Strona Główna
  Rozdziały
  Bohaterowie
 
oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo

PokeFic

II. Mycha

-Rattata, użyj Uderzenia!

-Charmander, Żar!

Walka Pokémon zbliżała się powoli do końca. Tomek siedział na ławce obok boiska do walki, Bulbasaur rozłożył się obok jego nóg. Paweł w swojej pierwszej walce świetnie dawał sobie radę.

Pomarańczowy Pokémon-jaszczurka wystrzelił z pyska serię ognistych pocisków. W czerwonych oczach Rattaty – małej, fioletowej myszy z długim, podwiniętym ogonem – pojawiło się przerażenie. Chwilę później leżała kilka metrów dalej, ledwo podnosząc się z ziemi. Charmander Pawła z wyższością machnął ogonem.

-Rattata, to nasza ostatnia szansa! – powiedział niewysoki brązowowłosy chłopak, prawdopodobnie początkujący trener. – Skupienie Energii i Szybki Atak!

-Charmander, po prostu użyj całej siły Żaru – spokojnie nakazał Paweł.

Rattata zamknęła oczy, na chwilę całkowicie znieruchomiała. Charmander wziął głęboki wdech, a następnie wypuścił kolejną serię czerwonych płomyków. Gdy zdawało się, że Rattata przyjmie na siebie całą siłę ataku, fioletowa mysz znikła.

Paweł i Tomek zaczęli nerwowo się rozglądać. Rattata uzyskała szybkość, dzięki której wydawała się niewidzialna. Piszczenie Pokémona-myszy słychać było z każdej strony. W końcu Charmander został uderzony z tyłu. Zaczął się chwiać, natomiast Rattata zwinnie odskoczyła.

-Bulbasaur, wiesz jak działa Skupienie Energii? – zapytał swojego Pokémona Tomek. – Po poprawnym wykonaniu, zwiększa szanse na zadanie krytycznego trafienia. Siła Szybkiego Ataku została wzmocniona... – Tomek przerwał, gdy zauważył brak zainteresowania ze strony podopiecznego.

-Charmander, kończ to szybko! Żar!

-Rattata, unik! – rozpaczliwie zawołał trener myszy.

Charmander ze złością zionął po raz kolejny płomieniami, natomiast Rattata zamiast uciec, zachwiała się i upadła. Trener zawrócił ją do Pokéballa, zanim przyjęła na siebie atak. Cichym głosem podziękował za walkę Pawłowi i odszedł. Zarówno zwycięski trener, jak i jego Pokémon wydawali się bardzo z siebie zadowoleni.

* * *

Liwia uważnie przeglądała swoją szafę z ubraniami, poszukując stroju odpowiedniego do treningu z Pokémonem. Nie miała poprzedniego dnia za wiele czasu, by nacieszyć się towarzystwem Snubbull. Mały różowy buldog z zainteresowaniem spoglądał w głąb szafy – była bardzo szeroka, w dodatku pełna różnorakich ubrań. Liwia nie była specjalistką w dziedzinie mody, miała też problem z doborem stroju do sytuacji. W końcu założyła swój wysłużony pasiasty sweterek i wygodne tenisówki. Jasnoblond włosy związała w kucyk.

Gdy chciała opuścić pokój poczuła, że zapomniała o czymś ważnym. Rozejrzała się po pokoju i – z przerażeniem – zauważyła, że nigdzie nie ma Snubbull! Wykrzyknęła z przerażenia, gdy usłyszała hałas dobiegający z szafy...

* * *

Wojtek, wyjątkowo, wybrał się nad rzekę. Spoglądał na płynącą u jego stóp Wolbórkę, mając nadzieję na dostrzeżenie na brzegu Pokémona. Od dawna odczuwał złość z powodu otrzymania przez Tomka jednego – to, że można je było otrzymać dopiero mając szesnaście lat było dla niego niesprawiedliwe.

Miał sporą wiedzę na ten temat. Zaliczał się do najlepszych uczniów w szkółce dla przyszłych trenerów, uwielbiał zajęcia praktyczne – walki treningowe czy opiekę nad stworkami. Ulubionym typem Wojtka były Pokémony wodne, jednak marzył o otrzymaniu Torchica jako startera.

Wojtek spostrzegł, że z prądem płynie niewielki, bladopomarańczowy przedmiot. Gdy zaklinował się między skałami przy brzegu, chłopiec przyjrzał się mu dokładnie – z pewnością było to jajo Pokémona!

Wojtek podbiegł do brzegu, łapiąc po drodze porzucony drewniany kijek. Pochylił się nad wodą i delikatnie wyciągnął jajo z wody. Poczuł, że jest lodowato zimne. Jak najprędzej pobiegł w kierunku domu.

* * *

Pociąg do Kielc odjechał z dworca kilka minut wcześniej. Tomek prosto z peronu 9,75 ruszył w kierunku wyjścia, gdzie zostawił rower. Za nim, jak cień, podążał Norbert.

-Nie uważasz, że Paweł pospieszył się z wyjazdem... – zaczął Tomek.

-Poradzi sobie – krótko i z pełną powagą odpowiedział Norbert. To zaniepokoiło jego kolegę.

-Norek... Jesteś chory, czy co?

-Nie, nie jestem! – obruszył się Norbert. Wskoczył zwinnie na rower. – Ale słyszałem złe wieści.

-Kolejne zamieszki w Centrach Pokémon? – strzelił Tomek, wskakując na swój rower.

-Gorzej. A do kogo teraz jedziesz?!

-Do kuz... – Tomek urwał, wyczuwając problem.

-Właśnie! Skoro jest w mieście, to urządzę sobie z Turtwigiem trening w domu – Norbert ruszył w kierunku miasta. – Pozwolisz, że cię nie odprowadzę?

W mgnieniu oka Tomek został sam przed dworcem, zastanawiając się, jak przebiegnie spotkanie z kuzynką...

* * *

Gdy Liwia zaczynała trening ze Snubbull, jeszcze drżała ze strachu. Jej nowa pupilka pogryzła pantofle z limitowanej kolekcji Arkadiusa – w dodatku praktycznie nieużywane. Dziewczyna postanowiła w końcu wziąć się w garść i zaczęła przeglądać swoje notatki.

-Snubbull, mam tutaj listę ataków, jakich możesz się nauczyć. Wypróbujemy kilka, dobrze?

Różowy buldog warczeniem zdawał się zgadzać.

-Uderzenie... Mało ciekawe. Straszna Mina? Nie chcę znowu się przestraszyć! – Liwia nie mogła się zdecydować, który atak sprawdzić. - Już mam! Urok!

Snubbull zaczęła zgrabnie obracać się dookoła własnej osi i uśmiechać. Liwia poczuła, że kolana uginają się pod nią. Snubbull była tak słodka, że nawet najstraszliwszy Pokémon nie byłby jej w stanie zrobić krzywdy za nic w świecie. Jeśli tak to miało działać – to ten atak jest perfekcyjnie opanowany!

-Gryzienie, Liźnięcie... – znowu zaczęła wyliczać Liwia.

* * *

-Bulbasaur, poznaj Agnieszkę!

Seledynowy dinozaur z łatwo zauważalną nieufnością podsunął do nieznajomej swoje Dzikie Pnącze. Dziewczyna chętnie je uścisnęła. Była o głowę niższa od Tomka, miała proste, brązowe włosy sięgające do łopatek (ich długość jej kuzyn zawsze skrupulatnie sprawdzał), na sobie nosiła obcisłą, pomarańczową koszulkę, czarną, polarową bluzkę, do tego jasnoniebieskie dżinsy. Z twarzy przypominała Tomka – ale jej oczy były brązowe.

-Cześć, Bulbasaur – wesoło powiedziała Agnieszka. – A nie wolałbyś być moim Pokémonem?

Typ trawiasty wydawał się zbity z tropu. Tomek groźnie spojrzał się na kuzynkę.

-Sądzisz, że to było zabawne? – ze złością wyszeptał początkujący trener.

-Oczywiście, że tak – zachichotała Agnieszka. – No, Bulba, mogłeś trafić lepiej, ale nie ma co za bardzo narzekać. Może chcesz poznać moje Pokémony?

-Bulba, bulb – spokojnie powiedział jaszczur.

-„Pokémony”? Złapałaś...

-A co, leniłam się?

Agnieszka szybkim ruchem rozpięła wewnętrzną kieszeń kurtki i wyciągnęła małe Pokéballe. Skrzyżowała ręce, jednocześnie powiększając czerwono-białe kulki.

-Wychodźcie!

Dwa promienie białego światła wymknęły się ze środka Pokéballi. Tomek z łatwością rozpoznał pierwszy kształt. Wysoki do łydek, podłużne ciało, zaokrąglony, żółty brzuszek, ciemnozielone plecy. Półokrągłe oczka spoglądały w kierunku chłopaka. Cyndaquil, ognisty jeż, praktycznie nie zmienił się przez trzy miesiące ani trochę.

Drugi Pokémon okazał się większym zaskoczeniem. Niebieska kulka na nóżkach, małe, czarne oczka, kilka źdźbeł trawy na głowie. Którego jak którego, ale trawiastego Oddisha w składzie Mychy Tomek się nie spodziewał.

-Cyndaquil, dawno się nie widzieliśmy! – zawołał Tomek. Cyndaquil na powitanie rozpalił na plecach duży płomień. Jeżyk, pierwszy Pokémon Mychy, zawsze wyglądał słodko i pociesznie. Aga odczuwała słabość do Pokémonów ognistych, tak jak Tomek do trawiastych. – Miło mi cię poznać, Oddish. A to Bulbasaur!

Tym razem reakcja była zupełnie inna. Oddish podniosła (wyglądała na samiczkę) główkę, pochyliła wyniośle jeden z listków do przodu i odwróciła się. Bulbasaur z wyciągniętym Dzikim Pnączem poczuł się obrażony.

-Eee... Kuzyneczko, ona tak zawsze? – Tomek podsunął się cicho do Mychy.

-Duży może więcej.

-Oddish jest niższy od Bulbasaura...

-Jaki zabawny...

-Bulba!

Oddish ze wstrętem spojrzała na Bulbasaura. Wyniośle, ale z gracją ruszyła w jego kierunku.

-Zawróćmy ich! – krzyknęła Mycha.

Dwa czerwone promienie zamknęły walczące typy trawiaste w Pokéballach. Tomek i Aga w chwilę doszli do jednego rozwiązania problemu. Ruszyli w dół ulicy. Cyndaquil dopiero po chwili popędził za ludźmi.

* * *

Słońce znajdowało się tuż nad horyzontem, gdy Tomek i Mycha stanęli po przeciwnych stronach boiska. Cyndaquil stał obok nogi swojej trenerki, Tomek był w swoim polu sam.

Zespół Miejski Boisk Pokémon w Tomaszowie znajdował się obok „Dołów” – ekskoryta rzeki Pilicy. Oddany do użytku w trakcie wakacji, sprawiał wrażenie całkowicie nieużywanego. Tomek ze swojego miejsca miał widok na piaskowy stadion, na którym poprzedniego dnia walczyli Dawid i Patryk.

-Wygram z tobą! Wygram pierwszą walkę – powiedział z przekonaniem Tomek.

-Ha! Jesteś pewien? – spytała Mycha. Tomek nie był pewien. Mycha ćwiczyła z Pokémonami od niemal roku.

-Tak, jestem – niezgodnie z prawdą odpowiedział chłopak. – Jesteś koordynatorką Pokémon, więc nie masz dużej przewagi w walce.

-To, że nie walczę na Stadionach, a w konkursach – zaczęła Mycha – albo, że liczy się dla mnie nie tylko siła, ale i styl... To tylko pomaga mi w walce!

Tomek obawiał się, że ma rację. Jako koordynatorka Pokémon, Agnieszka walczyła w inny sposób. W konkursie Pokémon punktowano nie tylko siłę, ale i elegancję oraz precyzję ataków. Aga miała przewagę doświadczenia.

-Nie chcesz zrezygnować? – spytało ostrzegawczo Mycha? – Pierwszą walkę pamięta się przez całe życie. Lubisz niemiłe wspomnienia?

-Może nie powinniśmy rozwiązywać sporu w ten sposób – zaczął Tomek. – Ale i tak musimy to mieć z Bulbasaurem za sobą. Walka jeden na jeden, na trawiastym polu...

-Bez limitu czasu, do znokautowania, bądź rezygnacji jednego z walczących – dokończyła Aga. – Szkoda, że to nie walka konkursowa, ale trudno. Oddish, wybieram cię!

-Bulbasaur, leć!

Oddish tuż po wylądowaniu na trawie obróciła się, podskoczyła i kiwnęła trawą na główce. Bulbasaur ze złością spadł na cztery łapy. Czerwone oczy Bulbasaura płonęły wściekłością. Oba Pokémony były gotowe.

-Bulbasaur – Tomek zastanawiał się, co powinno poskutkować. – Warczenie! To będzie dobre!

-Oddish, Absorpcja – nakazała pełna werwy Mycha. – Potem dobiegnij do niego i Słodki Zapach!

Bulbasaur zawarczał, ale na Oddishu nie wywarło to większego wrażenia. Oddish spomiędzy liści-źdźbeł na błękitnej główce wystrzelił zielonkawą kulkę. Ta poszybowała w kierunku seledynowego dinozaura. Bulbasaur zdążył uskoczyć z drogi. Tuż przed nim pojawiła się Oddish. Spomiędzy falujących listków Pokémona-trawy wydobył się czerwonawy pył. Pupil Tomka zgiął się lekko w kolanach, a jego wzrok stał się w chwilę nieobecny...

-Warczenie zmniejsza siłę ataków fizycznych – zwróciła uwagę Mycha. – Ale żaden atak Oddish do takich nie należy! Słodki Zapach nie da ci się ruszyć! Przegrałeś...

-Jeszcze nie – odpowiedział cicho Tomek. Nie spodziewał się tak szybkiego ułożenia się walki nie po jego myśli. – Uderzenie!

Bulbasaur potrząsnął głową, by odzyskać przytomność. Ruszył z mało imponującą prędkością na wroga. Oddish gładko uskoczył.

-Teraz Absorpcja! Jedna po drugiej!

-Unikaj Bulbasaur! Użyj Dzikich Pnączy, gdy się da!

Pokémon-dinozaur uciekał przed kulkami. Oddish wypuszczał każdą kulę z inną rotacją. Bulba skakał nad pierwszą. Odskoczył przed drugą. Położył pod trzecią. Czwarta dosięgła w końcu bulwy uciekiniera. Przeniknęła przez zieloną bulwę jak duch. Tomek zauważył, że kulka nabrała koloru soczystej zieleni. Bulbasaur rozłożył się na ziemi, a Absorpcja zawróciła do Oddish. Cały wysiłek, jaki włożyła w ataki, został zniwelowany.

-Energia Bulbasaura trafiła do Oddish – na wpół wyjaśniała, na wpół triumfowała Aga. – Czas się poddać!

Sytuacja wyglądała dramatycznie. Osłabiony, nietrenowany Bulbasaur kontra silna, doświadczona Oddish. Tomek żałował, że nie potrenował wcześniej. Spróbował jeszcze raz.

-Bulbasaur, wypróbuj Dzikie Pnącze. Blokuj nim Absorpcję! Ten atak nie zrobi ci poważnej krzywdy. W końcu Bulbasaur jako typ trawiasto-trujący – zwrócił się do Mychy – ma podwójną odporność na trawiastą Absorpcję.

-Mam też inne ataki. Kwas!

Bulbasaur wyciągnął z całej siły Dzikie Pnącze. Oddish nie zdążyła tym razem uskoczyć i przetoczyła się po trawie. Teraz zlewała się niemal idealnie z podłożem. Dopiero mętna żółta maź wskazała położenie Pokémona. Bulbasaur cudem uniknął uderzenia w bulwę.

Ten atak miał większe szanse, pomyślał Tomek. Dwa razy większa siła uderzeniowa niż Absorpcja i w dodatku jako atak trujący, Bulbasaur nie był odporny na uderzenie... Pora wykorzystać teren!

-Bulbasaur, łap Oddisha Dzikim Pnączem i zrzuć go do dołu!

Oddish nie zdążył uskoczyć przed Pnączem. Ciemnozielona łodyga szybko ciągnęła Pokémona-trawę w stronę zagłębień, od których okolica przejęła nazwę „Doły”. Po takim upadku, krucha Oddish już by się nie podniosła.

-Odbiło ci?! – wrzasnęła Mycha. – Koniec zabawy. Usypiający Proszek!

-Bulbasaur, odrzuć...

Było już za późno. Różowy proszek rozsypał się wzdłuż całego przelotu Oddish, a Bulbasaur zaczął niebezpiecznie się kiwać. Oddish wydostała się z uścisku i przeturlała się po zboczu. Tomek pobiegł za nią. Miał nadzieję, że samiczka Pokémon straci przytomność pierwsza...

Zamarł. Oddish turlając się z uśmiechem robiła przewroty. Ostatnia szansa – skarpa! Oddish wyskoczyła z ogromną szybkością.

-Tomek, wracaj. Po meczu.

Te słowa Mychy zabrzmiały jak wyrok. Rzucił okiem na wykonującą potrójne salto w powietrzu Oddish i wrócił do uśpionego Bulbasaura...

* * *

Ojciec Liwii w swoim biurze podpisywał dokumenty. Siedzenie za biurkiem męczyło go, nawet, gdy towarzyszył mu Skorupi. Zbudowany z naprzemiennie ułożonych różowych i fioletowych segmentów Pokémon-skorpion był najwierniejszy spośród jego stworków. Ostre żądło na końcu długiego ogona

Do gabinetu wkroczyła Liwia – jej bluzka była pobrudzona ziemią. Tuż za nią dreptała Snubbull.

-Jak trening, kochanie? – spytał od niechcenia ojciec. Liwia wyczuła, że jest czymś zdenerwowany.

-Świetnie. Snubbull jest urodzonym gryzoniem!

-To znaczy?

-Sam się za chwilę przekonasz... A co oglądasz? – telewizor był włączony na kanale informacyjnym.

-Kolejny atak na Centrum Pokémon, w Wolborzu.

-To niedaleko stąd! – zdenerwowała się Liwia. – A co jeśli porwą Snubbull!

-Złodziei już złapano. A ty akurat nie musisz się martwić.

-Czemu, tato? Przecież nie jestem dla tych bandytów nikim szczególnym...

-Właściwie... – ojciec Liwii przerwał.

Spojrzał na szczątki swoich nowiutkich lakierków. Snubbull stała obok, szeroko uśmiechnięta...

* * *

Mogło być gorzej, ale w zasadzie lepiej też. Tomek niósł na rękach chrapiącego Bulbasaura. Wchodząc do domu pomyślał o tym, co zrobił źle. Nie przeprowadził ani jednego treningu; nie zaprzyjaźnił się z Pokémonem; nie poznał jego naturalnych predyspozycji...

-Tomek, chodź tu i patrz – Wojtek wskazał bratu kierunek. Na stole w kuchni leżało najprawdziwsze jajo Pokémona!

-Ty je znalazłeś? – zapytał Tomek.

-Tak, wyłowiłem z Wolbórki. Było całkiem zimne, ale już je ogrzałem.

-Świetnie. Dzięki, za nowego Pokémona! Gdy tylko się wykluje... – rozmarzył się Tomek.

-O lol – oburzył się Wojtek. – Zatrzymam go sobie! Kto go uratował? Ja, czy ty?!

Tomek był i tak zmęczony tego dnia, nie miał ochoty się kłócić. Położył Bulbasaura do koszyka z pościelą przy kaloryferze. Wyszedł na balkon, a tuż za nim Wojtek.

-Ach, jeszcze jedno. Był po ciebie Dawid.

-Chciał ze mną walczyć.

-Może, ale mnie tylko pochwalił się swoim nowym Pokémonem... Growlithe’em!

Tomek poczuł falę złości przechodzącą przez jego ciało. Ognisty, pomarańczowy tygrys w czarne paski, praktycznie nie do złapania w Polsce... Szybko podjął decyzję.

-Wiesz, co zrobię jutro?

-Będziesz próbował przejąć władzę na światem?

-Też – parsknął śmiechem Tomek. – Ale przede wszystkim – złapię Pokémona! Koniec lenistwa!

Wojtek wrócił do domu, by zerwać kartkę z kalendarza, z czerwoną cyferką 2. Tomek spojrzał ponad dachy domów. Zachodziło za nimi czerwone słońce, a wokół niego krążyło stadko Spearow’ów. Brązowe ptaszki z karminowymi skrzydłami i ostrymi dziobami niespokojnie szukały pokarmu. Odszedł, rzucając jeszcze okiem na czarne BMW jadące ulicą.

-Do roboty! Jutro je złapię!

* * *

Niski głos dobiegał ze słuchawki telefonu komórkowego.

-Przepraszamy za tą wpadkę w Wolborzu. Następny skład na pewno ukradnie coś w Tomaszowie!

Kierująca BMW postać, całkiem okryta cieniem drzew z pobocza, rozłączyła się. Wolną ręką pogłaskała fioletowe żądło Pokémona na siedzeniu obok...

Pokémony, które wystąpiły w tym rozdziale (najedź myszką, żeby przeczytać imię):

#004 Charmander #019 Rattata #001 Bulbasaur #209 Snubbull #387 Turtwig #155 Cyndaquil #043 Oddish #451 Skorupi #058 Growlithe #021 Spearow

Powrót