Strona Główna
  Rozdziały
  Bohaterowie
 
oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo

PokeFic

„Teraz klientów znajdują zarówno schłodzone kurczaki, które najczęściej kupowane są po 5,40 – 5,70 złotych za kilogram. Jak i filety z piersi średnio po 12,5 złotego”.

www.cenydrobiu.rolnicy.com

X Kurczak

Poranne światło wpadało przez okna do luksusowego apartamentu Liwii. Dziewczyna leżała na miękkim łóżku wodnym. Obserwowała Snubbull, która gryzła liście bluszczu, rosnącego na balkonie. Qwilfish i Sentret zajmowali się sobą w kącie pokoju.

Dziewczyna długo nie mogła zasnąć poprzedniej nocy. Słowa ojca głęboko poruszyły ją. Zdała sobie sprawę, że praktycznie nic nie wie o Adrianie. Nie potrafiła skupić się na planowaniu wieczornej uroczystości z okazji chodzenia z chłopakiem przez całe pół tygodnia. Liwia sięgnęła po swój sweter, zastanawiając się, jak zapytać Adriana o jego majątek.

* * *

Poranny spacer ulicami Łodzi zdawał się nie mieć końca. Tomek rozglądał się po wystawach sklepowych, a Wojtek co chwila upewniał się, czy z jaja nie wykluł się Pokémon. Obsesja młodszego brata na punkcie zbliżającego się egzaminu na trenera denerwowała chłopaka niepomiernie.

Tomek zatrzymał się. Z zaułka pomiędzy dwoma blokami dochodziły odgłosy walki. Pociągnął Wojtka za rękaw granatowej bluzki, nakazując mu gestem milczenie. Chłopakowi zdawało się, że wewnątrz zaułka pali się ogień.

Chłopak zauważył nadlatującą pięcioramienną złotą gwiazdkę. Odchylił głowę do tyłu. Atak przemknął tuż przed jego nosem. Gwiazdka wybuchła w powietrzu jak fajerwerk.

-Dobrze, nieźle ci idzie – Tomek usłyszał znajomy głos z zaułka.

Wbiegł do środka, chcąc dowiedzieć się o co chodzi. Przed nim stali jego kuzyni – Mycha i Piotrek. Przy boku dziewczyny stał dobrze znany chłopakowi Quilava. Tomkowi wydawało się, że płomień na jego grzbiecie jest większy niż przy ostatnim spotkaniu.

Gdy nadbiegł Wojtek, Tomek zwrócił uwagę na drugiego Pokémona. Szięgał Agnieszce do odsłoniętego pępka. Machop, typ walczący, podskakiwał trzymając wysoko gardę. Zza jego pięści wystała okrągła głowa, na której wyróżniały się trzy niewielkie, brunatne czuby, oczy w kształcie elips z czerwonymi źrenicami oraz szerokie usta. Jego ciało było smukłe, w kolorze mętnego błękitu, proporcje kończyn przypominały te u człowieka. Pomimo widocznych gołym okiem żeber, Tomek wiedział, że ciało Machopa składa się głównie z mięśni. Pokémon ten znany był ze swojej niezwykłej siły.

-Och nie! – krzyknął Wojtek. – To Piotrek!

-Siemano – przywitała się Mycha, uśmiechając się. – Z tydzień się nie widzieliśmy.

-Sześć dni – uściślił Tomek. – Ten Machop jest Piotrka?

-Nie, jest mój – pochwaliła się dziewczyna. – Jego jest tamten.

Mycha wskazała palcem w niebo nad nią. W powietrzu unosiła się czarna kula wielkości futbolówki, otoczona fioletowym gazem. Półkoliste, białe oczy z źrenicami wielkości kropek ukazywały wyłącznie przebiegłość. Usta o podobnym kształcie układały się w szeroki uśmiech. Oczom zebranych ukazał się Gastly, typ duchowo-trujący.

-Wykluł się... – zaczął smutno Wojtek.

-Twój nie? – spytał Piotrek z nutką nadziei w głosie. – Świetnie! Ja pierwszy zostanę trenerem!

-Chcesz? – zdziwił się Tomek. – Wojtek też zapisuje się na egzamin.

-Nie ma tak dobrze, jego Pokémon nie wykluł się jeszcze – powiedziała Mycha. Może Quilava trochę go ogrzeje...

-Co?! – wykrzyknął Piotrek. – Miałaś pomagać mnie!

-Tak, ale ty drażnisz mnie całymi dniami, a dla mojego kochanego kuzynka...

-Co?! – wykrzyknął Wojtek. – Miałaś mu pomagać? Nic od ciebie nie chcę!

Chłopak wybiegł z zaułka najszybciej jak potrafił. Piotrek wydawał się zadowolony, Tomek i Mycha stali w osłupieniu.

-Pójdziemy na pizzę? – zapytała po chwili milczenia dziewczyna.

* * *

W niewielkiej restauracji było tego dnia wyjątkowo pusto. Kilka nakrytych białymi obrusami drewnianych stolików było całkowicie pustych. Liwia zamówiła dla siebie i Adriana największą pizzę z wszystkimi dodatkami. Chłopak w ciągu pięciu minut sam zjadł jej połowę. Liwia była zaszokowana.

-Smakuje ci? – zapytała dziewczyna.

-Niebo w gębie – odparł z charakterystycznym, włoskim akcentem Adrian. – Co planujesz na wieczór?

-Będzie świetna impreza – stwierdziła niepewnym głosem Liwia. – Girlandy, muzyka, świece... Jest tylko jedne drobny problem – dziewczyna wzięła głęboki oddech. Ciężko było jej to powiedzieć. Zdecydowała się. – Potrzebuję trochę pieniędzy.

Kęs pizzy zatrzymał się w przełyku Adriana. Chłopak spojrzał na zegarek na ręce – Liwia zauważyła, iż był to stary model – i wstał, odchodząc od stołu. Liwia ledwo usłyszała, jak mówił, że spóźni się do pracy i dziękuje za poczęstunek.

Dziewczyna poczuła się słabo. Ciężko było jej przyjąć do wiadomości, iż zakochała się w biednym chłopaku. Wychodząc z restauracji, pozostawiła na stole pieniądze i pozostałe dwa kawałki pizzy. Leżały na dwóch osobnych talerzach.

* * *

Mycha weszła do restauracji pierwsza, za nią zrobili to Piotrek i Tomek. Temu ostatniemu zdawało się, że przed chwilą lokal opuściła Liwia. Chłopak uznał, że ciągłe spotkania z nią są ponurym zrządzeniem losu.

Wybrali stolik pod oknem, jak najdalej od jednego, na którym leżała niedojedzona pizza. Po zamówieniu największej pizzy, Piotrek zaczął głaskać swojego Gastly’ego, a Mycha i Tomek zajęli się rozmową.

-Kiedy on się wykluł? – spytał chłopak.

-Wczoraj wieczorem. Nie było czasu na dłuższy trening do egzaminu, ale jakoś sobie poradzimy – odparła dziewczyna, kładąc trzy Pokéballe na stole.

-Kiedy złapałaś Machopa? – zapytał Tomek. – Szczerze, to zawsze myślałem, że typ walczący będzie do ciebie pasował.

-Dzięki, to było trzy dni temu. Ćwiczę go, żeby wystartował w najbliższym Konkursie Pokémon. Teraz pomaga Piotrkowi w przygotowaniach.

Tomek spojrzał na Gastly’ego. Zamknął oczy i uśmiechał się szeroko. Piotrek próbował go połaskotać.

-Gastly jest typem duchowym, więc nie obrywa od ataków normalnych i walczących – ciągnęła Aga. – Machop używa Ciosu Karate, a Quilava Ataku Gwiazd, żeby przyzwyczaić go do tego.

-Mało nie dostałem taką gwiazdą po głowie – stwierdził Tomek.

-Sorki. A jak jajo Wojtka? – zainteresowała się dziewczyna.

-Dawid mówi, że ma się z niego wykluć typ ognisty – stwierdził Tomek.

-Super! Ogniste Pokémony są najlepsze – stwierdziła Mycha.

-Trawiaste... – odparł Tomek.

-Ogniste!

-Trawiaste!

Ludzie mijający restaurację podglądali ukradkiem przez szybę kłócąca się dwójkę. Piotrek ciągle głaskał swojego Gastly’ego.

* * *

Wojtek położył się na łóżku w Centrum Pokémon. Bladopomarańczowe jajo spoczywało na poduszce przed nim. Chłopak objął je obiema rękami.

-Chciałbym, żebyś się wykluł – powiedział głośno. – Chciałbym pokonać Piotrka. Chciałbym, żebyś był...

Wojtek przerwał, widząc, że jajo rozżarzyło się białym światłem. Odsunął ręce od niego. Cały pokój wypełnił oślepiający blask.

-Tor, chic, tor?

-Czy ty jesteś... – spytał Wojtek, podnosząc powieki.

W chłopaka wpatrywała się para niewielkich, brunatnych oczu. Wysoki na dwadzieścia centymetrów Pokémon-kurczak z szeroko otwartym, ostrym, pomarańczowym dzióbkiem, przyglądał się Wojtkowi. Jego głowa była wyjątkowo duża w porównaniu do reszty ciała, na jej górze znajdowały się trzy jasne piórka. Pierze Torchica miało ciemnopomarańczową barwę. Podłużny tułów z niewielkim kuperkiem wydawał się niewielki, niezdolny do utrzymania głowy. Pokémon wspierał się na dwóch żółtych nóżkach zakończonych błyszczącymi pazurkami.

-Torchic! Torchic! – krzyczał Wojtek. – Marzyłem o tobie!

Pomarańczowy Pokémon-kurczak uśmiechnął się, mrużąc oczy. Wojtek pokochał go od pierwszego wejrzenia.

* * *

Na niebie pojawił się księżyc, gdy Tomek i Wojtek wyszli ze Stadionu Pokémon Hadesa. Starszego brata ciągle przechodziły dreszcze. Starał się nie zapomnieć, że było to jedyne miejsce rejestrowania się do egzaminu w okolicy. Torchic siedział na głowie Wojtka, ciągle uśmiechając się. Wojtek też wydawał się podekscytowany.

-Już jutro test pisemny. Z tym nie będzie problemów, Torchic.

-Na twoim miejscu, pouczyłbym się – stwierdził Tomek. – Od czerwca nie miałeś żadnego konkretnego testu z wiedzy...

-Poradzę sobie. Jestem geniuszem, nie?

-Ta, nie takim jak ja, ale nie jest źle – odparł Tomek, szczerząc swoje pożółkłe zęby. Brak reakcji Wojtka świadczył o tym, że nic nie było w stanie zepsuć chwili jego szczęścia.

* * *

-Quilava, Szybki Atak! Machop, Niski Kopniak! – krzyczała Mycha.

Gastly zamknął oczy. Ognisty Pokémon przefrunął przez niego, a noga Machopa nie zadała mu żadnych obrażeń. Typ duchowy otworzył niepewnie jedno oko.

-Tchórz – stwierdziła Mycha. – Wie, że nic mu nie będzie, a się boi. Jak ty...

-Co powiedziałaś o mnie?! – zapytał głośno Piotrek.

-Ciesz się, że z tobą w ogóle trenuję. Gwiazdy świecą, koniec na dziś – powiedziała dziewczyna. – Jutro na teście zrobisz to, co ćwiczyliśmy.

* * *

99. Który z wymienionych poniżej Pokémonów jest typem ognistym?

A. Dusclops

B. Gligar

C. Magcargo

Wojtek stukał ołówkiem w blat ławki. Sala była wypełniona dziesiątkami osób chcących uzyskać status trenera klasy C. Chłopak uśmiechnął się, myśląc, jak bardzo rozczarują widząc, że to on zostanie wybrany. Jednym pociągnięciem ołówka zakreślił odpowiedź C. Wszystkie pytania wydawały mu się wyjątkowo proste.

Piotrek siedział w pierwszym rzędzie pod oknem. Zaznaczał odpowiedzi niedbale, najwyraźniej będąc pewnym zdania. Wojtek pomyślał, że jego kuzyn musiał w ostatnim czasie sporo się uczyć. Stwierdzając, że musi dokończyć test, chłopak zabrał się za ostatnie pytanie.

100. Kim chciałbyś zostać jako trener Pokémon klasy C? Odpowiedz jednym zdaniem.

Kurczę, pomyślał Wojtek. Miał nadzieję, że test ograniczy się do sprawdzenia wiedzy teoretycznej. Zła odpowiedź mogła całkowicie zniweczyć jego szanse. Napisanie prawdy z pewnością nie pomogłoby mu. Zdecydował się lekko nagiąć fakty.

Chcę bronić porządku i czynić dobro przy pomocy mojego przyjaciela Pokémona.

Stawiając kropkę, Wojtek stwierdził, że za tą odpowiedź mógłby od razu zostać trenerem klasy C. Zwrócił uwagę, że Piotrek wstał, żeby oddać test. Chłopak zerwał się z miejsca, by jako pierwszy zwrócić kartkę.

* * *

Siedząc w parku pod drzewem, Tomek rozstawił na ziemi swojego ciemnozielonego KomKoma. W czasie, gdy Wojtek zajęty był egzaminem, starszy brat przeglądał strony internetowe o atakach Pokémonów. Chłopak wieczorem zajęty był uczeniem się dodatkowych efektów ataków, żeby mieć większe szanse w rewanżu z Markiem.

Nidoran ćwiczyła Podwójny Wykop na pobliskim drzewku. Kora chroniąca pień kruszyła się przy każdym uderzeniu. W oczach Pokémon-króliczki jarzyła się żądza zemsty. Porażka z Murkrowem nie dawała jej spokoju nawet na chwilę.

Tomek wstał i podszedł do podopiecznej. Nóżki Nidoran były posiniaczone od ciosów zadawanych drzewu. Samiczka nie była ciągle zadowolona z tego ataku.

-Przestań, Nidoran – powiedział chłopak. Króliczka wcale nie zamierzała go słuchać. – Poważnie, musimy pogadać.

Typ trujący uspokoił się. Nidoran uklękła na tylnych nóżkach i skierowała swoje czerwone oczka na trenera. Tomek uśmiechnął się.

-Podwójny Wykop masz dobrze dopracowany, Nidoran – stwierdził chłopak. – Nie to należy ćwiczyć. Powinniśmy popracować nad twoim nastawieniem.

Króliczka skrzywiła usta. Nie była pewna, co jej trener miał na myśli. Tomek podał jej surową, obraną marchewkę. Nidoran obwąchała ją z każdej strony, zanim ugryzła roślinę. Lekko uśmiechnęła się, sugerując, iż marchewka jej smakuje.

-Ty jesteś silna i zręczna, a ja sporo wiem o walkach – stwierdził chłopak. Nie podzielił się z Nidoran odczuciem, że nie wszystko co mówi jest prawdą. – Razem jesteśmy w stanie pokonać Marka, ale musimy współpracować. Opowiedz mi, jak pokonałaś tego Magnetona – poprosił chłopak.

Nidoran podniosła z dumą główkę, zamknęła oczy i zaczęła o czymś opowiadać, powtarzając swoje imię. Tomek cieszył się, że znalazł sposób na porozumienie się z nią.

* * *

-Torchic, numer dwieście siedemnaście – powiedział Wojtek, podchodząc do lady w poczekalni.

Jeden z pracowników Łódzkiej Akademii dla Przyszłych Trenerów poszedł na tyły sali, by wziąć oczekującego Pokémona. Wojtek zwrócił uwagę, że w okolicy nie było żadnego Gastly’ego.

Typ ognisty posmutniał widząc, że zostaje zabrany od swojego nowego znajomego, Squirtle’a. Z wyrzutem, dziobnął Wojtka w palec. Chłopak poczuł się lekko zdenerwowany.

Pokémon-kurczak uspokoił się, gdy na ladzie obok niego postawiono także Squirtle’a. Pokémon-wodny żółw miał błękitną skórę, okrągłą główkę i duże, brązowe, błyszczące oczy. Jego tułów osłonięty był skorupą żółtą z przodu i bordową na plecach. Z niej wystawały ręce zakończone czterema palcami i nóżki, a także kręcący się ogon.

Właścicielem wodnego Pokémona okazał się wyższy o głowę od Wojtka chłopak. Miał krótkie, brązowe włosy, ciemne oczy i jasną karnację. Ubrany był w niebieską bluzkę i dżinsy, pasujące do koloru Squirtle’a.

-Chyba polubili się z Torchic’iem – powiedział chłopak. – Jestem Adam z Tarnowa.

-Siema, Wojtek, jestem z Tomaszowa.

-Idę na trening do parku przed Akademią. Idziesz ze mną? – spytał Adam.

-Czekałem na brata, ale skoro go tu nie ma... – Wojtek poszedł za chłopakiem, trzymając w ramionach zdziwionego Torchica.

* * *

Torchic jak szalony drapał korzenie drzew. Jego pazurki rozjaśniał słaby, biały blask. Wojtek zwrócił uwagę, że jego Pokémon zadziwiająco szybko uczy się Drapania. Adam pracował obok nad Atakiem Baniek.

-Squirtle, nabierz powietrza, potem spróbuj je silnie wypluć ze śliną, zaokrąglając wodę! – nakazał Adam. Wojtek wątpił, czy Pokémon zrozumie tak zawiłe polecenie, ale typ wodny wykonał zadanie perfekcyjnie.

-Zdolny jest – pochwalił żółwia trener Torchica. – Typ wodny to mój ulubiony.

-Więc czemu wybrałeś ognistego Pokémona? – zapytał z ciekawości Adam.

-Jakoś tak... – powiedział Wojtek. – Jak ci poszedł test.

-Chyba się załapię... – z lekką niepewnością stwierdził chłopak. – W setnym pytaniu napisałem, że chcę dobrze przygotować się do bycia trenerem klasy B, a ty?

-Czy to prawda? – zapytał Wojtek.

-Jasne, po co kłamać? Co ty napisałeś?

-Nie pamiętam – stwierdził Wojtek. Nie miał nic przeciwko mówieniu nieprawdy, ale w tym momencie czuł się zbyt zmęczony, by znowu wymyślać oszustwa.

* * *

Liwia uciszyła gestem Snubbull. Dziewczyna wychyliła się ostrożnie zza rogu bloku, wspierając się o chropowatą, szarą ścianę. Obserwowała Adriana, który szedł chodnikiem, zamiatając miotłą chodnik. Nosił nieskazitelnie biały uniform, worek na śmieci na plecach i ostro zakończony kij przy pasku.

Myśl, która przyszła Liwii do głowy, wydała się jej nieprawdopodobna. Przystojny, wysportowany chłopak, w dodatku trener Pokémon, wydawał się dziewczynie osobą, która nie upadłaby tak nisko. Snubbull, jak gdyby rozumiała, co dzieje się w głowie Liwii, poklepała trenerkę po ramieniu.

Adrian obrócił głowę w kierunku dziewczyny. Zanim ją dojrzał, schowała się. Liwia bez zastanowienia odbiegła w przeciwnym kierunku. Nie chciała uwierzyć w to, iż Adrian sprząta ulice.

* * *

Torchic i Squirtle ciężko oddychali. Obaj długo pracowali nad swoimi atakami, pomyślał Wojtek. Drapanie i Uderzenie okazały się łatwymi do nauczenia.

-Za kilkanaście minut powinni ogłosić wyniki. Idziesz ze mną? – spytał Adam.

-Nie, zostanę jeszcze chwilę. Chciałbym zacząć ćwiczyć Żar – stwierdził Wojtek.

-Jak chcesz. Nara – pożegnał się Adam, znikając za drzewami.

Wojtek obrócił się w stronę Torchica. Ten siedział kuperkiem na trawie, lekko się uśmiechając. Pomarańczowy Pokémon wydawał się chłopakowi nieziemsko słodki.

-Torchic, teraz spróbujemy Żaru. Musisz nabrać powietrza i...

Chłopak przerwał, słysząc niski dźwięk dochodzący zza krzaków. Wziął Torchica na ręce i odsunął jedną z gałęzi zasłaniającą widok. Jego oczom ukazał się niewielki zagajnik, wypełniony krzakami, drzewkami i jagodami. Na jego środku stał Marek, jak zwykle w czarnym swetrze i białych spodniach. Słysząc szelest, lider obrócił się w kierunku Wojtka. Chłopak próbował schować się, ale widząc zbliżającego się Marka przekroczył krzaki.

-Siema. Zastanawiałem się, kiedy skończysz trening – powiedział lider.

-Cały czas wiedziałeś, że tu jestem? – zapytał niepewnie Wojtek.

-Jasne. Jeśli twój Torchic ma jeszcze siły, chciałbym stoczyć z nim walkę.

Wojtek poczuł się oszołomiony. Propozycja Marka była wyjątkową niespodzianką. Chłopak nie był pewny, czy lider Stadionu jest najlepszym przeciwnikiem do pierwszej walki.

-Nie wstydź się. Chcę sprawdzić Pokémona, którego złapałem dzisiaj – zachęcał chłopaka Marek.

Zza łydki Marka wychylił się kilkunastocentymetrowy Pokémon. Swoim kształtem przypominał żołędzia. Miał czapeczkę przypominającą brązowy beret z antenką, bordowe, krągłe, twarde ciało, dwoje czarnych oczu otoczonych żółtymi obwódkami i dwie małe stópki. Seedot toczył się po ziemi, by wchłonąć z trawy wodę i minerały, co było popularne w jego gatunku. Pokémon wydawał się nieśmiały, unikał wzroku Wojtka.

-Seedot jest typem trawiastym – stwierdził Wojtek. – Czemu go złapałeś?

-Stwierdziłem, że potrzebuję defensywnego Pokémona w drużynie. A Seedot po ewolucji w Nuzleafa, staje się podwójnym typem: trawiasto-mrocznym. Walczysz?

-Torchic jako typ ognisty ma przewagę. Dobra, walczmy! – ucieszył się Wojtek.

Pokémon-kurczak pisnął z zadowolenia. Ochoczo wystąpił do przodu. Seedot nieśmiało wytoczył się, leżąc bokiem, zza swojego trenera.

-Zaczynaj – zaproponował Wojtek.

-OK. Odegranie! – nakazał Marek.

Seedot zaświecił się słabym, czerwonym światłem, jak gdyby miał wrócić do Pokéballa. Blask jednak zgasł, a atak nie pozostawił żadnego efektu. Wojtek ucieszył się. Pomyślał, że jakikolwiek miał być cel Seedota, nie został wykonany.

-Torchic, Drapanie! – wykrzyknął Wojtek. Jego podopieczny pazurkami zadrapał lekko czapeczkę Seedota. Chłopakowi zdawało się, że Pokémon-żołądź zabłysnął znowu czerwonym światłem, ale uznał, iż miał przywidzenia z nerwów. – Jeszcze jedno Drapanie, Torchic, i odskocz!

Pokémon posłusznie rozjarzył swoje pazurki białym światłem. Seedot aż obrócił się po uderzeniu Torchica. Ognisty typ odskoczył do tyłu, wykonując salto w powietrzu. Wojtek był zdziwiony wytrzymałością zarówno Seedota, jak i Torchica.

-Już prawie Seedot. Poczekaj trochę – stwierdził Marek.

-Skoro ty nie walczysz, ja zaatakuję! – wykrzyknął rozemocjonowany Wojtek. – Jeszcze jedno Drapanie!

-Teraz Seedot, wypuść Odegranie!

Wojtek i biegnący Torchic szeroko otworzyli oczy, gdy zobaczyli świecącego płomienną czerwienią Seedota. Pokémon Marka z antenki na główce wypuścił szeroki, biały promień energii. Torchic nie zdążył uskoczyć przed atakiem, przyjął cios prosto na brzuszek. Gdy blask promienia zgasł, Wojtek zauważył ciężko podnoszącego się Torchica.

-Co to miało być?! – wykrzyknął Wojtek.

-Odegranie – zaczął Marek. – Atak typu normalnego, Pokémon po otrzymaniu kilku ciosów wysyła promień o nieco większej sile niż zadane atakującemu obrażenia. To jedyny atak Seedota. Pozostałe techniki, jakie może poznać, nie zadają obrażeń.

-Nie przerabialiśmy ani Seedotów, ani Odegrania... Chyba – stwierdził chłopak, przypominając sobie, że od kilku dni był zawieszony w prawach ucznia. – Torchic, możesz walczyć?

-Może – powiedział Marek, widząc podnoszącego się Torchica. – Jego ciosy nie były zbyt silne, dlatego Odegranie też nie zadało większych obrażeń.

-Spróbujmy czegoś nowego. Nabierz powietrza, ogrzej je i wypuść z dzioba! – nakazał Wojtek.

Torchic przerwał ciężko dyszeć. Podniósł głowę do góry, zamknął oczka i nabrał otwartym dziobem tyle powietrza, ile zdołał. Wojtek w napięciu przyglądał się staraniom małego Pokémona. W końcu, z dzioba Torchica wyfrunęło kilka pomarańczowych pocisków, przypominających małe, ogniste komety.

-Żar! Tak! – krzyczał Wojtek.

Seedot szeroko otworzył oczy. Pociski Żaru minęły go jeden po drugim, spadając pod nogi Marka. Wojtkowi przyszła do głowy myśl, że lider musiał odczuwać teraz ulgę. Torchic otworzył oczy. Posmutniał, widząc, że nie trafił.

-Pudło. Ale jak na pierwszy raz wykonany Żar, całkiem nieźle. Torchic ma talent – stwierdził Marek. Pokémon zarumienił się, słysząc komplement. – Seedot, Odegranie.

-Dobrze Torchic, ale teraz precyzja! Mniej pocisków, bardziej celnie, OK?

Pokémon-kurczak skinął głową na znak zrozumienia. Znowu powoli zebrał się do ataku. Typ razem wypuścił z dzioba tylko dwa pociski. Jedne z nich trafił w nieruchomego Seedota. Mały żołądź zapalił się. Pokémon trawiasty zaczął tarzać się po ziemi, by zgasić płomień.

-Wracaj, Seedot – nakazał Marek, szybkim ruchem wyciągając Pokéball z kieszeni. W miejscu, gdzie leżał Pokémon-żółądź pozostała osmalona trawa. Torchic też upadł na ziemię, wycieńczony.

-Koniec walki? – spytał zaskoczony Wojtek. Emocje opadły, pozostał żal. Chłopak miał nadzieję, że uda mu się dokończyć mecz.

-Po pierwsze, oba nasze Pokémony muszą odpocząć, świetnie sobie radziły. Po drugie, chyba właśnie ogłaszane są wyniki egzaminu.

-No tak! – wykrzyknął Wojtek. – Koniec zabawy, musimy biec, Torchic.

* * *

Nidoran wybiła się z tylnych nóg. W powietrzu zrobiło salto do przodu i uderzyła Podwójnym Wykopem w korę drzewa. Wykonała dwa ataki Drapania, po czym odbiła się z całej siły w tył. Spadając wystrzeliła z pyszczka Trujące Strzały. Lądując, Nidoran uśmiechnęła się. Kawałki kory odpadły od drzewa.

-Dobra robota, Nidoran – stwierdził Tomek. – Idealna zgodność z planem!

Pokémon-króliczka uśmiechnęła się z zadowoleniem. Tomek nie mógł uwierzyć, jak szybko Nidoran nauczyła się świeżo opracowanego przez chłopaka ruchu. Trener miał nadzieję, że pomoże mu on w rewanżu z Markiem.

Chłopak zdał sobie sprawę, że obiecał zanieść Wojtkowi coś do picia po egzaminie. Spoglądając na KomKoma stwierdził, że spóźnił się kilka godzin. Bez słowa wytłumaczenia wycofał zaskoczoną Nidoran do Pokéballa i pobiegł jak najszybciej mógł w kierunku Akademii.

* * *

Wojtek siedział na ławce w luksusowym, przepełnionym kolumnami, rzeźbami i obrazami hallu Akademii. Ogłoszenie wyników opóźniało się. Chłopak stwierdził, że powinien był to przewidzieć.

Kilkusetcalowy ekran na ścianie, który Wojtkowi wydawał się nadmierną ekstrawagancją, zaświecił się. Została na nim wyświetlona lista nazwisk trenerów i ich wyniki. Wojtek zerwał się z miejsca, biorąc Torchica w ramiona. Od razu spojrzał na pierwsze miejsce na liście, spodziewając się znaleźć tam siebie.

Wojtek otworzył oczy szeroko jak jeszcze nigdy w życiu. Pierwsze miejsce zajmowała dziewczyna z Łodzi o imieniu Eliza. W dodatku, w kategorii wiek wpisane miała „10 lat”. Chłopak nie był w stanie przypomnieć sobie większego upokorzenia.

Zaraz po dziewczynie, która zdobyła wszystkie punkty, z wynikiem 99 znaleźli się Wojtek, czternastoletni chłopak o imieniu Leon oraz, ku zdziwieniu właściciela Torchica, Piotrek. Dwudziestka piątka osób z najwyższymi wynikami przeszła do kolejnej rundy.

-Jestem piętnasty, dziewięćdziesiąt trzy punkty – powiedział Adam, uśmiechając się. – Gratulacje.

-Tobie też – stwierdził Wojtek. Bez przerwy próbował sobie przypomnieć, w którym pytaniu mógł zrobić błąd.

Piotrek podszedł do grupy. Złapał Wojtka za ramię i mocno je szarpnął. Jego twarz ukazywała ogromną złość.

-Przez ciebie nie mam maksa! – wykrzyknął Piotrek do swojego kuzyna. – Mój Gastly idealnie ściągnął Twoje odpowiedzi, z wyjątkiem setnego, a ty robisz błąd – dodał ciszej.

-Ściągałeś?! – spytał głośno Wojtek.

-Jak śmiesz! – wykrzyknął Adam.

Piętnastolatek zrobił zamach prawą pięścią, chcąc uderzyć Piotrka. Kiedy miał wyprowadzić cios, przed twarzą chłopaka ukazał Gastly. Ze swoich czarnych ust wyciągnął szeroki, jasnoczerwony język, który przeciągnął po twarzy Adama. Wojtek rozpoznał to jako atak Liźnięcia.

Adam uspokoił się, widząc obserwujących ich ludzi. Do grupy podszedł starszy, siwy mężczyzna w eleganckim garniturze.

-Jestem prezesem Akademii, co tu się dzieje? – zapytał ze złością. Tłum zaczął szeptać. – Jakakolwiek przemoc jest tutaj zakazana. Można za to wypaść z egzaminu.

Adam zatrząsł się lekko. Piotrek powiedział, że nie ma żalu i chętnie pokona „zazdrośnika” w następnych rundach. Oddalił się razem z Gastly’m. Tłum rozszedł się, a prezes z niezadowoloną miną wrócił do gabinetu. Wojtek stwierdził, że musi pokonać Piotrka za wszelką cenę.

* * *

Przez cały wieczór Wojtek nie odzywał się do Tomka. Nie potrafił wybaczyć bratu, że zapomniał o nim. Torchic, co wydało się chłopakowi czymś naturalnym, pomagał swojemu trenerowi w nie przejmowaniu się bratem. Tomka dręczył fakt, że jego brat miał szansę zostać trenerem tak wcześnie.

-Idę się dotlenić – stwierdził starszy brat, zostawiając śpiących Wojtka i Torchica.

Chłopak wyszedł na korytarz Centrum Pokémon, mając nadzieję, że drzwi budynku nie zostały jeszcze zamknięte. Zauważył na środku korytarza wyraźnie zagubionego Patryka.

-Co tu robisz? – zapytał kolegę chłopak.

-Och, siema Tomek, co TY tu robisz? – spytał Patryk.

Ten dzień wydał się chłopakowi wyjątkowo dziwny.

* * *

Poranne światło wpadało przez uchylone drzwi Stadionu. Patryk powolnym, niepewnym krokiem wszedł do ogromnej hali, z trybunami po obu stronach boiska. Tomek wślizgnął się za kolegą. Nie miał ochoty dopingować brata w drugiej rundzie, po tym, jak ten obraził się na niego.

Jedyną osobą, jaka znajdowała się w hali była Ksenia. Zamiatała podłogę, co zaskoczyło Tomka. Przy każdym ruchu miotły, bransoletki na jej ramieniu szeleściły złowieszczo.

-Lidera nie ma. Marek poszedł ćwiczyć nowego Pokémona – powiedziała Ksenia, widząc wchodzących. – Będziesz musiał zaczekać na rewanż do jutra.

-Ja jeszcze nie chcę rewanżu. Ale poleciłem ten Stadion mojemu koledze. Ksenia, to Patryk. I vice versa.

-Siema – przywitał się Patryk, lekko zdziwiony wyglądem Kseni. – To może ty ze mną powalczysz?

-Ona chyba nie może – powiedział Tomek do kolegi. – Nie ma szesnastu...

-Nie mam, ale jestem trenerką – obruszyła się dziewczyna. – Dlaczego wszyscy starsi bracia są tacy beznadziejni? Dawaj.

Kiedy Tomek zastanawiał się, jak zareagować na wypowiedź Kseni, pozostała dwójka zajęła miejsca na boisku. Patryk wypuścił Turtwiga, który szeroko otworzył pyszczek, pokazując gotowość do walki. Tomek stwierdził, że nie zmienił się od ostatniego spotkania.

-Sneasel, chodź tu! – krzyknęła Ksenia.

Przywołany przez dziewczynę Pokémon wyszedł zza trybuny, po drodze na boisko wyrzucając miotłę. Był wysoki na siedemdziesiąt centymetrów, miał niemalże idealnie czarną sierść z lekkim zielonym odcieniem. Na czole, na dużej głowie, znajdował się kryształ, a także półkoliste oczy, wpatrujące się drapieżnym wzrokiem w Turtwiga. Z lewej strony ciała wystawały krótkie, różowe pióra. Ich długość zasugerowała Tomkowi, iż była to samiczka. Sneasel nastroszyła ostre pazurki, szykując się do walki.

Tomek zajął to samo miejsce, które wcześniej okupował Wojtek. Stwierdził, że walka może być trudna dla Turtwiga, który był podatny na ataki lodowe.

-Zaczynamy! Sneasel, Nocne Cięcie! – wykrzyknęła groźnie dziewczyna. Łapy typu mrocznego zapłonęły czernią i zaczęły się iskrzyć. Gdy Pokémon-łasiczka zaczęła szarżować na Turtwiga, Patryk zrobił niepewną minę.

* * *

-Życzę wam wszystkim powodzenia – powiedział prezes Akademii, rozpoczynając kolejne zmagania.

Wojtek odrzucił na bok żal z powodu nieobecności Tomka i spróbował podsumować swoje zadania. Miał przed komisją sędziowską zaprezentować umiejętności swojego Pokémona, więź z nim oraz perfekcyjną kontrolę. Do następnej rundy miało przejść tylko ośmiu najlepszych trenerów. Chłopak stwierdził, że tym razem na pewno będzie pierwszy.

Komisja sędziowska skończyła sprawdzać Adama, który uśmiechnięty wrócił na trybuny. Wojtek, zastanawiając się, czy należy się cieszyć, że piętnastolatek z Tarnowa może przejść dalej. Był groźnym przeciwnikiem.

Wojtek stanął przed komisją. Trzech starszych panów przyglądało się parze wyjątkowo dokładnie. Chłopak zauważył, iż Torchic był lekko zmęczony po pracowitym dniu.

-Dzień dobry, nazywam się Wojtek – wydukał. – Chciałbym zaprezentować panom mały pokaz. Torchic, łap!

Chłopak rzucił jeden patyk z zestawu „Zimne Ognie” swojemu Pokémonowi. Torchic radośnie złapał go w połowie długości dziobem. Przełożył go następnie do lewej nóżki, którą wyprostował.

-Żar! Jeden pocisk – nakazał chłopak.

Typ ognisty zamknął oczy i uśmiechnął się. Powoli nabrał powietrza, po czym wyrzucił słaby pocisk. Ogień trafił końcówkę patyka, która zaczęła skrzyć się. Białe iskry opadały na boki, gdy Torchic podnosił nóżkę w powietrze. Zrobienie tego z zamkniętymi oczami zaimponowało jurorom.

-Świetnie, Torchic, chodź do mnie! – zaproponował Wojtek. Torchic Drapaniem zniszczył wypalony patyk, po czym obrócił się i bez rozbiegu wskoczył Wojtkowi w ramiona. Chłopak ukłonił się i odszedł na trybuny.

Miejsce chłopaka zajęła niziutka, nieśmiało uśmiechająca się dziewczyna o czarnych, kręcących się włosach. Gdy wybrała Tangelę, trawiastego Pokémona, Wojtek zajął miejsce na trybunach obok Adama.

-Nieźle – powiedział Adam. – Chyba mamy szanse.

-Też tak myślę. – stwierdził Wojtek. – Ta dziewczyna używa tylko Dzikiego Pnącza – powiedział. – Co ona chce zrobić?

-Kompromituje się, jak zwykle – chłopak usłyszał głos dziewczyny, która siedziała przed nim. Miała kruczoczarne, długie, proste włosy, wyglądała na rówieśniczkę Adama. – W dodatku kompromituje mnie! Eliza, jesteś beznadziejna! – krzyknęła głośno, składając swoje delikatne ręce przy ustach.

Wojtek wzdrygnął się, słysząc to imię. Ta niska, mała dziewczynka, która drżała pokazując wariacje na temat Dzikiego Pnącza, pokonała go w teście na wiedzę, prawdopodobnie bez oszukiwania. Tangela, z której ciała widoczne były tylko okrągłe oczy przez jasnoniebieskie pnącza otaczające resztę, wydawała się równie nieśmiała jak jej trenerka. Kiwała się, stojąc na małych, różowych nóżkach przypominających buciki. Podnosząc się na pnączach, próbowała wyglądać na wyższą niż trzydzieści centymetrów.

Wojtek przyznał, że pokaz nie wyglądał olśniewająco, ale od strony technicznej był świetny. Tangela podskakiwała, oplatała oraz zasłaniała się używając wyłącznie Dzikich Pnączy. Chłopak pomyślał, że Tomek nie wpadłby na to, jak skutecznie może używać Bulbasaura.

-Przestałabyś jej przeszkadzać – powiedział Adam. Wojtka zaczynała drażnić jego praworządność.

-Wstyd mieć taką siostrę – powiedziała cicho dziewczyna. – Nie dość, że brzydka, to jeszcze kujonica. Młodsze rodzeństwo to tylko problem, wszyscy będą kojarzyć wspaniałe imię Alicja z nią.

-Masz coś do młodszego rodzeństwa?! – ze złością powiedział Wojtek.

Zdziwiona dziewczyna obróciła się do niego twarzą. Miała zielonkawe oczy i jasną karnację. Bardzo przypominała tym swoją siostrę. Wojtek przypomniał sobie, że występowała przed nim w drugiej rundzie.

Na jej kolanach siedział mały, żółty Pokémon w kształcie kuli, z parą czarnych oczu oraz dwoma dziurkami w kształcie kół w kącikach ust, ukazujących wnętrze jamy gębowej. Wspierał się na malutkich nóżkach, a z czubka głowy wystawał czerwono-biały pasek podzielony na dwie części. Psychiczny Pokémon-dzwonek – Chingling – był jednym z najsłodszych stworków jakie Wojtek kiedykolwiek widział.

Tangela i Eliza zakończyły występ. Obie trzęsły się ciągle ze zdenerwowania. Alicja wydawała się zażenowana.

* * *

Tomek przyglądał się walce Patryka z niepokojem. Turtwig przyjął kilka słabych ciosów i wydawał się zmęczony. Pokémon-żółw nawet na chwilę nie mógł wyjść z defensywy. Sneasel po raz kolejny szarżowała z Nocnym Cięciem na Turtwiga.

-Skorupa, szybko – nakazał trzęsący się z podenerwowania Patryk. Żółw posłusznie zablokował się swoim pancerzem. Nocne Cięcie trafiło w jej środek, odrzucając Turtwiga do tyłu. Typ trawiasty podniósł się powoli. Ciągłe trafienia wycieńczyły go.

-Ostry Liść – powiedział niepewnie Patryk.

Turtwig posłusznie pochylił do przodu gałązkę na głowie. Wyfrunęło z niej kilka liści w kształcie serc. Sneasel zdawała się nie przejmować atakiem. Przysunęła do ust prawą rękę, a następnie ułożyła je w kształt koła. Z pyszczka wyfrunął podmuch jasnobłękitnego wiatru, a także grudki lodu.

-Turtwig, uciekaj! – nakazał Patryk. – To Mroźny Wiatr, atak lodowy!

Pokémon-żółw pochylił się na przednich nogach. Nie był w stanie się poruszać. Mimo tego, na jego twarzy ciągle widać było zapał do walki. Tomkowi przywołało to wspomnienia z walki z Markiem, gdy Bulbasaur nie chciał wycofać się z meczu z Murkrowem.

Ostre Liście opadły na ziemię. Leżały wewnątrz bryłek lodu, całkiem zamrożone przez Mroźny Wiatr.

-Jeszcze raz, Sneasel – powiedziała groźnie Ksenia. – Zakończ to!

-Skorupa! – nakazał rozpaczliwie Patryk. Wyraźnie miał dość tej walki.

Turtwig nie zdążył się wycofać za osłonę, gdy sięgnął go lodowy atak. Patryk wycofał Pokémona do Pokéballa, by przerwać jego cierpienie. Kiwnął głową, by podziękować za mecz przeciwniczce i bez słowa opuścił Stadion. Tomek miał wrażenie, że przeżywa deja vu.

-I to by było na tyle – powiedziała Ksenia, po tym, jak Patryk wyszedł ze Stadionu. Obruszyła się, widząc zrywającego się z miejsca Tomka. – Nie biegnij go pocieszać, to mu teraz nie pomoże.

-Skąd możesz to wiedzieć?! – z wyrzutem krzyknął zdesperowany Tomek.

-Od brata – ucięła, po czym razem ze Sneasel poszła schować miotły do schowka.

* * *

Wojtek w napięciu oczekiwał na wyniki. Torchic uśmiechał się, nie do końca rozumiejąc, co dzieje się wokół niego. Adam, pewny siebie, odważnie patrzył na mównicę, na której pokazał się prezes Akademii i jurorzy drugiej rundy. Piotrek nerwowo głaskał Gastly’ego, Mycha obserwowała go z trybun. Alicja i Eliza sprzeczały się, zamiast zwracać uwagę na przeciwników.

-Zwycięzcą drugiej rundy – powiedział bez wstępu prezes – jest Wojtek...

Chłopak podskoczył z całej siły w powietrze, strasząc przy okazji trzymanego w rękach Torchica. Adam radośnie spojrzał na Wojtka, w przeciwieństwie do Piotrka. Mycha lekko się uśmiechnęła.

Wojtek oglądając drabinkę turniejową ostatniej rundy zobaczył, iż z Piotrkiem może spotkać się dopiero w finale. Pierwszy mecz miał stoczyć z niejakim Leonem z Łodzi. Przypomniał sobie, iż ten chłopak miał tak jak on dziewięćdziesiąt dziewięć punktów z testu.

Alicja wyglądała na szczęśliwą, natomiast Eliza była przerażona. Zajęły odpowiednio czwarte i piąte miejsce, przez co musiały od razu ze sobą walczyć. Zwyciężczyni mogła zmierzyć się z Wojtkiem rundę później. Piotrek i Adam również mieli szansę spotkać się w półfinale. Pierwszy z nich wyraźnie nie był szczęśliwy z zajęcia szóstego miejsca, natomiast ostatni cieszył się z zajęcia drugiego.

Wojtek na chwilę posmutniał, że Tomek nie miał okazji zobaczyć jego sukcesu. Po chwili zastanowienia, roześmiał się, zauważając jak żałosna była to myśl. Zamierzał zostać trenerem na złość jemu.

* * *

-Pamiętaj, Lotad – mówił Tomek do swojego podopiecznego, który głupkowato się uśmiechał – że masz ważne zadanie do wykonania. Musimy pilnie wzmocnić atak Mgiełki.

-Mógłbyś się zamknąć? Muszę się dobrze wyspać z Torchic’iem – powiedział zdenerwowany Wojtek, zakrywając twarz kołdrą. Kolejna noc w Centrum Pokémon nużyła go.

-Mógłbym – stwierdził zdenerwowany Tomek. – Pogadamy jutro, Lotad.

Tomek położył się w łóżku, wzburzony. Od czasu meczu z Markiem wszystko układało się tragicznie.

* * *

Liwia stała na balkonie, na zewnątrz swojego luksusowego apartamentu. Do jej ucha przystawiona była słuchawka KomKoma. Dziewczyna denerwowała się. Za chwilę miała wyznać coś naprawdę ważnego.

-Adrian, słucham – odezwał się głos w słuchawce.

-Cześć, kochanie, to ja – powiedziała cicho dziewczyna. – Musimy porozmawiać.

-Przepraszam cię, jestem bardzo zmęczony... – stwierdził słabym głosem. Liwia nie miała wątpliwości, iż nie udawał.

-To ważne. Nie widziałeś mnie dwa dni... A ja ciebie tak.

-Kiedy? – zapytał Adrian, chcąc najwyraźniej dać się wygadać dziewczynie.

-Wczoraj... Kiedy byłeś w pracy.

Liwia usłyszała głośne westchnienie. Po chwili z KomKomu dobierał już tylko dźwięk sygnału. Liwia wsparła się o barierkę balkonu. Z doniczek na tarasie wydobywała się odurzająca woń kwiatów. Tej nocy Łódź wyglądała tak mało romantycznie, jak żadne inne miejsce na świecie.

* * *

Brodaty mężczyzna mrużył oczy, by lepiej widzieć szefa siedzącego za biurkiem. Urlop zaczynał go nużyć, a nowe zadanie w BMW zawsze oznaczało dreszczyk emocji.

-Panie X – zaczął szef Bandy – czy wie pan, co jutro odbywa się w Akademii w Łodzi?

-Oczywiście, wybierają nowych trenerów – odparł mężczyzna, czochrając swoją brodę. – Miałem obejrzeć transmisję w telewizji.

-Będziesz miał okazję obejrzeć to na żywo. Te dzieciaki często używają Pokémonów o wyjątkowych właściwościach. Takich, które by nam się przydały – uśmiechnął się szef.

'

'


'

'

'

Pokémony, które wystąpiły w tym rozdziale (najedź myszką, żeby przeczytać imię):

#001 Bulbasaur #270 Lotad #029 Nidoran (samica) #255 Torchic #198 Murkrow #228 Houndour #215 Sneasel #007 Squirtle #209 Snubbull #211 Qwilfish #161 Sentret #356 Dusclops #207 Gligar #219 Magcargo #387 Turtwig #066 Machop #156 Quilava #092 Gastly #114 Tangela #433 Chingling #273 Seedot

Powrót