb straci przytomność, ale zada ogromne obrażenia przeciwnikowi. – Dobra! Autodestrukcja!

Wokół Voltorba zapłonęła jasnoczerwona aura. Pineco najwyraźniej zdecydował się nie być gorszy – też rozpoczął atak Autodestrukcji. Piotrek wykrzyknął zaskoczony – w takim wypadku, obaj mogą przegrać.

Nastąpił wybuch. Wojtek zasłonił oczy, dla ochrony przed dymem. Słyszał tylko wrzaski dziewczyn, które udawały cheerleaderki i przeraźliwy pisk Cleffy. Kto wygrał, zastanawiał się. Nie interesowało go, co właściwie stało się walczącym Pokémonom...

* * *

Eevee i Turtwig uśmiechały się wojowniczo. Cyndaquil i Oddish wyglądały wyniośle, ale i elegancko, jak zwykle. Pora na zemstę, pomyślała Mycha.

Przypomniała sobie ów fatalny dzień. Poczuła ten sam aromat herbaty, którego doświadczyła w mieszkaniu swojego kuzyna. Norbert, w swojej zielonej bluzce siedział tuż obok. Próbował sięgnąć po coś w głębi wielkiego, niebieskiego stołu. Cały zastawiony był słodyczami i tortem, którego nikt nie miał ochoty zjeść.

-Eevee, stój w miejscu, osłaniasz partnera – krzyknął Norbert, najwyraźniej pewniej czując się w walce, niż sam na sam z Mychą. Dziewczyna znowu skupiła się na walce. – Atakuj sam-wiesz-kiedy. Turtwig, Uderzenie na Oddishu.

-Nie wiem, co ma zrobić twój Eevee – powiedziała wściekła Mycha, obserwująca zbliżającego się Pokémona-żółwia – ale i tak sobie nie poradzi. Oddish, użyj Absorpcji na Turtwigu.

Oddish machnęła z gracją swoimi zielonymi listkami, z których powstała niewielka, szara kulka. Szybko poleciała w kierunku nadciągającego Turtwiga. Żółw zatrzymał się. W mgnieniu oka, przed nim pojawił się Eevee. Absorpcja trafiła w Pokémona-lisa.

-To ma być twoja taktyka? Eevee ma obrywać za Turtwiga? Żałosne...

-To nie koniec! – wrzasnął trener. – Eevee, Odpłacenie!

Odpłacenie, pomyślała Mycha. Ten atak typu mrocznego zwiększa dwukrotnie swoją siłę, jeśli atakujący Pokémon przed chwilą otrzymał obrażenia. Na przykład, od Absorpcji...

Oddish przyjął całą siłę uderzenia. Nawet nie zauważył Eevee’ego, jedynie brązową smugę ciągnącą się za nim.

-Mój Eevee jest naprawdę szybki! Twoje Pokémony nie mają szans...

-Nawet Cyndaquil nie umie tyle... Ja... Nie wiem co zrobić... Jak wtedy...

Wspomnienia wróciły. Dziewczyna znów siedziała za niebieskim stołem. Norbert złapał w rękę cukierka Mini-Mini-Mini. Mycha właśnie połykała kawałek sernika, więc nie zwracała specjalnej uwagi na chłopaka. Wtedy Norbert potrącił szklankę z gorącą herbatą na stole...

-Eevee, Odpłacenie. Turtwig, Uderzenie! Obaj na Oddish!

Oddish znowu nie zdążyła się odsunąć. Odpłacenie i Uderzenie powaliły Pokémona Mychy na ziemię. Dziewczyna zobaczyła, że ma ostatnią szansę coś zrobić.

-Oddish, użyj Kwasu! – desperacko krzyknęła Mycha. Z liści Pokémona-trawy wystrzeliły mętne, żółte kulki. Atak został wymierzony w Turtwiga, który jak typ trawiasty otrzymywał zwiększone obrażenia od trującego ataku Oddish.

-Turtwig, odskok i Skorupa! – Pokémon-żółw odskoczył do tyłu, po czym obracając się szybko w powietrzu schował się do swojej skorupy. Atak Kwasu po prostu odbił się od niej, nie czyniąc żadnej szkody. – A teraz ty, Eevee...

Mycha poczuła nagle taki sam ból, jaki czuła tamtego strasznego dnia. Ogromne gorąco. Paraliżujący strach. Przypomniała sobie, jak herbata wylała się na spódniczkę. Norbert nawet nie zwrócił na nią wtedy uwagi. W tym momencie, przypomniała sobie całą złość, która wezbrała się w niej na owym przyjęciu...

-Koniec zabawy! – wrzasnęła nagle Mycha. Norbert i Tomek spojrzeli na nią zdziwieni. W jej oczach zapłonął gniew. Eevee przerwał wykonywanie ataku, cofając się. Wyglądał na mocno przestraszonego. – Pora na rewanż! Oddish, schowaj się za partnerem! Cyndaquil, słodziutki, nawalająca pięść!

Cyndaquil spojrzał na nią zaskoczony, nie wiedząc, co powinien zrobić. Z pewnością nie była to komenda ataku. Mycha zdała sobie sprawę z tego, że trochę poniosła ją fala entuzjazmu.

-Sorki, Cynda. Użyj...

-Wszystko jedno, czego użyjesz – powiedział z lekką obawą Norbert. – Turtwig, Eevee, użyjcie tego ataku, który ćwiczyliśmy. Podwójna Drużyna!

Pokémony Norberta kiwnęły główkami. Po chwili na plaży pojawiło się kilkanaście brązowych lisków i zielonkawych żółwi. I tak go trafię, pomyślała Mycha.

-W takim razie, odpuścimy Koło Płomieni. Użyj Ataku Gwiazd!

Cyndaquil stanął na swoich tylnych łapkach. Głośno piszcząc swoje imię przy szeroko otwartym pyszczku, zaczął wypuszczać z niego złote, pięcioramienne gwiazdki. Szybko obracające się obiekty, niczym shuriken, wbijały się w piasek na plaży i drzewa. Jednak, co najważniejsze, zauważyła Mycha, Atak Gwiazd ma bardzo szerokie pole rażenia i rozrzut. Z łatwością można nim usuwać klony stworzone przez Podwójną Drużynę. Turtwig i Eevee odlecieli kilka metrów do tyłu, a wszystkie kopie znikły.

-Cyndaquil, skończ to! Koło Płomieni! O, tak!

-Turwig, Eevee, skaczcie!

Cyndaquil zamknął usta, przerywając Atak Gwiazd. Jego policzki rozdęły się, a płomień na jego plecach stał się kilkukrotnie większy od samego Pokémona. Mycha poczuła zdziwienie – nigdy wcześniej nie widziała takiego ognia u swojego podopiecznego.

Ognisty Pokémon wypuścił z ust strumień płomieni, który utworzył świecącą barierę dookoła niego. Turtwig, widząc nadbiegającego Cyndaquila, schował się szybko do swojej skorupy. Centralne uderzenie głową Pokémona-jeża, wzmocnione płomieniem, wyrzuciło trawiastego stworka w powietrze. Turtwig zatrzymał się dopiero na oddalonym o kilkanaście metrów drzewie. Norbert w chwilę zauważył, że Eevee nie ma szans z tym atakiem. Szybko wyciągnął Pokéball. W momencie, gdy Eevee miał zostać trafiony, trener wycofał go.

Cyndaquil zatrzymał się, nie wiedząc, co stało się z przeciwnikiem. Mycha poczuła niesamowitą radość. Podbiegła do swojego podopiecznego, wykrzykując przy tym radośnie słowo „wygrałeś”. Gdy miała wbiec w ogień wokół Cyndaquila wywołany przez Koło Płomieni, mały Pokémon nakazał ręką jej się zatrzymać. Jak dziób Spearow czy róg Nidorana przy ataku Dziobania, tak teraz całe ciało pupila Mychy rozbłysło białym blaskiem. Światło zabarwiło się na czerwono w otaczającym je ogniu.

Tułów Cyndaquila wydłużył się, pyszczek spłaszczył. Ogień zgasł, zanikł też blask ciała. Teraz oczy Pokémona Mychy były otwarte. Cyndaquil ewoluował w Quilava. Mycha nie mogła zrozumieć, dlaczego to się stało.

* * *

Liwia przyglądała się z brzegu zalewowi. Snubbull oraz Sentret siedziały obok niej. Qwilfish podskakiwał w wodzie. W tym momencie dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, że nie wie, w jakim nastroju jest jej wodny Pokémon. Jego twarz nie pozwalała mu pokazywać emocji innych niż gniew – zawsze wyglądał groźnie.

-Koks, Woda Broń – usłyszała znajomy głos zza krzaków. Błękitny strumień wody uderzył z wielką siłą w różowego Pokémona-buldoga. Liwia natychmiast wstała, gotując się do walki.

-Wyłaź z krzaków. Kim jesteś? – zapytała niepewnym głosem dziewczyna.

-Jesteś wyjątkowa. Nie wiem czemu, ale to moja szansa – zza krzaków wyłonił się umięśniony łysy mężczyzna w starym, granatowym dresie. Liwia zauważyła na jego policzku tatuaż w kształcie krokodyla. Nie była w stanie nic powiedzieć, więc bandyta kontynuował. – Stawaj do walki! Koks, Mięsień – przywołał gestem Croconawa i Starly’a – atakujcie jej Pokémony.

-Ja jestem wyjątkowa... – cicho powtórzyła Liwia. Zawsze tak uważała, choć nigdy nie spodziewała się, że zauważy to podły bandyta, który był częścią jej życia przez kilka minut...

-Wodna Broń! Atak Skrzydeł!

-Sentret, zaatakuj... – Liwia zastanowiła się chwilę. – Co umiesz, poza Rotacją Obronną?!

Sentret odleciał kilka metrów do tyłu po uderzeniu Starly’a. Wodna Broń znokautowała go. Liwia nawet nie pomyślała o tym, by go wycofać do Pokéballa.

-Może miałem cię nie atakować dlatego, że jesteś taka słaba... – zastanawiał się na głos łysy. – Teraz ta mała różowiutka, jeszcze raz atakujcie!

Liwia nie wiedziała co robić. Zamknęła oczy. Nie chciała zobaczyć ataku na Snubbull. Usłyszała świst powietrza. Dobiegł ją lekki podmuch. Niechętnie otworzyła oczy. Przed nią znajdowały się dwa małe Pokémony...

W powietrzu swoimi małymi skrzydłami bił Murkrow. Czarny Pokémon-kruk o czubku głowy kształcie kapelusza, ostrych szponach, zakrzywionym dziobie i bystrych oczach wściekle atakował Starly’a.

Drugiego Pokémona Liwia znała doskonale. Granatowo-błękitny, złożony z segmentów Skorupi, przypominający kształtem skorpiona, swoim długim, trójkątnym żądłem chronił się przed atakami Croconawa. Dziewczyna poznała tą parę – byli to podopieczni jej ojca.

-Dobrze, że jesteś tato – stwierdziła głośno Liwia.

-Tato? – bandyta wydawał się wyraźnie zdziwiony. Dziewczyna zastanowiła się, dlaczego.

-Pora cię powstrzymać, złoczyńco – Liwia usłyszała głos ojca zza pleców. – Skorupi, użyj Ataku Toksyn!

Skorupi odskoczył poza zasięg łap Croconawa i zaczął kręcić koła ogonem. Żądło w ciągu kilku sekund nabrało bladoróżowego odcienia. Purpurowy szlam wyciekł z żądła, po czym wystrzelił w kierunku łysego. Croconaw i Starly rzuciły się by zasłonić swojego trenera.

Koks i Mięsień nie zdążyły. W momencie, w którym szlam trafił bandytę, Liwia usłyszała przerażający krzyk. Poczuła się słabo. Widziała tylko wijącego się na ziemi bandytę...

* * *

Tomek leżał w swoim wygodnym łóżku z baldachimem. Obok łóżka na specjalnie przygotowanych poduszkach drzemały jego trzy Pokémony. Za oknem jasno błyszczał księżyc.

Norbert nie zmartwił się jakoś szczególnie swoją pierwszą porażką – zresztą mało czym kiedykolwiek się przejmował. Mycha ponownie ruszyła w drogę, by dowiedzieć się, czemu tak naprawdę Cyndaquil nie ewoluował wcześniej. Problem polegał na tym, że kolejny dzień został zmarnowany. Tomek nie zdążył nawet poznać ataków Lotada. Następnego dnia zamierzał ruszyć gdzieś samemu.

Wojtek leżał w sąsiednim pokoju na swoim miękkim tapczanie. Jego kolejny remis z Piotrkiem nie denerwował go tak jak inne. Eksplozja wywołana dwoma atakami Autodestrukcji zniszczyła boisko treningowe w Akademii dla Przyszłych Trenerów. Zawieszenie na dwa tygodnie dla tak doskonałego ucznia jak on były straszną hańbą. Z drugiej strony, pomyślał Wojtek, patrząc na swoje jasnopomarańczowe jajo Pokémon, będę miał więcej czasu na opiekę nad moim przyszłym pupilem...

* * *

Ojciec Liwii siedział za zawalonym dokumentami biurkiem w ciasnym, ciemnym pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu był niewielki kominek, w którym żarzył się słabo płomień. Wierny Skorupi podsunął mu do ręki plik kartek złączonych spinaczem. Niechętnie, mężczyzna wziął go do ręki. Na jednej ze stron znajdowało się zdjęcie łysego mężczyzny z tatuażem w kształcie krokodyla na policzku.

Po chwili przyglądania się fotografii, wrzucił akta do ognia w kominku. W tym momencie, lekko się uśmiechnął. Skorupi wydał z siebie radosny pisk, gdy jego trener zaczął diabolicznie się śmiać...

'

'


'

'

'

Pokémony, które wystąpiły w tym rozdziale (najedź myszką, żeby przeczytać imię):

#001 Bulbasaur #021 Spearow #270 Lotad #387 Turtwig #133 Eevee #388 Grotle #389 Torterra #002 Ivysaur #003 Venusaur #271 Lombre #272 Ludicolo #173 Cleffa #209 Snubbull #211 Qwilfish #396 Starly #100 Voltorb #204 Pineco #043 Oddish #155 Cyndaquil #032 Nidoran (samiec) #156 Quilava #161 Sentret #159 Croconaw #198 Murkrow #451 Skorupi

Powrót