Strona Główna
  Rozdziały
  Bohaterowie
 
oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo

PokeFic

„Więc to będzie zwykły turniej?”.

Temari o finałowej rundzie egzaminu na Chuunina, „Naruto”

XI Rywalizacja

` Połówka księżyca oświetlała boisko przed Centrum Pokémon. Torchic podskakiwał, okrążając odrysowane białą kredą linie boczne. Wojtek szedł za nim krok w krok.

` Tomek siedział na ławce obok boiska. Wczesnym rankiem było dosyć chłodno. Chłopak, ubrany w lekką bluzkę, odczuwał to wyjątkowo mocno. Słońce jeszcze nie zajaśniało na horyzoncie, a Tomek już czuł, że ilość zajęć go przygniata.

` Po kłótni z bratem, chłopak zdecydował się wybrać poza Łódź by obejrzeć walkę Patryka o Odznakę Ciemnicy. Miał nadzieję, że pozwoli mu to lepiej przyjrzeć się taktyce Marka. Po porażce z Ksenią w fatalnym stylu, Patryk chciał udowodnić, iż potrafi walczyć. Tomek nie wierzył, że jego rywal będzie w stanie dokonać czegoś, z czym nawet on sobie nie poradził a Dawid i Paweł mieli ogromne kłopoty.

-Wyżej, Torchic! – nakazał Wojtek. – Musimy ćwiczyć! Pokażemy, że jesteśmy lepsi od niektórych ofiar!

` Tomek zrozumiał, że jego brat mówił o nim. Zdecydował się nie zwracać na niego uwagi.

* * *

-Raz, dwa, trzy! – krzyczała Mycha. – Niski Kopniak, Cios Karate, Sejsmiczny Rzut!

` Machop posłusznie wykonywał wszystkie komendy. Jednakże jego nogi i ręce przenikały przez śmiejącego się Gastly’ego. Dziewczyna dostrzegła, że Pokémon Piotrka nabrał odwagi dzięki specjalnym treningom. Stwierdziła, że najwyższy czas to zmienić.

-Machop, użyj Piorunującego Spojrzenia! Potem Przejrzenie! – nakazała.

` Pokémon walczący pochylił lekko głowę. Cień zakrył jedno z jego oczu. Czerwona źrenica, rozjaśniona światłem księżyca, skierowana była w kierunku Gastly’ego. Pokémon-duch szeroko otworzył ślepia. Piorunujące Spojrzenie obniżyło jego obronę, stwierdziła Mycha.

` Machop podniósł głowę, przerywając atak. Szeroko rozłożył ręce i rozsunął nogi. Trzy podłużne czuby na jego głowie zaczęły mienić się fioletowymi barwami. Gastly śmiał się, jak gdyby odczuwał łaskotki. Przestał, zdziwiony, gdy czuby Pokémona Mychy wróciły do normalnego, brązowego koloru.

-Giń! – wykrzyknęła Mycha, wykonując odmach prawą ręką. – Cios Karate!

` Gastly zamknął oczy, widząc doskakującego z wyciągniętą ręką Machopa. Tymczasem, Cios Karate uderzył centralnie w górę jego głowy, wbijając Pokémona Piotrka w ziemię.

-Gastly, pora mu oddać! – powiedział brat Mychy, zrywając się z ławki!

` Typ duchowy, ledwo unosząc się w powietrze, wyciągnął język. Przeciągnął nim po twarzy Machopa. Pokémon Mychy wydawał się niewzruszony. Gastly zdziwił się, widząc nieskuteczność Liżnięcia.

-Pora na wykład, ciemnoto – powiedziała Mycha, nie precyzując, kto był adresatem wypowiedzi. – Ataki duchowe nie działają na typy normalne i walczące, więc możesz lizać Machopa do woli. W drugą stronę działa to tak samo... Jeśli nie użyje się ataku Przejrzenia, oczywiście. Wtedy ataki normalne i walczące mogą cię trafiać. Gdyby Gastly nie był w połowie typem trującym, Cios Karate załatwiłby go.

` Piotrek wziął Gastly’ego w ręce. Mycha nie była pewna, czy robiła dobrze pomagając mu. Zawsze wolała swojego kuzyna, ale od czasu, gdy obraził Konkursy Pokémon nie potrafiła z nim normalnie porozmawiać.

* * *

` Squirtle strzelał bańkami bez chwili wytchnienia. Adam uśmiechał się, widząc, jak ciężko pracuje. Chłopak przypomniał sobie, jak Piotrek chwalił się swoim ściąganiem. Łamiąc trzymaną w dłoni gałązkę obiecał sobie, że pokona go bez względu na cenę.

* * *

` Chingling Alicji szeroko otworzył usta, gdy dziewczyna podała mu jedzenie na specjalnej łyżeczce. Przy każdym ruchu z Pokémona dobiegał głos podobny do dźwięków dzwonka. Oznaczało to, że był bardzo zadowolony.

-Świetnie, teraz możemy przećwiczyć Rozgłos i Obalenie. Na moją paskudną siostrę nie będzie nam potrzeba TEGO...

` Dziewczyna zapięła suwak bluzki, ciesząc się na myśl o wygranej. Skompromitowanie Elizy na oczach milionów telewidzów stało się dla niej najgorętszym pragnieniem.

* * *

` Tangela siedziała w kącie z zamkniętymi oczami. Eliza uznała, że relaks i odpoczynek będą potrzebne przed starciem z siostrą. Alicja całe życie obrażała ją i dręczyła. Eliza przypomniała sobie, jak pewnego dnia z Chinglingiem chciała wrzucić ją do oczka wodnego. Tangela, którą spotkała niewiele wcześniej uratowała ją w ostatnim momencie.

` Dziewczyna zdziwiła się, że nie czuje chęci zemsty. Uczyła się dniami i nocami oraz trenowała z Tangelą po to, by pokazać siostrze, że nie należy jej niedoceniać.

` Eliza nie mogła się uspokoić. Podziwiała swoją Tangelę za to, iż umie się wyciszyć w każdej sytuacji. Zapragnęła być taka jak ona.

* * *

` Patryk gestem ponaglił Tomka. Tramwaj, którym mieli dojechać na przystanek dla busów miał za chwilę ruszyć. Tomek odwrócił się plecami do Wojtka nawet nie życząc mu powodzenia. Miał dość swojego brata i jego podejścia.

` Dwaj młodzi trenerzy zajęli miejsca przy samych drzwiach czerwonego tramwaju. Skórzane siedzenia wydały się Tomkowi wyjątkowo wygodne. Patryk zdecydował się zacząć rozmowę.

-Turtwig walczył trzy razy. Z ognistym Charmanderem, trującym Nidoranem i lodową Sneasel. Myślę, że Dawid miał rację, że przewaga typu decyduje o wyniku.

-Nie jestem pewien, czy on jeszcze tak myśli – odparł krótko Tomek, przypominając sobie walkę rywala. Ciągle odczuwał zazdrość względem jego dokonania. – Jesteś prawie w połowie drogi. Typ trawiasty ma tylko osiem słabości.

-Nie pocieszasz mnie – stwierdził Patryk. Jego nogi trzęsły się. Tomek zauważył, że chłopak musiał się denerwować bardziej niż przed meczem z Ksenią.

` Myśli o Wojtku i jaki osiągnie wynik zaprzątnęły całkowicie umysł chłopaka.

* * *

` W niewielkim przedpokoju mężczyzna zapinał kolejne guziki swojej kurtki. W telewizji zapowiadany był lekki chłód. Mężczyzna pogłaskał po głowie swojego Ivysaura. Różowe płatki kwiatu na grzbiecie Pokémona były tego dnia złożone.

-Już dłuższy czas nam się nudziło, co? – zapytał podopiecznego mężczyzna, czochrając swoją brodę. – Na szczęście Banda znalazła jakieś zajęcie na dzisiejsze popołudnie. Przyda nam się dawka adrenaliny.

* * *

` Wojtek odważnie przekroczył próg Akademii. Oszklony, wykafelkowany i pełen kolumn hall wydawał się chłopakowi przesadnie luksusowy. Widząc, że ma kilka minut do rozpoczęcia zawodów, zdecydował się usiąść na jednej z obitych pluszem ławek.

` Ku zdziwieniu chłopaka, najbliższe siedzenie zajmowała Eliza. Czarne, kręcone włosy zasłaniały jej policzki. Wojtek dojrzał, że po twarzy dziewczyny spływały łzy. W dłoni ściskała pomniejszony Pokéball.

-W porządku? – spytał Wojtek, wiedząc, iż właściwa odpowiedź brzmiała „nie”.

-Tak – odparła płaczliwym głosem dziewczynka. – Tylko moja siostra znowu stwierdziła, że przegram.

-Starsze rodzeństwo takie jest – powiedział Wojtek, siadając obok niej. – Mój brat mnie olał i poszedł z kumplami. A miał się mną zajmować.

-Chodzi o to... Moja Tangela jest silna, sprawna, i dużo ćwiczyła Dzikie Pnącze...

` Wojtek stwierdził, że nie nadaje się na psychologa. Uznał, iż najlepiej będzie, jeśli pozwoli dziewczynce się wygadać. Jego rywalka pogodniała z każdym słowem. Wojtek zastanowił się, co tak naprawdę przynosi współzawodnictwo. Eliza płakała, Alicja i Piotrek próbowali pokazać innym wyższość, a Adam ciężko pracował. Chłopak zwrócił się spokojnie do dziewczynki, której zazdrościł wyniku z testu.

-Nie przejmuj się. Najpierw pokonasz ją, a potem... Potem ja ciebie!

` Eliza uśmiechnęła się. Wojtek zrobił to samo. Razem siedzieli na ławce w milczeniu, zadowoleni.

* * *

-To jest mecz dwa na dwa Pokémony o Odznakę Ciemnicy pomiędzy liderem Markiem Nocnym a wyzywającym Patrykiem z Tomaszowa – mówiła monotonnie Ksenia, trzymając chorągiewki uniesione w powietrze.

` Tomek wypuścił z Pokéballi swoich podopiecznych. Chciał, żeby sami również przestudiowali taktykę lidera Stadionu. Patryk uśmiechnął się blado.

-Seedot, wybieram cię – nakazał Marek, rzucając Pokéball. Odgarnął z twarzy swoje czarne włosy.

-Nareszcie będę miał przewagę typu – stwierdził Patryk. – Nidoran, wychodź!

` Pokéball Patryka opuścił ciemnoróżowy Pokémon. Trujący królik – samczyk rozejrzał się po hali. Na trybunach dostrzegł Nidoran samiczkę, która siedziała obok Tomka. Na jego policzkach pojawiły się rumieńce, a róg na czole wydawał się czerwieńszy niż zwykle. Widząc zainteresowanie Pokémona Patryka, Nidoran samiczka pisnęła głośno z oburzeniem. Tomek stwierdził, że jej feminizm wkroczył na zupełnie nowy poziom – nienawiści do wszelkich mężczyzn.

` Seedot stał na ziemi, co chwila podnosząc jedną ze swoich maleńkich nóżek. Tomek zdziwił się widokiem trawiastego Pokémona-żołędzia na Stadionie specjalizującym się w typach mrocznych. Uderzył się lekko w czoło otwartą dłonią. Przypomniał sobie, że po ewolucji, Seedot staje się trawiasto-mrocznym Nuzleafem.

-Zaczynajcie! – nakazała Ksenia.

-Ty możesz zacząć – zaproponował Marek, zachęcony wyraźnie możliwością sprawdzenia kolejnego znajomego Tomka.

-Ty to zrób – poprosił całkiem pozbawiony jakiegokolwiek odcienia różu na twarzy Patryk.

-Może razem? – spytał Marek, zaskoczony odmową.

-Dobra. Trzy, cztery!

` Naraz padły komendy „Odegranie” i „Skupienie Energii”. Pokémony zamknęły oczy. Seedot zabłyszczał się słabym, czerwonym światłem, a róg Nidorana pokrył się na moment bielą. Po zaniknięciu barw, walczący otworzyli oczy. Nie było widać żadnego efektu ruchów.

-Teraz rób co chcesz. Poczekam – powiedział Marek.

-Co?! – Patryk nie mógł wyjść z podziwu. Kolory powoli zaczęły wracać na jego twarz.

-To co słyszałeś. Atakuj – nakazał delikatnie pewny siebie Marek.

-To pułapka! – krzyknął Tomek. Ksenia odwróciła się do niego. Wskazujący palec przed jej ustami sugerował chłopakowi uciszenie się.

-Dobra! Dziobanie – rozkazał Patryk. Róg Nidorana zajaśniał białym, słabym światłem. – Jako atak latający i po użyciu Skupienia Energii, będzie świetny!

` Pokémon-trujący królik zaszarżował na typ trawiasty. Nidoran samiczka na trybunach zamknęła oczy, przewidując, jaki będzie efekt ataku. Seedot, trafiony, odtoczył się w tył kilkanaście centymetrów. Podopieczna Tomka wydała się zaskoczona. Pokémon Patryka powtarzał atak. Podopieczny Marka z każdym trafieniem wydawał piski bólu, ale również błyszczał na czerwono.

` Patryk zauważył, że Seedot chwieje się na swoich nóżkach. Postanowił wykorzystać tą okazję, spostrzegł Tomek. Wyciągnął przed siebie rękę, ożywiony sukcesem.

-Ostatni atak! Dziobanie, pełna moc – rozkazał.

-Koniec tego. Odegranie – powiedział spokojnie Marek, zamykając oczy.

` Seedot cały rozgorzał czerwonym blaskiem. Światło w tym samym kolorze pokryło całą halę. Przed ogromnymi oczami Seedota ukazała się biała kula energii, kontrastująca z resztą otoczenia. Na ciele Pokémona Marka widoczne były blizny. Z kuli wydobył się szeroki, niemal nie do ominięcia, biały promień energii. Nidoran samiec, widząc nadlatujący atak, otworzył oczy. Nie zdążył nawet wykonać ruchu.

` Tomek otworzył swoje oczy. Światło zgasło. Na boisku leżał nieruchomo różowy Nidoran, a Seedot Marka chwiał się słabo na swoich nóżkach. -Wpadłeś – powiedział Marek - w zasadzkę. Odegranie to technika, która tworzy promień energii o sile zależnej od siły twoich ataków. Ponieważ Dziobanie było silne, mamy nokaut w jednym ciosie. -Zwycięzcą rundy jest Marek – ogłosiła Ksenia, podnosząc czerwoną chorągiewkę w kierunku swojego brata. – Czas na drugą rundę!

` Nidoran Tomka wydawała się uszczęśliwiona takim wynikiem. KomKom zabrzęczał w kieszeni, gdy chłopak oglądał załamanego psychicznie Patryka. Zapomniał, iż ustawił alarm na godzinę, o której miał rozpocząć się mecz Wojtka. Chłopak postanowił zignorować sygnał.

-Wybierz drugiego Pokémona – przypomniała Patrykowi Ksenia. Chłopak spojrzał na nią, powoli podnosząc wzrok. Z jego Pokéballa wyszedł stworek, którego Tomek dawno nie widział.

` Mudkip, wodny Pokémon, miał podłużne, chude, śliskie ciało. Był rozmiarów Bulbasaura, miał długie kończyny, przypominające nieco żabie. Jego błękitna głowa, w identycznym kolorze jak grzbiet, była tak wielka jak tułów. Miała okrągły kształt, ale z jej góry wystawał wąski, wysoki czub, a z policzków – żółte narośle przypominające gwiazdy. Ufne, czarne oczy Mudkipa przypominały kropki. Podbrzusze i żuchwa były jaśniejsze od grzbietu, ciało zakończone było ogonem podobnym do czuba na głowie. Służył on do sterowania w trakcie pływania.

` Mudkip uśmiechnął się. Tomek nie mógł zaprzeczyć, że ten Pokémon miał w sobie wyjątkowy urok. Tymczasem czapeczka na głowie Seedota rozjaśniła się żółtozielonym blaskiem. Gdy światło zgasło, blizny Pokémona zniknęły.

-Co to było? – spytał zdziwiony Patryk, w którym oburzenie wzięło górę nad strachem.

-Synteza – odparł Marek. – Regeneruje siły, ale wymaga trochę czasu i światła. Tutaj Seedot miał obu pod dostatkiem. Wczoraj pewien Wojtek – lider posłał uśmiech do zaskoczonego Tomka – uświadomił mi, że Seedot potrzebuje ruchu regeneracyjnego. Jeśli nie pokonasz Pokémona, którego mam od kilku dni, nie wiem, jak zamierzasz dostać się do Ligi Pokémon.

` Słowa Marka zabrzmiały groźnie. Tomek stwierdził, że wobec niego lider nie był aż taki stanowczy. Musiał zauważyć wyraźne braki u Patryka.

-Mudkip kontra Seedot, zaczynamy – powiedziała Ksenia. Opuściła chorągiewki.

-Zacznij od Odegrania – powiedział spokojnie Marek. Seedot zabłyszczał na chwilę czerwonym blaskiem.

-Błotny Plask, bez przerwy – powiedział bez emocji Patryk. Tomek stwierdził, że jego kolega ma całkowicie dość walki. Przypomniał sobie jak sam czuł się, gdy Marek znokautował jego dwa Pokémony.

` Mudkip wypuszczał z ust kulki z błota jedna po drugiej. Każda trafiała bez problemu w twarz trawiastego Pokémona. Jasnoczerwony blask wydobywał się z podopiecznego Marka. Lider po minucie stwierdził, iż wystarczająco dużo czasu poświęcił na wyzywającego.

-Ataki ziemne działają słabo na trawiaste typy, tak jak i wodne – powiedział Marek. – Nic na mnie nie masz i niewiele umiesz. Koniec, Odegranie – nakazał.

-Nie... – cicho powiedział Patryk. Echo rozniosło jego słowo po całej hali.

` Pomieszczenie wypełnił identyczny, czerwony blask, jak wcześniej. Pojawiła się biała kula, z której wypłynął promień. Tomek przecierał oczy ze zdumienia, gdy fala energii... ominęła Mudkipa o kilka metrów.

-Jak?! – spytał Marek, zaskoczony.

-Błotny Plask zmniejsza celność ataków – powiedział Tomek z trybun. – To chyba nie koniec...

` Lider wyraźnie wystraszył się. Pomimo słabej siły Błotnego Plasku, ilość trafień powtórnie osłabiła Seedota. Patryk uśmiechnął się. Uspokojony w jednym momencie, zdecydował się na atak.

-Uderzenie, już! – rozkazał trener.

` Mudkip wyskoczył do przodu. W podskokach dopadł Seedota i powalił go. Pokémon-żołądź zamknął swoje oczy. Zamiast czarnych okręgów, na twarzy Seedota pojawiły się dwa myślniki.

` Zaszokowany Tomek szeroko otworzył usta. Nie wiedział, jak powinien był się zachować. Z jednej strony, jego dobry kolega właśnie pokonał Pokémona silnego lidera, nawet, jeśli był słabo wyćwiczony. Z drugiej strony, potencjalny rywal zbliżył się do wyprzedzenia chłopaka. Rywalizacja zmienia obraz innych, pomyślał Tomek.

-Zwycięzcą tej rundy jest Patryk – zakomunikowała Ksenia, wyciągając zieloną chorągiewkę w kierunku wyzywającego. Wydawała się zaskoczona. Z pewnością pamiętała, jak łatwo pokonała go dzień wcześniej.

-No dobra, mamy teraz, zgodnie z ustaleniami, pięć minut przerwy – powiedział Marek. Włączę telewizor i zobaczymy transmisję z wyboru trenerów...

` Tomek przełknął głośno ślinę. Bał się, co zobaczy w telewizji.

* * *

` Wojtek przełknął głośno ślinę. Bał się tego, co widział na własne oczy.

` W walce ćwierćfinałowej Piotrek nie dawał szans Spearow przeciwniczki. Gastly nie wykonał ani jednego ataku, jednak Pokémon-wróbel uderzał w ziemię, przenikając przez przeciwnika. Wojtek zdziwił się, iż Piotrek wie, że ataki normalne nie działąją na duchy i odwrotnie.

` Dodatkowo, walka w ćwierćfinale miała zasady Konkursu Pokémon. Runda trwała do pięciu minut. Wygrać można było zarówno przez nokaut, jak i przewagę punktową, za efektowność, styl i skuteczność. Wojtkowi szczególnie nie podobał się limit czasowy. Chłopak musiał przejść tą rundę. Tylko zwycięzca turnieju miał gwarancję, że zostanie trenerem klasy C. Sędziowie mogli też dobrać innych uczestników, jeśli uznali, że są dość dobrzy.

` Obok chłopca siedział spokojny Adam ze Squirtle’em na kolanach. Chłopak z Tarnowa wygrał wcześniej swoją pierwszą walkę. Oczekiwał na mecz w półfinale. Wojtek zwrócił uwagę, że nie odzywał się tak często jak wcześniej.

-Spearow – wrzasnęła trenerka! – Traf go! Atak Furii!

` Gastly śmiał się, widząc, jak kolejne uderzenia dziobem przenikają przez niego. Dźwięk gongu obwieścił zakończenie rundy. Piotrek wygrał na punkty. Miał ich kilkakrotnie więcej. Mycha, obserwująca zawody z kąta, uśmiechnęła się. Najwyraźniej była dumna, iż jej brat również dysponował zdolnościami do Konkursów Pokémon.

` Wojtek wstał z miejsca, biorąc Torchica w ramiona. Adam nie odezwał się ani słowem. Na schodkach wiodących z trybun na boisko, Wojtek minął Piotrka.

-Pobij mnie, jeśli potrafisz – szepnął do kuzyna trener Gastly’ego.

-Masz to jak w banku – odparł Wojtek.

` Chłopiec zajął miejsce w polu trenera. Spojrzał na trybuny, które przepełnione były najróżniejszymi ludźmi. Eliza spoglądała z pierwszego rzędu na każdy jego ruch. Poczuł presję. Nie chciał przyznać się, iż brakuje mu wsparcia brata.

` Po przeciwnej stronie standardowego boiska do walk Pokémon miejsce zajął niski, tłusty chłopiec. Był na pierwszy rzut oka w zbliżonym do Wojtka wieku, choć według oficjalnych danych miał aż czternaście lat. Miał krótkie, szczecinowate włosy, pulchną twarz i małe, czarne oczka. Nosił szerokie, białe ubrania. Wydawał się cały spocony i z trudnością się poruszał.

-Trzeci mecz, Leon z Łodzi kontra Wojtek z Tomaszowa – obwieścił ubrany jak zwykle w brązową marynarkę prezes Akademii. – Start.

-Torchic, idź – nakazał chłopak. Pokémon-kurczak z uśmiechem wyskoczył na boisko.

-Ditto, dawaj! – zacharczał Leon. Z Pokéballa wyszedł wysoki na trzydzieści centymetrów różowy Pokémon. Miał kształt i konsystencję galarety, z uformowanymi rączkami bez dłoni. Twarz zawierała jedynie dwoje czarnych oczu wielkości kropek oraz szerokie usta przywodzące Wojtkowi na myśl odcinek w zeszycie od matematyki.

` Ditto, typ normalny, dysponował specjalną unikalną zdolnością, o której istnieniu Wojtek doskonale wiedział. Chłopiec był pewien, że to od niej zacznie walkę.

-Zaczynamy – wycharczał Leon. Chłopak wydał się Wojtkowi wyjątkowo obrzydliwy. Zastanawiał się, jakim sposobem zdobył na teście dziewięćdziesiąt dziewięć punktów. – Transformacja.

` Wojtek spodziewał się tego. Ditto uśmiechnął się, po czym rozjaśnił się cały białym światłem, jak gdyby miał ewoluować. Biała masa uformowała się w kształt Torchica. Przed Pokémonem Wojtka stanęła jego identyczna pod względem wyglądu kopia.

-Torchic, nie przejmuj się – powiedział Wojtek do zaskoczonego podopiecznego. – To normalne u Ditto. Może zmienić się w każdego Pokémona. Bądź przygotowany na to, że zna każdy twój atak. Do roboty! Drapanie!

-Ditto, ty użyj Żaru! – nakazał Leon, wypluwając przy okazji ślinę.

` Pazurki Torchica Wojtka zaświeciły się słabym, białym blaskiem. Jego kopia otworzyła szeroko dziób, wypuszczając kilka pocisków w kształcie ognistych komet. Czerwone strzały ugodziły Pokémona Wojtka, odrzucając go na ziemię. Pazurki typu ognistego wróciły do normalnego koloru.

` Wojtek poczuł się dziwnie. Walka z Ditto była wyjątkowym przeżyciem. Stwierdził, że Leon musi znać się na wszystkich gatunkach Pokémonów, żeby wiedzieć, jakich ataków może używać.

-Jeszcze raz Żar! – zaskrzeczał Leon. Z jego kieszeni wypadł napoczęty batonik, po który się schylił. Respekt, jaki poczuł do chłopaka Wojtek zanikł w jednej chwili.

-Ty też Żar! – rozkazał chłopiec, krzywiąc się z obrzydzenia.

` Trzy pary ognistych pocisków zderzyły się w powietrzu. Wojtek w napięciu obserwował zderzenie. Strzały Ditta transformowanego w Torchica rozpadły się. Pokémon Leona otrzymał potrójne uderzenie Żarem. Odleciał kilka metrów w tył po ugodzeniu.

-Jak to możliwe? – zapytał Leon, zdziwiony. – Mamy taką samą siłę ataku.

-Nieprawda – stwierdził zadowolony Wojtek, obserwując, jak punkty przeciwnika na tablicy wyników zbliżają się do zera. – Jeśli typ ataku jest taki sam, jak typ Pokémona, wtedy siła zostaje zwiększona o połowę. Twój Ditto może podrobić wygląd i ataki, ale nie może naśladować typu ognistego Torchica! – pochwalił się wiedzą Wojtek, zauważając, że do końca walki zostały trzy minuty.

-Skoro jest typem normalnym – powiedział mało wyraźnie Leon – to jego Drapanie jest silniejsze niż Torchica! Użyj Drapania – zakomenderował.

` Wojtek przestraszył się. Leon wykorzystał jego tłumaczenie do własnych celów. Torchic zaświecił swoje pazurki, również chcąc wykonać Drapanie.

` Ku zdziwieniu swojemu, a także Wojtka, Torchic całą swoją łapkę rozjaśnił światłem, które nabrało odcienia żółci. Gdy noga Pokémona ognistego i pazurki Ditta zderzyły się, podopieczny Leona ponownie odleciał kilka metrów do tyłu. Lądowanie było wyjątkowo twarde.

-Kruszący Pazur... – wycedził Leon. – Torchic może się go nauczyć tylko, jeśli jego ojciec znał ten atak... A musiałby być z innego gatunku!

-Kruszący Pazur... – powtórzył Wojtek, starając się zrozumieć charczącego przeciwnika. – Nie wiedziałem, że to umiesz! Ten atak zmniejsza obronę przeciwnika! – wykrzyknął chłopiec, przypominając sobie zajęcia u pani Czepialskiej. – Teraz Drapanie, zadziała lepiej niż zwykle!

` Torchic zapalił pazurki u nóżek. Jedno pociągnięcie nimi po twarzy Ditta udającego Pokémona-kurczaka, znokautowało typ normalny. Zaświecił się ponownie białym światłem. Gdy powrócił do pierwotnego kształtu, jego oczu przybrały kształt spiral. Różowa galareta leżała bezsilnie na boisku. Torchic uśmiechnął się widząc, że pokonał bezczelnie imitującego go przeciwnika.

` Leon spokojnie wycofał Pokémona. Ugryzł batonik, który podniósł wcześniej z ziemi i z trudnościami powrócił na trybuny. Wojtka zdziwiło, jak obojętny na rywalizację był Leon. Torchic podskakiwał z radości. Jego trener wziął z niego przykład.

* * *

` Patryk i Marek wyszli przez tylne drzwi Stadionu. Tomek ciągle siedział nieruchomo na trybunach. Wpatrywał się w telebim na przeciwległej ścianie hali. Wojtek zwyciężył w swoim meczu przez nokaut, a jego Torchic pokazał bardzo silny atak.

` Kiedy wymachiwanie Dzikim Pnączem przed oczami chłopaka nie poskutkowało, Bulbasaur uderzył go latoroślą w policzek. Tomek przypomniał sobie, gdzie właśnie się znajduje.

-Idziesz? – spytała Ksenia. – Boisko do walki wodnej jest za tamtymi drzwiami.

-Może później, dzięki – odparł Tomek, opierając się wygodnie o oparcie fotela.

` Gdy Ksenia opuściła halę, Tomek zerwał się z miejsca. Stwierdził, że Patryk, nawet jeśli się poprawił, nie wygra meczu, a Wojtkowi może przynajmniej pokibicować. Zaskoczeni Nidoran i Bulbasaur zostali wycofani do Pokéballi. Głupkowato uśmiechający się Lotad sam wskoczył do swojej kuli, nie czekając na ruch Tomka. Chłopak uśmiechnął się. Ucieszył się, że jego Pokémon jest przynajmniej taktowny. Starając się pozostać niezauważonym, wybiegł z hali głównymi drzwiami. Chciał zdążyć na najbliższego busa do Łodzi.

* * *

-Trzecia, decydująca runda – ogłosiła Liwia – zaczyna się teraz!

` Patryk oglądał z niepokojem Pokémona-piranię, Carvanhę. Niebiesko-czerwony typ wodno-mroczny o ostrych kłach i złości w oczach pływał po powierzchni wody, nie odrywając wzroku od Mudkipa.

` Niewielkie pole wodne było dosyć głębokie, z zaledwie jedną wysepką pośrodku. Patryk z relacji Tomka wiedział, że taką samą finałową walkę stoczył Dawid. Pole wyglądało podobnie, a przeciwnikiem była wyewoluowana forma Carvanhi, Sharpedo. Miał okazję udowodnić, że nie jest gorszy od swojego największego rywala.

` Chłopaka dziwiła nieobecność Tomka. Jego kolega zostawił go. Patryk pomyślał, że Tomek nie chciał go pewnie rozpraszać.

-Mudkip, zaczynamy – powiedział chłopak. – Wodna Broń!

-Carvanha – odpowiedział lider – Akwa Odrzut!

` Mudkip otworzył usta najszerzej jak potrafił. Wypłynął z nich wąski strumień wody. Atak zbliżał się szybko w kierunku Carvanhi. Pokémon-pirania obróciła się przez bok. Z wyjątkiem jej żółtych jak banany płetw i ogona, pokryła się cienką warstwą wody, która nieustannie ją otaczała. Carvanha wystrzeliła w kierunku nadciągającej broni jak torpeda. Patryk stwierdził, że Akwa Odrzut jest wyjątkowo silny u tego Pokémona.

` Carvanha przecięła strumień Wodnej Broni na pół, nie tracąc prędkości. Mudkip przyjął uderzenie przeciwniczki czołowo. Patryk zdecydował się walczyć dalej, ze względu na pamięć o rywalach.

-Błotny Plask, niech przestanie nas trafiać! – krzyknął chłopak.

-Za wolno – odparł Marek. – Lodowy Promień!

` Z pyszczka Mudkipa wyfrunęła kulka błota wielkości piłki tenisowej. Carvanha również szeroko otworzył usta. Biały promień otoczony jasnoniebieską poświatą wydobył się z głębin jej paszczy. Trafiona kulka błota pokryła się lodem i wpadła pionowo do basenu. Patryk zdenerwował się, ale nie stracił panowania nad swoimi zmysłami.

-Znowu, Akwa Odrzut – nakazał Marek, wyciągając wskazujący palec w kierunku Mudkipa.

` Carvanha ponownie obróciła się przez bok, otaczając się krążącą nieustannie wodą. Mudkip nie zdążył odsunąć się z drogi przeciwniczki. Wyleciał z wody w powietrze. Ciągle lecąc, zauważył wyskakującą z wody Carvanhę.

-Gryzienie, zakończ to! – rozkazał Marek, który odczuwał wyraźną ulgę. Ten mecz musiał okazać się dla niego trudniejszy, niż zakładał.

-Wodna Broń, odrzuć ją! – wydał polecenie Patryk, któremu przyszedł do głowy nowy pomysł.

` Widząc szeroko otwierającą usta Carvanhę, Mudkip wypuścił strużkę wody z ust. Ugodziła w lewą płetwę Pokémona-ryby. Zaszokowana Carvanha minęła w powietrzu Mudkipa, po zmianie toru lotu przez Wodną Broń. Gdy frunęła obok wodnego Pokémona, podopieczny Patryka użył Wodnej Broni.

` Pełna moc ataku wepchnęła przeciwniczkę pod wodę. Mudkip zanurkował za nią. Patryk i Marek zgrzytali zębami ze zdenerwowania.

* * *

` Wojtek poklepał po plecach Elizę, gdy mijali się na schodkach. Podchodząc do Adama usłyszał jedynie słowo „Gratulacje”. Wojtek stwierdził, iż jego kolega skupia się już na swojej walce z Piotrkiem.

` Alicja i Chingling stali dumnie wyprostowani. Wojtek z daleka zauważył rodzinne podobieństwa dziewczyn. Całym sercem wspierał Elizę. Rozumiał, jak paskudnie musi czuć się bez wsparcia rodzeństwa. Gdy zorientował się, jaka myśl przyszła mu do głowy, czym prędzej ją odegnał.

-Czwarty mecz ćwierćfinałowy, Eliza z Łodzi kontra Alicja z Łodzi. Start!

` Zegar ustawiony na pięć minut zaczął odliczać sekundy. Punkty obu dziewczyn sięgnęły maksimum, podobnie jak złość Alicji. Widząc wzrok swojej siostry, Eliza wystraszyła się.

-Chingling, Rozgłos – nakazała Alicja.

` Pokémon psychiczny szeroko otworzył swoje usta zakończone kolistymi otworami. Z nich wydobyła się różowa fala, która ugodził Tangelę. Podopieczna Elizy przymknęła lewe oko.

-Tangela, teraz zwykłe Dzikie Pnącze – powiedziała cicho Eliza. Wojtek zauważył, że na trybunach ludzie zaczęli szeptami rozważać, co dzieje się z walczącą.

` Zaskoczona brakiem kreatywności, Tangela wyciągnęła swoje granatowe pnącze w kierunku przeciwnika. Chingling bez problemu uniknął ataku, wybijając się ze swoich małych nóżek w powietrze.

-Teraz, Chingling! Obalenie! – nakazała Alicja.

` Wojtek ze zdziwieniem wpatrywał się, jak Pokémon-dzwonek biegnie w kierunku Tangeli, pozostawiając za sobą biały ślad w powietrzu. Obalenie było zaawansowaną techniką typu normalnego, która zadawała ogromne obrażenia, ale raniła też atakującego. Chłopak stwierdził, iż Alicja jest wyjątkowo zdeterminowana. Widząc wzrok Elizy skierowany na siebie, uśmiechnął się. Dziewczyna zrobiła to samo, zamykając oczy.

-Unik podskokiem na Pnączu – nakazała.

` Tangela uśmiechnęła się. W momencie, gdy Chingling miał się z nią zderzyć, wysunęła swoje Dzikie Pnącze. Wykorzystała je, by przeskoczyć nad przeciwnikiem. Zaskoczony Chingling przerwał atak.

-Dwa Pnącza! – krzyknęła pewna siebie Eliza. Alicja spuściła na chwilę wzrok. – Lewa, prawa!

` Tangela rozciągnęła dwa Pnącza, z przeciwnych stron ciała. Spróbowała zahaczyć nogę Chniglinga swoją lewą latoroślą. Uśmiechnięty Pokémon-dzwonek przeskoczył nad Pnączem. Nie zauważył nadlatującej prawej granatowej latorośli. Chingling wyleciał w powietrze, ku uciesze Elizy i Tangeli.

-Ty smarkulo! – wykrzyknęła zła Alicja. – Jak śmiesz mi się przeciwstawiać, kujonico! Rozgłos!

-Nie rządzisz mną, siostro – odparła spokojna już Eliza. – Unik podskokiem na Pnączu!

` Chingling tuż po lądowaniu otworzył usta. Z głębi paszczy wypłynęła różowa, dźwiękowa fala. Tangela wyskoczyła, odbijając się od ziemi granatowym Pnączem. Rozgłos przeleciał pod nią, nie czyniąc jej żadnej szkody. Kolejne Dzikie Pnącze trafiło Chinglinga w czoło.

` Wojtek zauważył, jak Alicja uderzyła pięścią w ziemię. Do końca walki pozostała zaledwie minuta, a jej strata punktowa wydawała się nie do odrobienia. Chłopak zauważył na jej twarzy uśmiech, po którym przeszły go dreszcze. Zawsze w ten sposób wyobrażał sobie, jak cieszyć może się czyste zło.

-Muszę cię zniszczyć – powiedziała Alicja. – Bez litości. Muszę zostać trenerką! Chingling, Ostateczność!

` Eliza, Wojtek i Adam szeroko otworzyli oczy. Ostateczność była techniką o niesamowitej mocy, którą zastosować można było dopiero po użyciu wszystkich innych ataków.

-Poddaj się! – nakazała siostrze Alicja, widząc mieniącego się barwami tęczy Chinglinga. – Ta technika nie zadaje obrażeń zewnętrznych! Ona przenika Pokémona na wylot! Ostateczność zniszczy Tangelę!

-Ja... – cicho powiedziała Eliza. Spojrzała na Tangelę, która wyciągnęła Dzikie Pnącza, chcąc dalej walczyć.

-Dawaj – powiedział pod nosem Wojtek.

-Ja będę walczyć! Dzikie Pnącza!

` Wojtek wziął głęboki oddech. Chingling wystrzelił w kierunku Tangeli Ostateczność, która przybrała wygląd tęczy. Pokémon trawiasty rozciągnął siedem Dzikich Pnączy, chcąc zniszczyć atak. Hala rozjaśniła się siedmioma kolorami, gdy Tangela wrzasnęła z bólu. Jej Dzikie Pnącza opadły na ziemię. Wyglądały na całkowicie zwiędnięte.

` Tangela zamknęła oczy, gdy otrzymała cios. Eliza krzyknęła głośno coś, czego Wojtek nie usłyszał. Całą halę wypełniały wrzaski i krzyki. Wojtek nie pamiętał niczego tak okropnego, a jednocześnie pięknego. Alicja śmiała się.

` W jednej chwili, krzyki ucichły, a światła zgasły. Na boisku na swoich różowych nóżkach w kształcie bucików chwiała się na wpół przytomna Tangela. Chingling, pokonany przez siłę własnego ataku, leżał bez zmysłów. Na dwie sekundy przed końcem meczu, Eliza wygrała przez nokaut.

` Pnącza otaczające ciało Tangeli pociemniały. Ostateczność wyrządziła jej ciału ogromne szkody. Eliza wyglądała na przerażoną, ale Wojtek cieszył się, że dziewczyna pokonała starszą siostrę.

* * *

` Tomek wbiegł do trzeciego już tramwaju. Drzwi zamknęły się tuż za nim. Zdeterminowany, by zdążyć na drugi mecz brata, Tomek pędził bez chwili odpoczynku. Ten tramwaj miał dowieźć go prosto na miejsce.

` Chłopak zajął pierwsze miejsce przy drzwiach, obok dwudziestokilkuletniego mężczyzny. Na siedzeniu między nimi siedział wysoki na niecałe sześćdziesiąt centymetrów Pokémon. Miał twarz podobną do Bulbasaura, ale jego oczy były fioletowe, a skóra nieco jaśniejsza. Na grzbiecie, zamiast niebieskiej bulwy, wyrastały cztery palmowe liście i różowy, ogromny kwiat o złożonych płatkach. Jego nogi i tułów były grubsze, mocniejsze, niż u Bulbasaura. Tomek po raz pierwszy od dawna patrzył na Ivysaura, wyewoluowaną formę swojego pierwszego Pokémona.

-Ładny Ivysaur – powiedział Tomek, głaszcząc ostrożnie Pokémona po głowie. Typ trawiasto-trujący zamknął oczy i zaczął mruczeć sugerując, że odczuwa zadowolenie. – Może mój Bulbasaur też na takiego wyrośnie.

-Tak myślę – powiedział mężczyzna. – To mój pierwszy Pokémon.

` Współpasażer Tomka był na pierwszy rzut oka podobnego wzrostu do chłopaka. Miał ciemnobrązowe włosy sięgające do połowy szyi i jasnoniebieskie oczy. Poczochrana czarna bródka ciągnęła się kilkanaście centymetrów.

-Też zaczynałem od Bulbasaura – stwierdził Tomek.

-Gdzie ci się tak śpieszy? – zapytał mężczyzna, najwyraźniej mocno znudzony.

-Do Akademii. Na walki brata. – powiedział chłopak, starając się nabrać tchu.

-Co za zbieg okoliczności, ja też – wyraźnie ożywił się mężczyzna. – Też miałem młodszego brata, sporo razem walczyliśmy. Który to twój brat?

-Ten z Torchiciem. „Miał” pan brata?

-Nie żyje – uciął brodacz. – Torchic z Kruszącym Pazurem? – zainteresował się mężczyzna. – Czy on umie jeszcze coś interesującego?

-Ta, to ten – odparł Tomek, zmęczony. – Jest niezły jak na młodego Pokémona, ale nie wiem, czy umie coś jeszcze. Nawet nie wiedziałem o Kruszącym Pazurze. Czemu pan...

-Mów mi Tomek – powiedział krótko uśmiechnięty mężczyzna.

` Chłopak roześmiał się, dostrzegając ironię sytuacji.

* * *

` Walka Patryka i Marka trwała. Podwodne Akwa Odrzuty z ogromną siłą uderzały w Mudkipa. Błotne Plaski również zadawały szkody Carvanhi i skutecznie blokowały widoczność. Patryk, widząc nieporadność przeciwnika, rozważnie wydawał kolejne komendy.

` Carvanha zderzyła się ze ścianą, po kolejnym uniku Mudkipa. Na dnie basenu włączył się wirnik, który stworzył wokół Pokémona-piranii wir wodny. Carvanha nie mogła się wydostać.

-Nie, Carvanha! – krzyknął Marek. – Zaraz ci pomogę!

` Lider pobiegł do przełącznika, który znajdował się kilkanaście metrów dalej. Patryk zauważył, że jedna dobrze wycelowana Wodna Broń mogła zakończyć ten mecz na jego korzyść. Marek pomyślałby, że to wir wykończył Carvanhę.

-Zrób to! – nakazała Ksenia, dostrzegając, o czym myśli chłopak.

-Nie – odparł Patryk. – Takie zwycięstwo byłoby niehonorowe.

-Twoja strata – powiedziała rozbawiona zachowaniem Patryka dziewczyna.

` Wir zniknął, a Carvanha, zmęczona, wypłynęła na powierzchnię. Za nią zrobił to samo Mudkip. Patryk uśmiechał się. Był pewien, że poradzi sobie i zdobędzie Odznakę Ciemnicy uczciwie.

` Mudkip stał na wysepce, ciężko dysząc. Podwodna walka z Carvanhą okazała się wyjątkowo wyczerpująca. Patryk zwrócił uwagę, że Pokémon-ryba również nie wyglądał rześko. Marek, zdenerwowany wyraźnie problemami w skończeniu meczu i trafianiu przeciwnika, zdecydował się na ostateczny atak.

-Lodowy Promień, po wodzie, do Mudkipa! Wierzę w ciebie! – krzyknął lider.

` Z paszczy Carvanhi wydobył się biały promień otoczony jasnoniebieską poświatą. Jego koniec sunął po powierzchni wody w kierunku Mudkipa, zamrażając przy okazji ciecz. Wodny podopieczny Patryka nie miał siły uskoczyć. Carvanha, szczęśliwie, przerwała atak tuż przed trafieniem. Nie miała siły kontynuować.

-Wykorzystajmy ten lód, Mudkip! – zauważył szansę Patryk. – Błotne Plaski po lodzie!

` Kilkanaście kulek błota, jedna po drugiej, ślizgały się po lodzie wprost na Pokémona-piranię. Trafienia ziemnym atakiem znokautowały ostatniego stworka lidera. Marek zdawał się nie wierzyć w to, co właśnie się zdarzyło.

-Zwycięzcą decydującej rundy, a także całego meczu – powiedziała głośno Ksenia – są wyzywający Patryk i jego Mudkip! Zdobywają oni Odznakę Ciemnicy.

` Mudkip chciał skoczyć w ramiona Patryka, ale stracił przytomność z wyczerpania. Patryk, szczęśliwy wycofał go, po czym ucałował Pokéball. Spełniło się jego marzenie – dogonił dwóch rywali i wygrał mecz z silnym przeciwnikiem.

-Co prawda użyłem dwóch najsłabszych Pokémonów i nie walczyłem na poważnie na początku – powiedział Marek, jednakże bez rozpaczania – ale tym, że nie zaatakowałeś Carvanhi, kiedy nie mogła walczyć zasłużyłeś w pełni na zwycięstwo. Nie spodziewałem się tego, ale gratuluję.

-Dzięki! – wykrzyknął Patryk, gdy lider przekazał mu Odznakę Ciemnicy. – Udało się!

-Powinieneś pracować nad szybkością i unikami. Kiedy nie jesteś trafiany, zyskujesz większą pewność siebie – poradził chłopakowi Marek. – Nie masz największych umiejętności, ale za to serce do walki, a to najważniejsze.

` Patryk cieszył się jak dziecko. Stan rywalizacji z Dawidem wyrównał się.

* * *

` Tomek zajął miejsce na trybunach, obok Wojtka. Spotkanie z podobnym do niego starszym trenerem podbudowało go. Pomyślał, że jest dla niego jakaś nadzieja.

` Wojtek, widząc, że brat usiadł obok niego rzucił się mu na szyję. Widząc zaskoczoną minę siedzącego obok Torchica, szybko wrócił na swoje miejsce.

-Walka się skończyła, Patryk szybko dostał, więc przyjechałem – powiedział, niezgodnie z prawdą Tomek, próbując się wytłumaczyć.

-Spoko. Wygrałem pierw...

-Wiem, widziałem w telewizji.

` Wojtek uśmiechnął się nieznacznie, starając się ukryć twarz przed wzrokiem brata. Zdawało się, że też nie chce okazać swoich uczuć. Tomek zwrócił twarz w kierunku boiska.

-Adam z Tarnowa kontra Piotr z Tomaszowa, walka półfinałowa na standardowych zasadach, start! – zakomunikował prezes Akademii.

-Gastly, Liźnięcie! – nakazał Piotrek.

-Squirtle, Skorupa – odpowiedział skupiony Adam.

` Pokémon-duch wysunął z ust swój szeroki, jasnoczerwony język. Squirtle schował głowę, ręce, nogi i ogon do wnętrza skorupy. Liźnięcie nie wywołało na wodnym Pokémonie żadnego efektu.

-Nie pozwolę ci się chować! Złośliwość! – nakazał Piotrek.

` Ghastly obrócił się wokół własnej osi. Przez chwilę gazowa poświata wokół niego jaśniała bielą zamiast fioletem. Identyczna aura otoczyła Squirtle’a schowanego w skorupie. Piotrek zdenerwował się widząc, że wodny Pokémon nie opuszcza swojej skorupy.

-Złośliwość sprawia, że Pokémon ma większe trudności z wykonaniem danej techniki – stwierdził Adam z wyższością – ale Squirtle z chowaniem się w skorupie problemów nie będzie miał nigdy. Wychodź i Atak Baniek!

` Squirtle wciągnął kończyny ze skorupy. Z jego otwartych ust wyfrunęło kilkanaście wodnych kulek. Gastly bez problemu ominął powolny atak. Wyciągając język do Liźnięcia poleciał w kierunku przeciwnika. Squirtle bez większych problemów ponownie schował się do skorupy. Liźnięcie nie dało żadnego efektu.

-Atak Baniek, szybko – nakazał Adam.

-Nieee... – wyjęczał Piotrek.

` Squirtle w mgnieniu oka opuścił skorupę i wystrzelił bańki z najmniejszej możliwej odległości. Gastly przyjął całą moc ataku czołowo. Wodne kulki pękały z głośnym plaskiem uderzając w stworka. Pokémon-duch rozpłynął się w powietrzu. Adam i Squirtle zaczęli rozglądać się dookoła, poszukując przeciwnika.

-Dobrze, Gastly – uśmiechał się Piotrek. – Wszedł wam jeden cios, ale to koniec. Liźnięcie!

` Tomek zauważył, jak Gastly pojawia się za plecami Squirtle’a. Adam nie zdążył nawet krzyknąć by ostrzec swojego podopiecznego. Pokémon-duch przeciągnął językiem po tyle głowy zaskoczonego Squirtle’a. Wodny Pokémon bez zastanowienia obrócił się do przeciwnika, by trafić go Uderzeniem. Ręka Squirtle’a przeniknęła przez gazową kulę.

-Twój Pokémon nawet nie wie, że ten atak nie zadziała na Gastly’ego. Liźnięcie, bez przerwy! – krzyknął Piotrek, ku przerażeniu Wojtka i Tomka.

` Pokémon duchowy bez litości lizał Squirtle’a po twarzy. Wokół stworka Adama pojawiły się żółte iskierki sugerujące, iż został sparaliżowany. Tomek przypomniał sobie, że to dodatkowy efekt, jaki może przynieść atak Liźnięcia. Wodny Pokémon upadł na ziemię, nie poruszając kończynami.

-Koniec meczu, Squirtle jest niezdolny do dalszej walki – ogłosił prezes Akademii. – Zwycięzcą jest Piotrek.

` Adam schylił się i uderzył zaciśniętą pięścią w boisko. Squirtle doczołgał się do niego, po czym wpełzł na ramię chłopaka. Piotrek został nagrodzony serią oklasków. Wojtek wzdrygnął się. Jego mecz z Elizą nabrał większego znaczenia po zwycięstwie Piotrka. Nie mógł doczekać się spotkania z nim w finale.

* * *

` Wojtek i Eliza przeszli wyjściem na boisko. Za nimi krok w krok podążali Tomek i Mycha. Para kuzynów zatrzymała się na ławce pod wejściem na trybuny. Piotrek usiadł obok ciągle naburmuszonej Alicji na sąsiedniej ławce, Adam zajął miejsce koło Tomka.

` Wojtek kroczył w kierunku swojego pola, gdy zauważył, że Eliza wchodzi na środek Stadionu. Chłopak nie wiedział, co zamierza zrobić. Zwrócił uwagę, że przy jej pasku nie było Pokéballa Tangeli, nie mógł też zobaczyć jej nigdzie w pobliżu.

` Eliza podeszła do stolika sędziów. Powiedziała jurorom kilka słów, których Wojtek nie dosłyszał. Po krótkiej konsultacji prezes Akademii powstał.

-Ogłaszam – mówił przez mikrofon – że zawodniczka Eliza zrezygnowała z udziału w dalszej części rozgrywek ze względu na kontuzję Pokémona.

` Po trybunach rozeszły się pomruki, pełne oburzenia i złości. Wojtek otworzył szeroko oczy i uniósł brwi ze zdziwienia. Torchic nie wiedział, co dzieje się dookoła. Eliza przeszła obok Wojtka, uśmiechając się. Usiedli na ławce razem ze złym Adamem.

-Ma za łatwo – stwierdził Piotrek. – To przez ciebie, za bardzo zmęczyłaś Tangelę! – oskarżył siedzącą obok Alicję.

-Sam masz za łatwo – odparła dziewczyna, spoglądając na niego z góry. – Zawsze łatwiej, jak ma się ducha.

` Piotrek zdecydował się odpuścić. Wojtek zbliżył się do Elizy, ciągle nie w pełni rozumiejąc sytuację. Dziewczyna śmiała się radośnie.

-Jesteś w finale, gratulacje! – powiedziała szczerze Eliza.

-Specjalnie się wycofałaś? – zapytał Wojtek; ta myśl nie dawała mu spokoju.

-Co ty, chociaż gdybyś poprosił, to może...

` Tajemnicze słowa Elizy wywołały spore wrażenie na Tomku. Mycha dźgnęła go palcem, by zwrócił się w jej kierunku. Najwyraźniej chce mi coś powiedzieć, pomyślał Tomek. -Co chcesz? – zapytał kuzynki nerwowo. -Nic nie chcę, nie mam co robić – odparła.

` Tomek puknął się w głowę, zażenowany. Do finału zostało jeszcze trochę czasu, pomyślał. Jedyne wyjście z trybun na boisko, za ławką Tomka, Mychy i Adama było właśnie zamykane przez mężczyznę w białej bluzce i czarnych spodniach, którego brat Wojtka rozpoznał jako towarzysza podróży tramwajem z Ivysaurem. Nie zdążył powitać go machnięciem dłoni. Mężczyzna zniknął chłopakowi z oczu, wchodząc na drabinę prowadzącą na rusztowanie pod sufitem.

* * *

` Pani Czepialska wkroczyła do przytulnego pokoju nauczycielskiego w Akademii dla Przyszłych Trenerów. Jej kok był tego dnia spięty tak ciasno, że zapinka sprawiała jej ból. Próbując rozluźnić gumkę, kobieta zauważyła, że wszyscy nauczyciele wpatrują się w telewizor.

-Co za zaszczyt dla naszej Akademii – stwierdziła zachwycona dyrektorka. – Dwóch uczniów w finale prestiżowego turnieju!

-Tym razem dowiemy się, kto wygra. Przyjmuję zakłady! – ogłosił jeden z młodych nauczycieli. W kilka chwil ustawiła się obok niego długa kolejka.

` Pani Czepialska wzięła Cleffę w ramiona i podeszła do odbiornika. Widok Piotrka i Wojtka wywołał u niej dreszcze. Ona i jej Pokémon ciągle w nocy przeżywały koszmary związane z eksplozją wywołaną przez chłopców podczas walki.

-To zawieszeni, nieodpowiedzialni... – próbowała krzyczeć pani Czepialska, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Wszyscy emocjonowali się nadchodzącym meczem.

* * *

` Po półtorej godziny oczekiwania Wojtek i Piotrek zajęli miejsca na polu walki. Obaj uśmiechali się szeroko, będąc pewnymi zwycięstwa. Adam, Alicja i Leon, ciągle siedzący na ławkach, wypuścili swoje Pokémony, by z bliska obejrzały finał. Tomek i Mycha spoglądali na zmianę na rodzeństwo i na siebie nawzajem.

-Finał turnieju, Wojtek z Tomaszowa przeciwko Piotrowi z Tomaszowa, standardowa walka! Zaczynajcie! – ogłosił prezes Akademii. Nie usiadł po zakończeniu wypowiedzi. Jemu też udzieliła się atmosfera walki, pomyślał Wojtek.

-Ta walka jest bez limitu czasu – stwierdził Piotrek. – Gastly, wybieram cię!

-Więc będzie miała konkretny wynik – powiedział Wojtek. – Torchic, zajmij miejsce!

` Dwa Pokémony wystąpiły na boisko. Wojtek zazgrzytał zębami, denerwując się. Zauważył, że jego kuzyn również ma problemy z koncentracją. Postanowił wykorzystać ten moment.

-Torchic, szybko, Żar! – nakazał chłopak.

` Pokémon ognisty nabrał powietrza, po czym wypuścił płomienne pociski przez dziób. Niedopracowany jeszcze atak ominął o pół metra Gastly’ego. Piotrek uspokoił się lekko, widząc braki przeciwnika. Wziął głęboki wdech, po czym przybrał pozycję do walki.

-Gastly, Złośliwość! – nakazał, wykonując odmach prawą ręką. Wojtek zauważył, że ten gest zazwyczaj wykonywała Mycha.

` Pokémon-duch zaczął szybko obracać się wokół własnej osi, a gaz dookoła jego ciała przybrał białą barwę. Z otwartego dzioba Torchica wydobywał się słaby blask. Wojtek zauważył, że w ten sposób Piotrek może wygrać mecz bez problemu.

-Jeśli nie masz asa w rękawie – powiedział do Wojtka przeciwnik – to możesz się wycofać. Jeszcze jedna czy dwie Złośliwości i Żar przepadnie!

-Mogę użyć Kruszącego Pazura... – stwierdził Wojtek. Zanim zdążył ugryźć się w język, Piotrek uśmiechnął się.

-Nie możesz, bo to atak normalny. Nic dziwnego, że miałeś tylko dziewięćdziesiąt dziewięć punktów z testu. Teraz cały czas Liźnięcie!

-Uniki Torchic! – rozkazał desperacko Wojtek.

` Gastly mknął przez powietrze z nadzwyczajną szybkością. W locie otworzył swoje szerokie usta, wyciągając bladoczerwony, miękki język o zaokrąglonym końcu. Pociągnął go w górę, próbując dosięgnąć dzioba Torchica. Ognisty Pokémon odskoczył w tył. Typ duchowy nie przerywał ataku. Torchic obrócił się, podnosząc jedną nogę w powietrze. Gastly przeleciał z językiem poza ustami obok przeciwnika. Torchic znalazł się za tyłem głowy Pokémona Piotrka.

-Teraz, Żar! – nakazał Wojtek.

-Gastly, szybko, unik! – rozkazał Piotrek.

` Pokémon-duch rozpłynął się w powietrzu. Dwie małe ogniste komety wystrzelone przez Torchica opadły na ziemię, nie trafiając celu. Pokémon-kurczak swoimi okrągłymi, czarnymi oczkami zaczął rozglądać się po hali. Wojtek obserwował fragment boiska za plecami Torchica. Pamiętał, że to właśnie stamtąd zaatakował Squirtle’a Marka.

-Teraz! – krzyknął Piotrek. – Złośliwość!

` Wojtek szybko obejrzał cały teren w pobliżu Torchica, nie zauważając wroga. Zamrugał nerwowo. Gdy otworzył oczy, przed jego twarzą unosiła się czarna kula otoczona białą poświatą z gazów. Gastly zaatakował unosząc się tuż przed twarzą Wojtka.

-I co teraz, Torchic? – zapytał nienaturalnie wysokim, fałszywym głosem Piotrek. Obserwował, jak z dzióbka ognistego Pokémona wydobywa się biały blask. – Zaatakujesz Żarem? Trafisz swojego trenera? Co?

` Wojtek nie był pewien, co się działo, część widoku zasłaniał mu Gastly. Usłyszał głośny pisk, który wydał Torchic. Wydawało mu się, że zza czarnej kuli – głowy Pokémona-ducha – wydobywa się żółte światło. Usłyszał ciche, szybkie kroki – Torchic musiał biec. Zastanawiając się, co może zrobić jego Pokémon, spojrzał na zdenerwowaną Elizę, zajmującą miejsce w pierwszym rzędzie na trybunach. Dziewczyna była blada.

` Żółte pazury wysunęły się z tyłu głowy Gastly’ego. Wojtek cofnął głowę, chcąc uniknąć ciosu. Noga wróciła do normalnego koloru, gdy Torchic przeleciał przez Gastly’ego, lądując na twarzy Wojtka. Chłopak odruchowo zrzucił go na ziemię. Pokémon-kurczak wydawał się lekko oszołomiony.

-Chciałeś użyć Kruszącego Pazura? – spytał Wojtek. –To na niego nie działa.

-Ale na ciebie zadziała Liźnięcie – stwierdził Piotrek. – Pełna moc, Gastly!

` Pokémon-duch zniżył się do poziomu gruntu. Swoim szerokim, bladoczerwonym językiem przesunął po twarzy wciąż zaszokowanego Torchica.

* * *

` Tomek obserwował w przerażeniu, jak Gastly ze wzrokiem ukazującym satysfakcję liże Torchica. Twarz Pokémona Wojtka była niewidoczna spod języka przeciwnika.

-Torchic, Żar – nakazał trener ognistego kurczaka.

` Tomek wstrzymał oddech. Gastly przerwał atak Liźnięcia i spojrzał się zastanawiającym wzrokiem na przeciwnika. Po chwili Pokémon Piotrka szybował w powietrzu wśród pocisków Żaru. Torchic podniósł się, bez przerwy wypuszczając podobne do komet pociski w kierunku przeciwnika. Gdy zakończył ostrzał, Gastly z przymrużonymi oczyma lewitował w powietrzu, co chwila przekręcając się na lewy bok. Sprawiał wrażenie, jakby kulał.

-Złośliwość, Gastly! Ostatni raz! – nakazał Piotrek.

` Z niemałymi problemami, Pokémon duchowy zawirował, nadając gazom wokół niego białą barwę. Torchic usiadł na kuperku, otwierając dziób wbrew własnej woli. Biały blask wydobył się z głębi przełyku ognitego kurczaka.

-Co teraz zrobisz? – spytał Piotrek. – Bo to chyba koniec Żaru.

-Nic z tego! Torchic, Żar!

` Pokémon Wojtka otworzył dziób. Wziął głęboki wdech, a następnie spróbował wypuścić Żar. Atak nie powiódł się, dziób opuściło tylko powietrze. Widząc szeroki uśmiech Gastly’ego, Torchic spróbował ponownie. Gdy kolejny raz nie udało mu się wyprowadzić ataku, usiadł na ziemi, zrezygnowany. Wojtek, z szeroko otwartymi oczyma, patrzył na rozpromienioną twarz Piotrka.

* * *

-To chyba koniec – powiedział Tomek, obserwując smutnego Torchica. – Już nie ma jak trafić Gastly’ego. Mam pytanie – zwrócił się do Mychy.

-No to co czekasz, dawaj je – odparła dziewczyna nie odwracając się do kuzyna; wydawała się nieobecna myślami.

-Zazwyczaj Wojtek używał skomplikowanych strategii, a Piotrek brutalnej siły. Tym razem role się odwróciły, Torchic zna jedynie ataki zadające obrażenia, a Gastly Złośliwość. Czy to ty tak wyszkoliłaś Piotrka?

-Jasne, że ja – powiedziała Mycha. – Ale nie wiem, czy to dobrze. Wolałabym szkolić Wojtka – przyznała.

` Tomek szeroko otworzył oczy. Nie spodziewał się takiej reakcji. Tymczasem prezes Akademii podniósł się ze swojego miejsca i spojrzał na roztrzęsionego Wojtka.

-Czy możesz jeszcze zaatakować Gastly’ego? – spytał mężczyzna. – Jeśli nie, to muszę...

` Sędzia nie zdążył dokończyć zdania. Przez halę rozszedł się huk. Wywołała go eksplozja, która zrobiła dziurę w bocznej ścianie budynku. Tomek i reszta trenerów zerwała się z miejsc. Chłopak próbował otworzyć drzwiczki, które blokowały przejście na trybuny, ale nie był w stanie. Mycha odsunęła go z drogi, również pragnąc uciekać, ale i ona nie dała rady odblokować wejścia.

` Spod sufitu na boisko do walki opadła sieć. Torchic, Gastly, a także stojące przy linii bocznej Squirtle i Ditto zostały złapane. Torchic szamotał się, jednak nie był w stanie przerwać siatki. Wojtek cofnął się zaskoczony. Podobnie uczynił Piotrek.

` Z drabiny zbiegł mężczyzna, którego Tomek spotkał w tramwaju. Jego Ivysaur pędził za nim. Swoimi Dzikimi Pnączami złapał rogi sieci, po czym zwinął ją, pozostawiając w środku Squirtle’a, Ditto, Torchica i Gastly’ego.

-Ivysaur, zabierz ich – nakazał mężczyzna. – I przez dziurę.

` Tomek zobaczył, że ochrona, znajdująca się na trybunach próbuje wyważyć drzwiczki. Chłopak zrozumiał, że mężczyzna zamknął je uprzednio, by utrudnić pościg. Sędziowie turnieju z prezesem Akademii na czele wydawali się zdezorientowani, podobnie jak zawodnicy, którzy stracili Pokémony.

` Mycha szturchnęła Tomka. Wyciągniętym palcem wskazała na otwór w ścianie. Chłopak zrozumiał jej zamiar w jednej chwili. Razem wybiegli przez dziurę, przeskakując przez gruz. Tylko oni mogli zatrzymać uciekającego przestępcę. Pozostawili za sobą zaskoczonych kandydatów na trenerów.

` Tomek zwrócił uwagę, że znaleźli się na tyłach budynku. Sylwetki bandyty i Ivysaura widoczne były na tle ciemnego lasu. Przestępca wbiegał pomiędzy drzewa, by zgubić pogoń. Dróżkę, którą biegł oświetlało jedynie silne światło księżyca.

` Mycha wyprzedziła kuzyna bez żadnych przeszkód. Jako pierwsza dobiegła do drzew. Ku jej zaskoczeniu, Ivysaur stał naprzeciw niej, nie próbując uciekać. W swoich Dzikich Pnączach wciąż unosił nad ziemią sieć ze skradzionymi, przestraszonymi Pokémonami.

-Jest tutaj – powiedziała dziewczyna, gdy zobaczyła, że Tomek dogonił ją. – I nie ucieka.

-Całe szczęście – powiedział chłopak, próbując zaczerpnąć oddech. Sprawność fizyczna nie była jego specjalnością.

-Myślisz, że uciekniesz z tymi Pokémonami? – odezwał się wysoki, dziewczęcy głosik.

` Tomek odwrócił się. Za jego plecami stała zdyszana Alicja, o której opowiadał mu Wojtek. Jej włosy opadały aż do łokci, zakrywając częściowo trzymanego w ramionach Chinglinga. Chłopak przypomniał sobie, że psychiczny Pokémon-dzwonek nie stał koło boiska do walki, lecz na ławeczce obok dziewczyny i nie został złapany.

-Alicja, tak? – spytał chłopak. – Co ty tu...

-Ładnie, ładnie – stwierdził mężczyzna. Tomek zauważył, że głos dobiega znad grupki.

` Mężczyzna stał na konarze jednego z wyższych drzew, pięć metrów nad ziemią. Tomek stwierdził, że musiał zostać podsadzony tam przy użyciu Dzikiego Pnącza. Mężczyzna czochrał swoją bródkę, uśmiechając się szeroko.

-Chciałem zostać tutaj do rana, a potem zwiać. Ale skoro mi przeszkadzacie, trzeba będzie się was pozbyć, prawda Alicjo?

` Tomek i Mycha jednocześnie spojrzeli na piętnastolatkę. Ona sama wydawała się zaskoczona tym pytaniem. Podniosła wściekły wzrok do góry, w kierunku przestępcy.

-Twoja siostra cię dziś ośmieszyła. Taka mała smarkula. Nie sądzisz, że skoro jesteś starsza, zasługujesz na więcej? – powiedział mężczyzna, uśmiechając się. Ivysaur pokiwał głową.

-Ja... – próbowała coś odpowiedzieć Alicja; słowa uwięzły w jej gardle.

-Wszyscy wolą ją, bo jest kujonicą. Nikt nie zwraca uwagi na ciebie. Zapomnieli, że istniejesz, gdy ją zobaczyli.

-To jest... – opuściła wzrok dziewczyna.

` Tomek nie mógł zobaczyć jej twarzy. Usłyszał, że Alicja chichocze. Śmiech stawał się coraz głośniejszy z każdą sekundą i niósł się przez uśpiony las. Alicja podniosła głowę. Na jej twarzy malował się obłęd, jej usta wykrzywiły się, a oczy bez przerwy mrugały. Chingling postąpił za jej przykładem. Mężczyzna na gałęzi wydawał się zadowolony.

-To jest prawda! – krzyknęła. – Zawsze wszyscy woleli Elizę! Pokémony, rodzice, koledzy, nauczyciele! Gdy byłam z nią, nikt na mnie nie zwracał uwagi!

-Wiem, co czujesz – powiedział mężczyzna współczującym głosem. Tomkowi wydał się on wyjątkowo naturalny. – Tych dwoje obok ciebie też woli twoją siostrę. Zajmij się nimi w imieniu Bandy Mocnych Wojowników!

-Och – wydusił Tomek. Mycha spojrzał pytającym wzrokiem na chłopaka, widząc, że rozumie o co chodzi przestępcy.

-Ja znikam, zajmij się nimi – nakazał członek BMW. Ivysaur odwrócił się i zaczął uciekać. Mężczyzna przeskakiwał po konarach drzew z zaskakującą łatwością.

-Chingling, użyj Rozgłosu na tych draniach – nakazała zaślepiona Alicja.

` Jej Pokémon szeroko otworzył usta, z których wyleciała różowa fala dźwięku. Mycha i Tomek odskoczyli na boki. Chłopak upadł na ziemię, uderzając lewą ręką o wystający z gruntu korzeń. Gdy chciał nią sięgnąć po Pokéball, fala bólu przeszyła jego ciało.

-Machop, wybieram cię! – rozkazała Mycha, rzucając czerwono-białą kulę w powietrze. Z jej środka wyszedł szary, walczący Pokémon, przyjmując pozycję do walki. – Ja się nią szybko zajmę i zaraz cię dogonię! Łap go! – zwróciła się do Tomka.

-Jesteś szybsza – powiedział chłopak.

-Ale też szybciej ją pokonam. Dawaj, nie czekaj! – ponagliła go.

` Tomek kiwnął głową, pozostawiając za sobą dwie dziewczyny gotujące się do walki. Lewa dłoń ciągle sprawiała mu ból. Miał nadzieję, że zdoła dogonić przestępcę. Nie spodziewał się, że tak miła i towarzyska osoba jak jego imiennik może być członkiem BMW.

* * *

-Zostałyśmy same – stwierdziła Mycha.

-Nic z ciebie nie zostanie, zdrajczyni! – krzyczała wściekła Alicja. Mycha stwierdziła, że nie powinna pozwolić młodszej dziewczynie nawet myśleć o niej w ten sposób.

-To normalne, że młodszym poświęca się więcej uwagi. Rozrabiają więcej, trzeba się więcej nimi zajmować – powiedziała trenerka Machopa. – Też mam młodszego brata.

-Ale nie masz młodszej siostry! – wrzeszczała Alicja. – Nie wiesz, jak cierpię! Najpierw zniszczę ciebie, a potem ją! Chingling, Rozgłos razy trzy!

-Machop, uniki z podbieganiem – nakazała Mycha, odmachując lewą ręką w tył. Stwierdziła, że uwielbia wykonywać ten ruch.

` Pokémon-dzwonek szeroko otworzył swoje usta zakończone okrągłymi otworami. Różowa fala dźwięku po raz kolejny wydobyła się z ich głębi, po czym pomknęła w kierunku Machopa. Pokémon walczący przeskoczył ją, wykonując salto w powietrzu. Chingling, zdenerwowany, wykonał ponownie Rozgłos. Machop wykonał gwiazdę, omijając atak o kilka centymetrów. Po tym, jak znów stanął na nogach, podbiegł do przeciwnika. Chingling desperacko wystrzelił trzeci Rozgłos, ale Pokémon walczący wykonał podciągnięcie nóg do tułowia w wyskoku. Podczas opadania, wyciągnął przed siebie prawą rękę z otwartą dłonią.

-Teraz, Machop, Cios Karate! – nakazała Mycha, wykonując odmach prawą ręką. Obie górne kończyny dziewczyny znajdowały się teraz za jej plecami.

-Unikaj i atakuj! – nakazała sapiąca i dysząca ze złości Alicja. Chingling odturlał się w tył, przy okazji wydając z ust szelest podobny do dzwonienia dzwonu.

-Teraz – nakazała Mycha, składając ręce przed brzuchem w literę X – użyj Niskiego Kopniaka!

` Chingling próbował odtoczyć się, lecz stopa Machopa trafiła go w sam środek twarzy. Mały Pokémon odfrunął kilka metrów w tył, przy okazji podzwaniając cichutko. Alicja zdawała się lekko uspokoić po tym ciosie.

-Przepraszam – powiedziała, gdy Chingling wstawał – ale jestem lekko oszołomiona i nie walczę jak powinnam...

` Mycha i Alicja szeroko otworzyły oczy. Biało-czerwona wstążka wystająca z góry głowy Chinglinga zaczęła mienić się najróżniejszymi odcieniami błękitu. Oczy Chinglinga stały się fioletowe, a aura w identycznym kolorze otoczyła całe ciało Machopa.

-Ja nie chciałam, żebyś użył Oszołomienia... – powiedziała cicho Alicja, rozpoznając atak. – Nie wiedziałam, że je znasz...

-Chyba to, że jest lekko otumaniony, pomogło mu nauczyć się ataku – stwierdziła Mycha. – Machop, szybko, wyrwij się!

-Za późno – na twarzy Alicji znów malował się szatański uśmiech. – Oszołomienie to atak psychiczny, więc zniszczy walczącego Machopa. Nie ma szans!

` Chingling podniósł wzrok w powietrze. Bezwładny Machop, z grymasem na twarzy, uniósł się w powietrze. Jego ciało odczuwało nieopisany ból wywołany psychicznym atakiem. Mycha w przerażeniu obserwowała, co dzieje się z jej najnowszym Pokémonem.

-Tak! – krzyknęła Alicja. – Rozerwij go na strzępy!

* * *

` Tomkowi zaczynało brakować tchu, jednak coraz głośniejsze odgłosy kroków z oddali dawały mu motywacją do kontynuowania biegu. Ivysaur i sieć z porwanymi stworkami malowały się na horyzoncie. Bandyta zwalniał z sekundy na sekundę Tomek cieszył się, że skakanie po gałęziach nie jest tak szybkim sposobem przemieszczania się jak bieg po ziemi. Za chwilę musiał stoczyć przy świetle księżyca walkę z członkiem BMW. Stawką był los czterech Pokémonów.

'

'


'

'

'

Pokémony, które wystąpiły w tym rozdziale (najedź myszką, żeby przeczytać imię):

#001 Bulbasaur #270 Lotad #029 Nidoran (samica) #032 Nidoran (samiec) #255 Torchic #215 Sneasel #007 Squirtle #387 Turtwig #066 Machop #258 Mudkip #092 Gastly #114 Tangela #433 Chingling #273 Seedot #002 Ivysaur #318 Carvanha #021 Spearow

Powrót