Strona Główna
  Rozdziały
  Bohaterowie
 
oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo

PokeFic

I. Przydział

Ranek był już wspomnieniem, gdy Tomek otworzył oczy. Zamrugał kilka razy i odgarnął swoje długie, jasnobrązowe włosy z twarzy. Zegarek na komórce wskazywał godzinę jedenastą. Po odstawieniu swej niezawodnej Nokii na szafkę Tomek przypomniał sobie jak ważny był to dzień.

Pięć po jedenastej chłopak żwawo wkroczył do największego pokoju w swoim mieszkaniu. W międzyczasie zdążył przejrzeć w lustrze swój nowy strój: błękitne spodenki do kolan, ciemnoszarą koszulę i markowe czarne adidasy. Na kanapie leżał wygodnie dwunastoletni chłopak w jaskrawoczerwonej koszulce i dżinsach w kolorze morza. Tomek pozdrowił swego brata, Wojtka, i ruszył w kierunku kanapy z talerzem pełnym płatków Chocapic.

- Cześć – przywitał się chłopak ze swoim starszym bratem.

- Siema. Który raz oglądasz ten odcinek? – spytał Tomek zauważając na telewizorze kolejny odcinek „Kodu Lyoko”.

- Piąty. Pamiętasz, jaki dziś dzień?

- Ciekawe, czy to możliwe, aby ktokolwiek zapomniał – stwierdził spokojnie Tomek.

- Ciesz się, że skończyłeś w tym roku szesnaście lat. Ja muszę sporo poczekać. Nie pomyliłeś się przy wypełnianiu danych?

- Nie. Sprawdziłem kilkanaście razy, co wpisałem – obruszył się chłopak.

Rozmowa ustała i Tomek oglądając w TV Scyphozoę kradnącą pamięć Aelity zaczął jeść Chocapiki.

* * *

O dwunastej dziewczyna o długich do połowy szyi jasnoblond włosach i czarnych jak noc oczach wyjrzała przez okno. Chmury tego dnia przypominały jej wyłącznie Pokémony. Niemal bezsenną noc okupiła lekko podkrążonymi oczami, lecz w tym momencie nie zwracała na to uwagi. Założyła na obcisłą białą koszulkę odsłaniającą pępek sweterek w kolorze fuksji. Po nieuważnym sprawdzeniu stanu swoich granatowych rybaczek wybiegła na schody prowadzące do ogrodu.

W promieniach słońca jej włosy wydawały się być śnieżnobiałe. Takie wrażenie odniosły pewnie trzy błękitne Oddishe, gdyż niespokojnie zamachały wyrastającymi z nich źdźbłami trawy. Dziewczyna usiadła na brzegu srebrnej fontanny na środku ogrodu, z każdej strony otoczona niskim żywopłotem. Dziś był wyjątkowy dla niej dzień. Widok Oddishy biegających po trawie nasuwał jej na myśl wyłącznie to, co czeka ją wieczorem...

* * *

Tomek w drodze do Dawida nastawiał się już na to, co miało spotkać go wieczorem. Nie wyobrażał sobie, że mógłby wytrwać do wieczora bez dyskusji o Pokémonach. A z kim miałby dyskutować, jeśli nie ze swoimi najlepszymi kolegami? W końcu także ich udziałem miało stać się wieczorne wydarzenie. Wchodząc po schodach zastanawiał się, jak będzie wyglądać to spotkanie: huczna impreza, czy zwykłe pogaduchy? Zanim zdążył zapukać drzwi zdążył mu otworzyć Dawid.

Gospodarz niższy niemal o głowę od Tomka wyróżniał się długimi do połowy szyi blond włosami. Blady jak zwykle, dziś pokazał swój nowy strój: Krótkie czerwone spodenki i koszulka klubowa FC Barcelony, jednak bez nazwiska piłkarza na plecach. Krótkie spojrzenie na koszulkę wystarczyło Tomkowi, by z obrzydzenia nie odpowiedzieć na powitanie Dawida. Po zdjęciu butów wszedł do pokoju Dawida, gdzie czekało już trzech innych gości.

Na łóżku od strony drzwi leżał Norbert. Ubrany w zieleń – luźną koszulę i krótkie spodnie – wyglądał wyjątkowo wesoło na tle reszty gości. Obdarzony oryginalnym poczuciem humoru i wiecznym uśmiechem na twarzy, jak nikt potrafił poprawić nastrój Tomka.

Obok drabinki prowadzącej na szczyt dwupiętrowego łóżka rozsiadł się Paweł. Najniższy z grupy, o ostrzyżonych na jeża ciemnobrązowych włosach wyglądał na lekko zdenerwowanego, najwyraźniej nie przejmując się tak jak Tomek tym, co miało ich czekać. Ubrany jak zwykle w bladoczerwoną koszulkę i przetarte granatowe dżinsy przywitał Tomka krótkim „cześć”.

Na krześle przy biurku siedział – a także, co zauważalne po lekkich ruchach krzesła, trząsł się Partyk. Samo spojrzenie na niego ucieszyło Tomka – ubrany był w czarny strój Realu Madryt, dobrze współgrający z rozczochranymi, brązowymi włosami. Nawet nie zwrócił uwagi na wejście Tomka – pogrążony był w grze w Warcrafta.

-Fajnie, że tak szybko przyszedłeś – zauważył Norbert, z lekką ironią.

-Daj spokój, nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio spałem do jedenastej – z lekką złością odpowiedział Tomek. Zawsze uważał za powód do dumy, że niezależnie od warunków potrafi wstać o siódmej rano.

-Znowu straciłeś bohatera – Paweł skrytykował błąd Patryka w grze.

-Nie mogę się teraz skupić na grze i tyle – oburzył się Patryk pauzując grę i obracając się do Pawełka. – O, cześć Tomek!

Tomek też miał kłopoty ze skupieniem się. Już wieczorem miał otrzymać pierwszego Pokémona...

* * *

Wyczekiwanie na pierwszego Pokémona tak zmęczyło dziewczynę, że zasnęła o czternastej. Śpiąc do wieczora o mały włos nie przegapiła przybycia jej ojca do rezydencji. Widząc podjeżdżające do domu czarne BMW zbiegła jak najszybciej na dół. W drzwiach wpadła w objęcia ojca – postawnego mężczyzny z czarnymi włosami i długimi wąsiskami. Po wyjściu z uścisku odkryła, że w ręku jej rodzic ściska Pokéball – i jej oczy zalśniły radością.

-Liwio – zwrócił się do córki mężczyzna. – Dziś otrzymujesz swojego pierwszego Pokémona. Gratuluję i życzę ci wielu wygranych walk.

-Nie wiem, jak ci dziękować – niemal wykrzyknęła radosna dziewczynka. Pocałowała ojca w policzek i wybiegła do ogrodu.

Po raz ostatni tego dnia Liwia zastanowiła się, czemu nie może odebrać Pokémona razem z innymi nowymi trenerami z Tomaszowa Mazowieckiego. W zasadzie nie odczułaby różnicy – mieszkała w każdym miejscu najwyżej miesiąc i nawet nie trudziła się szukaniem nowych kolegów. Po dobiegnięciu do fontanny wypuściła ze środka Pokéballa małego, różowego Pokémona...

* * *

W drodze na Ceremonię Przydziału idąc wzdłuż ulicy Strzeleckiej chłopcy wymieniali się swoimi pierwszymi planami. Patryk i Norbert zgodnie stwierdzili, że na pierwszy cel idzie Stadion Pokémon w Łodzi.

-W zasadzie, to też tam idę. W Łodzi mam do załatwienia kilka spraw – tajemniczo stwierdził Dawid.

-Pewnie z twoją „żoną”. Zresztą, też tam się wybieram. Do Łodzi mamy najbliżej – Tomek podpisał się pod zdaniem innych.

-W takim razie postaram się być oryginalny – wtrącił się Paweł. - Ja celuję w Stadion w Kielcach.

Ta informacja zaskoczyła wszystkich. Paweł pospieszył z wyjaśnieniami.

-Chcę złapać Kabuto. Można je w okolicy spotkać jedynie w Górach Świętokrzyskich.

To wiele wyjaśniło. Paweł nosił się z zamiarem posiadania Kabuto od zawsze, a Góry Świętokrzyskie były rajem dla maniaków prehistorycznych Pokémonów.

Po drodze Tomek zauważał najróżniejsze osoby, które znał z widzenia. Wszystkie kierowały się na Przystań nad Pilicą...

* * *

Mały buldog nieufnie patrzył na Liwię. Niespokojnie potrząsał swoimi wstążkopodobnymi uszami. Liwia nie zdawała się tego dostrzegać. Pełna entuzjazmu ściskając swojego pierwszego Pokémona wykrzyknęła:

-Snubbull! Tak się cieszę! Zostaniesz moją przyjaciółką?

Mała Snubbull obwąchała Liwię. Teraz nieco bardziej otwarcie roześmiała się i uśmiechnęła. Fali szczęścia, która ogarnęła dziewczynę, sama świeżo upieczona trenerka nie potrafiłaby opisać.

Zza okna scenie tej przypatrywał się ojciec Liwii, rozmawiając jednocześnie przez komórkę. Liwia dostrzegła, że jest zdenerwowany, jednak nie przykładała do tego większej wagi. W tym momencie liczyła się dla niej tylko Snubbull. Wiedziała, że od jutra czeka ją ciężki trening, który ma pomóc Liwii dostać się do Ligi Pokémon.

* * *

Przed wejściem na przystań rozstawiona była olbrzymia scena, na której właśnie występował zespół Pizza Łomot. Tomek nie zwróciłby na muzykę specjalnej uwagi, choćby występowały Varius Manx czy Cascada, ale ta muzyka musiała podobać się jednej z jego koleżanek.

Oddalił się z Patrykiem i Norbertem od pozostałych dwóch chłopaków. Jako, iż zamierzali wybrać typy trawiaste, ich stanowisko znajdowało się z dala od celu drogi Dawida i Pawła. Po machnięciu dla otuchy ręką Tomek poszedł sam po swojego pierwszego Pokémona, zostawiając dwóch kolegów...

-Nazwisko – rzucił krótko łysiejący mężczyzna w okularach za ladą stoiska.

-Tomasz Konicki, przyszedłem po...

-Wiem, po co przyszedłeś. Inaczej stałbyś przy innym stoisku – niegrzecznie wtrącił człowiek wydający Pokémony. Chyba był już zmęczony ciągłym hałasem dobiegającym z okolicy.

Tomek dostał do ręki Pokéball z przyczepionym numerem 169. Po ostrożnym zdjęciu kartki z liczbą odszedł kilka kroków i wypuścił swojego pierwszego Pokémona na zewnątrz...

Seledynowy dinozaur z zieloną bulwą na plecach, wylądował miękko na swoich czterech łapkach. Rozejrzał się spokojnie dookoła, starając się domyśleć, gdzie też się znalazł. Tomek lekko nerwowym głosem zwrócił się do niego:

-Bulbasaur? Nazywam się Tomek i jestem twoim nowym trenerem. Zaprzyjaźnimy się? – nieśmiało zapytał chłopak.

-Bulba? – pytająco zwrócił się do niego Pokémon. Tomek zdał sobie sprawę, że jest znacznie bardziej stremowany niż jego podopieczny. Wszystkie jego wyobrażenia tego momentu legły w gruzach.

-Bulbasaur, pójdziemy teraz tam – Tomek wskazał palcem na górujący nieznacznie nad placem wał. Miasto Tomaszów planowało wzniesienie tam stadionu sportowego, ale budowy nie ukończono. W mieszkaniu Dawida Tomek z chłopakami ustalił, że to tu spotkają się po odbiorze Pokémonów.

Bulbasaur kiwnął lekko głową i nie czekając na trenera powoli skierował się ku podwyższeniu.

* * *

Tomek na wzgórzu pojawił się pierwszy. Chwilę później dołączyli Patryk i Norbert, obaj trzymając w rękach Turtwigi – zielonkawe żółwie z gałązką na głowie i brązową skorupą na plecach. Ich Pokémony spoglądały na siebie groźnie. Już po kilku minutach, podczas zabawy z nowymi podopiecznymi (głównie z żółwiami – Bulbasaur zdawał się nie zaprzątać sobie głowy takimi rzeczami jak ganianie się), dołączyli do nich Dawid i Paweł. Krok w krok za nimi dreptały na dwóch łapach pomarańczowe jaszczurki z płomykiem na ogonie – Charmandery.

-Widzę, że wybraliście trawiaste Pokémony – zauważył radośnie Dawid. – Łatwiej będzie mi was pokonać!

-Chciałbyś. Nie jesteśmy gorsi, bo mamy typy trawiaste – zwrócił uwagę Patryk. – Zgadza się Turtwig? Pokémon kiwnął głową z zapałem. Zdawał się mieć potencjał na nieustępliwego wojownika.

-W takim razie udowodnij mi to! Wyzywam cię na walkę jeden na jednego – zwrócił się do Patryka Dawid. Uwadze Tomka nie mogło ujść to, że Patryk lekko zbladł, zbliżając się kolorem twarzy do Dawida.

-Zgadzam się.

-Będziemy walczyć na środku tego stadionu. Jesteś gotowy, Charmander?

-Char, charmander – odezwał się raźnym głosem Pokémon-jaszczurka.

* * *

Tomek, Norbert i Paweł usadowili się pod drzewkiem pod nieukończonymi trybunami w połowie długości stadionu. Płomień z ogona Charmandera Pawła był jedynym źródłem światła w ich okolicy – było już po dziesiątej wieczorem. Patryk i Dawid ze swoimi Pokémonami szykowali się do walki. Sędziami mieli być trzej obserwatorzy spod drzewa.

-Zaczynamy walkę jeden na jeden, Patryk kontra Dawid. Start!

-Turtwig, zacznij od Uderzenia!

-Charmander, unik.

Żółw Patryka wyrwał się do przodu, jednak jego prędkość była dość niska. Zanim dobiegł do Charmandera, minęło kilkanaście sekund. Jaszczurka w tym czasie zdążył się odsunąć.

-Charmander, użyj Warczenia!

Odgłos wydany przez jaszczurkę lekko zdenerwował Turtwiga. Tomek wiedział, że ten ruch ma na celu powstrzymać Patryka od uderzania z dużą siłą. Patryk zdawał się zdenerwować jeszcze bardziej.

-To nic, Turtwig. Czas na jeszcze jedno Uderzenie!

-Charmander, tym razem Drapanie!

Turtwig jeszcze raz wyskoczył ku Charmanderowi, ten jednak uskoczył na bok i boleśnie drapnął Pokémona Patryka. Żółw wydał pomruk bólu. Jeszcze jedno drapnięcie powaliło Turtwiga na piaszczysty grunt. Uśmiech na twarzy Charmandera zdecydowanie się rozszerzył.

-To już koniec tej walki, Patryk! Nie masz żadnych szans.

-Nie mogę przegrać w taki sposób! Turtwig, czy masz siłę walczyć? – zapytał Patryk swojego Pokémona.

-Turt, turt, turt...

Rytmiczne odgłosy Turtwiga nabierały siły, gdy podnosił się coraz wyżej. Pokémona Patryka otoczyła zielonkawa aura, świecąca równie mocno jak płomień na ogonie Charmandera.

-Zarośnięcie! Świetnie Turtwig! – Patryk wreszcie przestał się denerwować, za to podskoczył z radości.

-Zarośnięcie? Czy to nie wzmacnia czasem siły ataków trawiastych? – zapytał się Paweł.

-Zgadza się. Ale Patryk za wcześnie się cieszy – zauważył Tomek. – Ta zdolność aktywuje się tylko wtedy, gdy Pokémon jest skrajnie wyczerpany...

-Czyli ta walka może już nie trwać długo? – zadał retoryczne pytanie Paweł.

-O, mentos...

Ostatnia wypowiedź Norberta rozśmieszyła Tomka niemal do łez. Gdy lekko się uspokoił, zobaczył atak Ostrym Liściem – kilkanaście zielonych obiektów w kształcie liści lipy frunęło z zatrważającą prędkością ku Charmanderowi. Jaszczurka nie zdołała uniknąć ciosu i odleciała kilka metrów w tył. Nawet wzmocniony Zarośnięciem atak nie był w stanie pokonać przewagi typu ognistego nad trawiastym...

-Charmander, pora to szybko skończyć. Żar!

-Turtwig, zablokuj Ostrym Liściem!

Płomień z paszczy Charmandera i liście z gałęzi Turtwiga zderzyły się w połowie drogi między Pokémonami. Żółw ledwo trzymał się na nogach, wkładając wszystkie siły w utrzymanie płomienia z dala od siebie. Charmander jednak również nie wyglądał tak żwawo jak wcześniej...

Nie wiadomo, w którym momencie podczas tej próby sił, Charmander również otoczony został blaskiem – w dodatku był to Blask, w kolorze czerwonym. Przerażenie pojawiło się w błękitnych oczach Patryka, zabłysnęły mocnym, pomarańczowoczerwonym kolorem... Żar w ułamku sekundy spopielił Ostre Liście i uderzył całą mocą w Turtwiga. Ten odtoczył się po ziemi i, czego niezaprzeczalnym dowodem były spiralki w miejscu oczu, nie był zdolny do kontynuowania walki. Patryk pochylił się nad swoim Pokémonem, smutny z powodu przegranej pierwszej walki. Promieniem czerwonej energii schował Turtwiga z powrotem do Pokéballa.

Dawid podszedł do niego z triumfującym uśmieszkiem na twarzy. Tuż za nim kroczył słaby Charmander, aura Blasku już zdążyła zniknąć.

-Od razu wiedziałem, że przegrasz. Twój Pokémon po prostu nie miał szans z moim.

-W zasadzie – zauważył Tomek – to wynik meczu nie był tak z góry przesądzony. Gdyby Charmanderowi nie udało się aktywować Blasku...

-Nieważne – przerwał Patryk. – Przegrałem, szkoda. Ale następnym razem – spojrzał na Dawida wyzywająco – nie dam ci żadnej szansy.

-Pożyjemy, zobaczymy – uciął Dawid.

Chłopaki krótko później rozeszli się do domów. W drodze powrotnej Tomek zauważył, że mimo młodego wieku, jego Bulbasaur jest bardzo rozsądny i poważny. Nie odpowiadał w ogóle na próby nawiązania kontaktu przez trenera i powoli człapał w wyznaczonym kierunku. Gdy Wojtek wpuścił brata do domu, pierwszy września już za pięć minut miał stać się historią.

Pokémony, które wystąpiły w tym rozdziale (najedź myszką, żeby przeczytać imię):

Oddish Snubbull Bulbasaur Charmander Turtwig

Powrót